REKLAMA

Bezprzewodowy ból głowy. Jedna usterka Bluetooth sprawiła, że zatęskniłem za przewodami

Słynne Prawa Murphy’ego mówią z grubsza o tym, że wszystko, co może pójść nie tak, pójdzie nie tak. Dziś doświadczyłem tego na własnej skórze, na własnym biurku, przekonując się jednocześnie, że być może popełniłem błąd kompletnie rezygnując z kabli.

15.12.2021 19.33
Logitech G915 Lightspeed
REKLAMA

Jako że na co dzień wyznaję zasadę, że lepiej raz wydać więcej, niż pięć razy kupić badziew, przez większość czasu złego słowa nie mogę powiedzieć na sprzęty elektroniczne, których używam prywatnie. Dotyczy to przede wszystkim mojego biurka, czyli mojego miejsca pracy, którego najtańszym elementem jest… samo biurko. Dziwnie się pracuje ze świadomością, że ikeowy blat i nogi kosztowały mniej więcej połowę tego, co klawiatura na której wystukuję te słowa, ale tak jakoś wyszło (przyjmę polecajki biurek siedząco-stojących!).

REKLAMA

Tym nieco przydługim wstępem zmierzam do faktu, iż mimo tego, że na co dzień korzystam raczej z jakościowych produktów, które się nie psują, tak czasem dochodzi do takich sytuacji jak dziś, gdy katastrofa goni katastrofę, a ja mam ochotę wyrzucić moje kosztowne akcesoria przez okno. Wszystkie dzisiejsze bolączki mają jednak wspólny mianownik – dotyczą łączności bezprzewodowej.

Bezprzewodowy ból głowy, czyli co zrobić, gdy Bluetooth nie działa.

Zaczęło się dość niewinnie – od komunikatu o krytycznym poziomie naładowania w myszce, której używam, Logitech MX Master 3. Żaden problem, wyciągam kabel, podłączam go i ładuję gryzonia.

Sęk w tym, że dziś coś poszło nie tak i po podłączeniu kablem… myszka nagle przestała działać. Odłączyłem kabel – działa. Podłączam kabel – nie działa. Rozwiązanie problemu znalazłem dość szybko; okazało się, że po podłączeniu przewodu z komputera ten z jakiegoś powodu uznawał, że bezprzewodowy protokół dla myszki już nie musi być aktywny i po prostu go wyłączał. Bywa. Naładowałem myszkę z powerbanka i zapomniałem o problemie.

 class="wp-image-1418186"

Problem wrócił około godziny później, gdy nagle łączność zaczęła tracić moja klawiatura Bluetooth. Klawisze przestawały działać, niektóre wciskały się podwójnie. Nie panikowałem, bo dość dobrze znałem te symptomy – ot, kolejny bezprzewodowy sprzęt, który się rozładowuje. Podłączyłem kabel, klawiatura znów zaczęła działać.

Sęk w tym, że… gdy już się naładowała, to nagle komputer przestał ją rozpoznawać. Nie pomogła próba ponownego parowania, nie pomogła reinstalacja oprogramowania klawiatury. Na szczęście klawiatur ci u nas dostatek, więc po prostu sięgnąłem do przepastnego worka z klawiaturami i wyjąłem inną. Tym razem – wiedziony przeczuciem, iż coś niedobrego może się dziać z modułem Bluetooth w moim laptopie – sięgnąłem po model gamingowy, z własnym adapterem USB 2,4 GHz. To samo zrobiłem z myszką – wyjąłem sprawdzoną G502, której używam do grania, podłączyłem adapter USB i po problemie. Na chwilę miałem klawiaturę i myszkę.

Niestety jako że klawiatury nie używałem od kilku dni, ta szybko okazała się rozładowana. A że to nieco starszy model, to jej port ładowania wciąż ma kształt microUSB, do którego to – jak się okazało – wyparowały mi wszystkie kable. By ją naładować, musiałem sięgnąć w mroczne miejsce, które każdy ma w domu: do szuflady z kablami i po kilku długich minutach poszukiwań rozplątać węzeł gordyjski z przewodów USB, by wysupłać ostatni przewód microUSB, jaki miałem w mieszkaniu.

 class="wp-image-1418168"

W międzyczasie doszedłem do tego, że istotnie, moje podejrzenie odnośnie awarii Bluetooth było słuszne. Przekonałem się o tym na 15 minut przed ważnym callem biznesowym, do którego jak zwykle chciałem wykorzystać słuchawki TWS. Niestety z jakiegoś powodu słuchawki nie chciały się połączyć, a gdy zacząłem grzebać w ustawieniach okazało się, że… cały panel łączności Bluetooth po prostu wyparował. Nie miałem jednak czasu w tej chwili się tym zajmować, wszak za chwilę miałem mieć calla, którego musiałem odbyć na komputerze, by przedstawić przygotowaną zawczasu ofertę. Z telefonu by się nie udało. Co więc zostało? Zdjęcie z haka przewodowych słuchawek Audio-Technica, których używam wyłącznie do ćwiczenia gry na gitarze elektrycznej i skorzystanie z mikrofonu wbudowanego w laptopa.

A więc Bluetooth umarł, klawiatura i myszka działały na donglach, słuchawki podłączyłem po kablu. Co jeszcze mogło pójść nie tak? Drukarka. Jakże by inaczej. Z sobie tylko znanego powodu mój nie taki znowu leciwy Epson postanowił przestać rozpoznawać komputery w sieci osobistej. I już myślałem, że skończy się koniecznością wyciągnięcia kabla i wpięcia się fizycznie do drukarki, żeby wydrukować etykietę dla kuriera, ale udało się wydrukować poprzez AirPrint. Co śmieszne, drukowanie z telefonu z Androidem nie zadziałało. Ach, te drukarki.

W czasie gdy ja walczyłem z drukarką, mój laptop zdążył przejść w tryb uśpienia i tu odkryłem kolejny urok bezprzewodowej wygody. Zwykle robię tak, że podchodzę do biurka, dotykam spacji i laptop oraz podłączony do niego monitor same się wybudzają. Tym razem jednak po naciśnięciu spacji… nic się nie stało. Naciśnięcie przycisku myszy również nic nie dało. Dopiero wciśnięcie klawiszy na klawiaturze samego laptopa poskutkowało wybudzeniem komputera, a wraz z nim zaczęły działać także klawiatura i myszka. Powód? Iście prozaiczny – dongle USB były wpięte do stacji dokującej, a nie bezpośrednio do laptopa. Gdy laptop był uśpiony, nie przyjmował on sygnału z podłączonych adapterów USB.

Razer Huntsman V2 class="wp-image-1926869"
Razer Huntsman V2

Kiedy w końcu, zrezygnowany do ostatnich granic, wybudziłem komputer i zacząłem poszukiwać przyczyny wszystkich dzisiejszych problemów, zobaczyłem w prawym dolnym rogu komputera ikonę z pomarańczową kropką. Oczywiście – w Windows Update oczekiwała niezainstalowana aktualizacja z ważnymi poprawkami. Ostatnie dni pracowałem nad ważnym projektem, więc nie chciałem, by aktualizacja coś popsuła, toteż odkładałem ją na później. Jak widać – karma wróciła i zemściła się za moją pozorną przezorność.

Po zainstalowaniu aktualizacji wszystko wróciło do normy. Panel Bluetooth wrócił na miejsce, klawiatura i myszka zaczęły działać, słuchawki połączyły się bez problemu. Drukarka co prawda dalej nie działa, ale to diabelskie nasienie mogą wyleczyć już chyba wyłącznie egzorcyzmy (lub wymiana na nowy model).

Czasem kable mają rację bytu.

Choć taki dzień zdarza się co najwyżej raz na kilka miesięcy, tak uczciwie mówiąc, nie jest to pierwszy raz, kiedy bezprzewodowe akcesoria robią mi niespodziewanego psikusa. Problemy z łącznością Bluetooth dopadały mnie regularnie gdy używałem MacBooka i dopadają też teraz, gdy korzystam z laptopa z Windowsem. I nawet nie zliczę, ile razy wyklinałem na bezprzewodową klawiaturę gamingową, gdy ta rozładowywała się w najmniej spodziewanym momencie.

 class="wp-image-1926854"
REKLAMA

Żadnego z problemów tego typu nie doświadczałem, gdy korzystałem z przewodowych akcesoriów. Przez ostatni miesiąc miałem na biurku znakomitą klawiaturę Razer Huntsman V2. W recenzji wytknąłem jej, że w tej cenie powinna być bezprzewodowa, ale gdy o tym pomyślę, to przez kilka tygodni w ogóle nie myślałem o jej sposobie podłączenia. Kabel wcale nie irytował, za to stabilność połączenia była doskonała. I ani razu nie musiałem jej ładować, co oczywiste. Podobnie nie miewam żadnych problemów, gdy korzystam z przewodowych słuchawek. Podłączam je do interfejsu audio kablem, który puszczam bokiem wzdłuż klawiatury, żeby mieć go po lewej stronie i tyle – przestaję o nich myśleć, wszystko działa. Może plątanina kabli na biurku niezbyt estetycznie wygląda, ale przynajmniej nie przyprawia mnie o ból głowy kłopotami z połączeniem. I uczciwie rzecz biorąc, nie pamiętam też, bym miał większe problemy z drukarkami, dopóki podłączałem je przewodem. Dopiero gdy zachciało mi się wyeksmitować drukarkę do drugiego pokoju i połączyć ją przez WiFi, pojawiły się problemy z drukowaniem.

Próbuję przez to wszystko powiedzieć, że czasem wygoda, którą doceniamy przez 90 proc. czasu (w tym przypadku wygoda braku kabli) może później przyczynić się do 10 proc. problemów, które przyprawią o taki ból głowy, że cały czas spędzony w spokoju przestaje mieć znaczenie. Dziś chyba po prostu miałem pechowy dzień. Ale prawdę mówiąc… wpłynął on na mnie na tyle, że właśnie rozglądam się za klawiaturą i myszką na kablu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA