MacBook Pro spuszcza łomot konkurencji. Nie chodzi o wydajność
Testuję właśnie MacBooka Pro 16 z czipem M1 Max i znów mam ten sam problem, który odczuwałem, gdy był u mnie MacBook Pro 14. Komputery Apple'a zepsuły mi wszystkie inne laptopy i wcale nie chodzi o ich wydajność.
Zanim ktoś tu mnie posądzi o bycie sadownikiem, owcą czy apologetą Apple'a, muszę podkreślić, że jako człowieka parającego się na co dzień pracą bądź co bądź kreatywną, niepomiernie irytuje mnie to, jak dalece lepiej skrojone do takiej pracy są komputery Giganta z Cupertino. A irytuje mnie to, bo prawdę mówiąc nie jestem dziś wielkim fanem komputerów Apple'a. Skutecznie wyleczył mnie z tego zakup MacBooka Pro 16 2019 r., na którego wydałem mnóstwo pieniędzy, a który przyprawiał mnie o ból głowy niemal każdego dnia.
Do dziś nieszczególnie lubię się z komputerami Apple'a. Nienawidzę macOS i nic nie może tego zmienić - wymuszony przez firmę Tima Cooka sposób zarządzania oknami, plikami i folderami jest dla mnie tak nienaturalny i niepasujący do mojego własnego stylu pracy, że nawet lata pracy na MacBooku nie potrafiły zmienić moich przyzwyczajeń. To samo dotyczy oprogramowania - niesamowicie doceniam i szanuję to, jak doskonale zoptymalizowany jest np. Final Cut Pro, ale logika tego programu jest dla mnie absurdem i nawet gdy już mi się wydaje, że osiągam w nim jako-taką swobodę, nie czuję się w nim dobrze. To samo dotyczy Logic Pro, który co prawda łoi konkurencję na prawo i lewo, jeśli chodzi o stosunek ceny do możliwości, oraz jakość wbudowanych wtyczek i sampli, ale jest tak idiotycznie odmienny w swojej filozofii względem innych DAW-ów, że zęby bolą.
Mówiąc inaczej, nienawidzę, gdy muszę się dostosowywać do maszyny. To maszyna powinna się dostosować do mnie, nie na odwrót, a urządzenia Apple'a zwyczajnie na to nie pozwalają. Stąd też zawsze jest mi bliżej do maszyn z Windowsem - nawet jeśli komputery partnerów Microsoftu nie są tak piękne, tak szybkie czy nie pracują na jednym ładowaniu aż tak długo, to na nich czuję się jak w domu.
Tym niemniej są dwie kwestie, przez które każdy kontakt z dowolną wydajną maszyną z Windowsem ostatnio strasznie mnie irytuje. A wszystko to przez MacBooka Pro, który pod co najmniej dwoma względami stanowi niedościgniony wzór świata laptopów - i wcale nie mówię tu o ekranie, wydajności czy czasie pracy.
MacBook Pro nie ma sobie równych w zachowaniu ciszy i robieniu hałasu jednocześnie.
Jakkolwiek dziwnie to brzmi, tak właśnie jest. MacBook Pro 16 to obiektywnie potężny laptop. Naprawdę mocny komputer, którego wydajnością wyprzedzają tylko najszybsze laptopy dla graczy. Sęk w tym, że MacBook Pro 16 osiąga porównywalną wydajność i nie wydaje z siebie choćby szmeru, podczas gdy maszyny z Windowsem zwykle nawet podczas przeglądania internetu wydają z siebie szum, a podczas wymagających zadań emitują odgłosy startującego odrzutowca.
Po kilku tygodniach obcowania z MacBookiem Pro 14 i 16, które nie wydają z siebie choćby szmeru podczas najbardziej skomplikowanych operacji, naprawdę trudno jest wrócić do komputera, który zaczyna głośno szumieć, bo Windows akurat postanowił uruchomić w tle jakiś zasobożerny proces, albo bo akurat oglądane wideo korzysta z kodeka, który w szczególny sposób obciąża GPU. Kultura pracy MacBooków Pro z czipami M1 Pro i Max nie ma sobie równych. I nawet najcichsze, najbardziej kulturalne laptopy z Windowsem irytują mnie niemożebnie; wręcz nieproporcjonalnie do skali problemu. Trudno jednak nie irytować się hałasem, podczas gdy istnieje maszyna, która nie emituje szumu wiatraków.
I trudno też się nie denerwować, gdy podczas testów kolejnego laptopa, nierzadko droższego od MacBooka, okazuje się, że żaden laptop z Windowsem nie ma tak dobrych głośników, jak MacBook.
MacBook Pro 16 z czipem M1 Pro/Max ma głośniki lepsze od niejednego zewnętrznego zestawu audio. Nie przesadzam - są naprawdę niesamowite. Były już w modelu z 2019 r., z którym obcowałem codziennie przez ponad 2 lata, ale w ubiegłorocznych modelach są jeszcze lepsze. I naprawdę nie potrafię zaakceptować faktu, że żaden z konkurentów nie oferuje zbliżonej jakości audio w swoim laptopie. Ok, ostatnio pozytywnie zaskoczyły mnie Asus Zephyrus ROG G14 i Microsoft Surface Laptop Studio, ale mówimy tu o maszynach kosztujących prawie tyle samo, co MacBook Pro, a mimo to mających gorsze głośniki, gorszą kulturę pracy i słabsze (w przypadku Surface'a) podzespoły niż MacBook Pro.
Trudno mi wyrazić słowami, jak bardzo to frustujące, bo zdaję sobie sprawę, iż większość osób zwraca uwagę na zupełnie inne kwestie, poszukując nowego komputera przenośnego. Większość osób, z którymi rozmawiałem, nie ma problemu z szumem wiatraków czy słabszymi głośnikami, choć… na szczęście znam też takich, którym przeszkadzają one w równym stopniu co mnie. W każdym razie, gdy zdjąłem dziś MacBooka Pro 16 z biurka, by postawić na nim mój własny laptop, bardziej niż kiedykolwiek zdałem sobie sprawę, jak bardzo drażnią mnie te prozaiczne kwestie, których z jakiegoś powodu żaden producent nie potrafi sensownie rozwiązać.
A to wywołuje mnie mnie irracjonalne "fomo" i chęć zmiany komputera, choć obiektywnie… nie ma ku temu powodów. Mój laptop jest szybszy od MacBooka Pro 16 z czipem M1 Max, a do tego mam na nim gry, które mogę odpalać w najwyższej jakości. Ma wyświetlacz, który nie ustępuje MacBookowi pod względem reprodukcji kolorów, a do tego odświeża obraz z częstotliwością 240 Hz. Ma klawiaturę, którą uwielbiam, podczas gdy szczerze nie znoszę tej z MacBooka. Ma system operacyjny, na którym czuję się dobrze i który mogę dostosować do mojego stylu pracy, podczas gdy macOS doprowadza mnie do szału. Kiedy jednak słyszę, jak włączają mu się wiatraki - bez wyraźnego powodu - i gdy słyszę, jak cieniutko grają głośniki na tle leżącego obok Maca, coś we mnie pęka, a palce same wklepują www.Apple.pl na klawiaturze.
Jeśli miałbym jakieś życzenie odnośnie laptopów z Windowsem na 2022 r., prosiłbym: naprawcie to.
Niech już będzie, że wydajne laptopy z Windowsem i procesorami x86 nie są w stanie pracować tak długo na jednym ładowaniu, jak Apple Silicon. Niech już będzie, że potrzebują pracy pod ładowarką, żeby uzyskać pełną moc obliczeniową. Ale na miłość boską… niech przestaną tak szumieć i niech zaczną porządnie grać. Apple w tym zakresie tak bardzo wyprzedza konkurencje - i to od lat, a nie od czasu czipów M1! - że to naprawdę przestało być zabawne. Kultura pracy i jakość osprzętu są równie ważne, co wydajność i design. Pora, by producenci laptopów w końcu to zrozumieli.