REKLAMA

Kupują jedną kawę i udają, że lokal to ich biuro. Kawiarnie zdradzają, jak z tym walczą

6 na 10 pracowników na świecie pracuje zdalnie cały tydzień, a ponad 50 proc. od 1 do 3 dni w tygodniu. Polska też dogania światowe trendy, niemal jedna trzecia respondentów badania grupy IWG 2018 r. zaznaczyła, że pracuje poza biurem raz w tygodniu. Kawiarniom nie za bardzo opłacają się tacy klienci.

Praca zdalna w kawiarniach
REKLAMA
REKLAMA

Z badania Grupy IWG, zrzeszającej dostawców przestrzeni roboczej (w tym firm Regus i Spaces), wynika, że na świecie już 62 proc. pracowników ma możliwość pracy zdalnej na co dzień, a ok. 70 proc. managerów czy właścicieli firm korzysta z telepracy przynajmniej raz w tygodniu. W Polsce co trzecia firma umożliwia pracę zdalną. Respondenci badania wskazali, że praca elastyczna, także zdalna, jest jednym z najbardziej pożądanych atutów pracowniczych. Ponad 75 proc. ankietowanych osób przyznaje, że wybrałoby telepracę.

Liczba osób, które pracują zdalnie, wzrosła o 115 proc. w porównaniu do 2005 r., wskazuje raport FlexJobs i Global Workplace Analytics. I to bez uwzględnienia osób samozatrudnionych.

Wielu z tych, którzy mają możliwość pracy poza biurem, nie siedzi w domu, a wybiera się chętnie do kawiarni. W momencie, gdy większość klientów to ludzie wpatrujący się w ekrany laptopów, cierpi atmosfera lokalu. Kawiarnie, które jeszcze wczoraj były wypełnione życiem, dzisiaj zanurzają się w ciszy przerywanej przez klekot klawiatur. Dodatkowo, tacy klienci często wykorzystują kawiarnie jako własne biuro przez cały dzień i robią to w cenie jednej kawy.

The New York Times porozmawiał z właścicielami niektórych amerykańskich kawiarni i dowiedział się, jak próbują walczyć z trendem, który się nasila.

Z reguły wybierają jedną z dwóch opcji.

Właściciele kawiarni zazwyczaj stają przed trudnym wyborem. Pierwszą opcją jest „wygonienie” po pewnym czasie klientów-pracowników, którzy przyszli z laptopami. Drugą, jest poświęcenie klientowi większej uwagi i regularne pytanie, czy chcieliby zamówić coś jeszcze. Działanie to ma wzbudzić poczucie winy u klienta. Obsłudze pozostaje mieć nadzieję, że klient się złamie i okaże lojalność, zamawiając coś jeszcze. A jeśli nie, to sam opuści lokal.

Zaledwie trzy dni po otwarciu lokalu wszystkie 70 miejsc w kawiarni Go Get Em Tiger w Los Angeles było stale zajętych. Właściciele kawiarni jednak nie byli zachwyceni, bo zamiast miejsca, w którym ludzie rozmawiają ze sobą, zobaczyli biuro z cicho siedzącymi pracownikami.

W pewnym momencie Kyle Glanville — właściciel — podszedł do routera i go wyłączył. Oczywiście, każdy właściciel smartfona może połączyć sięz  internetem mobilnym, jednak ta decyzja pomogła klarownie określić pozycję lokalu w stosunku do takich klientów.

Półtora roku później w kawiarni wciąż były zajęte wszystkie miejsca, jednak panowała pełna życia atmosfera. Ludzie rozmawiali ze sobą, natomiast z laptopem siedziała już tylko jedna osoba.

Całkowite odrzucenie Wi-Fi w kawiarni jest radykalnym i prawdopodobnie najłatwiejszym wyjściem z sytuacji. Jednak Glanville jest pewny, że jedna podstawowa zasada wydaje się bardziej przyjazna dla klienta niż wiele ograniczeń.

Rich Nieto, właściciel kawiarni Sweetleaf w Long Island City w Nowym Jorku, zrobił inaczej. W kawiarni na 25 miejsc, właściciel postanowił przydzielić osobny ośmioosobowy pokój dla tych, którzy pracują z laptopem.

Nie pomogło to całkowicie uniknąć dziwnych sytuacji. Pewnego wieczoru, gdy wszystkie osiem miejsc było zajętych, jeden z klientów wziął laptopa i poszedł do głównego pomieszczenia. Podszedł do ściany, oderwał kawałek tapety zakrywającej gniazdko i bez skrupułów podłączył laptopa.

„Trzy godziny z kawą kupioną za pięć dolarów — ten model nie sprawdza się w kawiarniach” - mówi David Winn, współwłaściciel kawiarni Triniti na Sunset Boulevard w Los Angeles.

Nawet te kawiarnie i restauracje, które są gotowe przyjąć u siebie klientów z laptopami, szukają nowych sposobów interakcji z nimi. W Los Angeles kawiarnia Triniti oferuje darmowy Wi-Fi pod warunkiem, że raz na dwie godziny klient spotka się z kelnerem lub barmanem „twarzą w twarz” i tylko w taki sposób będzie mógł dostać nowe hasło do Wi-Fi.  Założyciel kawiarni przekonuje, że rozmawiając z pracownikiem lokalu, czując „zapach kuchni”, klient decyduje się na dodatkowe zamówienie.

Brak gniazdek elektrycznych - to kolejny pomysł na walkę ze zjawiskiem.

Właściciele Rose Cafe w Silicon Beach w Los Angeles przyjmują pracowników z laptopami, ale nie przewidzieli dla nich gniazdek elektrycznych. Rozładował się laptop? To idź do domu.

Założyciele Rose Cafe są w stanie przydzielić osobną przestrzeń na 85-90 miejsc dla pracowników pobliskich firm Google'a, BuzzFeeda i Snapchata, a także freelancerów. Jednak jest ważna zasada — żadnych laptopów w głównym pomieszczeniu kawiarni.

Rose Cafe oferuje bezpłatny bezprzewodowy dostęp do Internetu, ale co dwie godziny konieczne jest ponowne zalogowanie się. Użytkownik jest proszony o podanie adresu e-mail i zgody na wykorzystanie go w celach marketingowych. Podczas gdy klient wpisuje adres, widzi przed sobą przypomnienie, że „nadszedł czas, aby zamówić coś jeszcze”.

O godzinie 17:30 w kawiarni jest wyłączane Wi-Fi, co jest przypomnieniem, że czas pracy dobiegł końca. W pomieszczeniu również nie są udostępnione gniazdka elektryczne — jeśli laptop jest martwy, to czas iść do domu.

REKLAMA

Kwestia korzyści dla klienta jest indywidualna. Założyciel platformy Ghost Influence Brian Svichkov wydaje na kawę, śniadanie i lunch w Rose Cafe około 350 dol. miesięcznie. Jednak to wciąż jest o 100 dol. taniej niż miesięczna opłata za miejsce w coworkingu.

Właściciele lokali podkreślają, że dziś nie ma powszechnie akceptowanej strategii co do tego, jak postępować z takimi klientami. Nie mniej jednak biorąc pod uwagę rosnącą liczbę pracowników zdalnych — strategia zachowania w stosunku do nich będzie musiała zostać wypracowana. Jej finalna wersja niekoniecznie będzie korzystna dla freelancerów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA