REKLAMA

Pani Zosia jest już starsza. Nadal ma gdzieś fragmentację Androida i ograniczenia iOS-a

Pamiętacie panią Zosię? Lata temu na Spider’s Web była uosobieniem zwykłego użytkownika, który kupując smartfon nie zwraca uwagi na specyfikację, ma gdzieś benchmarki i fragmentację Androida. Pani Zosia i (nie bądźmy seksistami) pan Józek są już starsi, ale nadal nie frasują się tymi rzeczami. I trudno im się dziwić.

Pani Zosia jest starsza. Nadal ma gdzieś fragmentację Androida
REKLAMA
REKLAMA

Gdy my, nerdzi i fanboje, potrafimy pozabijać się w plemiennej wojnie między zwolennikami iOS, Androida czy Windowsa pani Zosia i pan Józek pójdą do salonu operatora, a czasem sklepu z elektroniką i wybiorą kolejny smartfon. Nie będzie temu towarzyszyć wielogodzinny namysł, wertowanie wątków na forach internetowych. Prędzej Zośka czy Józek zadzwonią do znajomego, który w ich mniemaniu „się zna” i zapytają, jaki telefon („komórkę”) by polecił. Tak było, jest i będzie. Sam odbieram w ciągu roku kilkanaście takich maili, wiadomości na Messengerze i telefonów od znajomych.

Przebieg rozmowy najczęściej nie ma nic wspólnego ze specyfikacją. No bo czym różnić się będzie dla zwykłego użytkownika jeden Snapdragon od drugiego? Ktoś, kto męczył się z biedafonem z Androidem, który ledwo zipał na swoich 512 MB RAM-u, z rzadka przyswoi sobie prostą w jego mniemaniu prawidłowość „więcej RAM-u: dobrze, mniej: źle”. Jeżeli nie będzie nawet znał akronimu „RAM” zaświta mu gdzieś, że telefon miał problemy z wydajnością. W praktyce w 9 przypadkach na 10 termin ten nie padnie w ogóle.

Co będzie najważniejsze dla pani Zosi czy pana Józka?

Złośliwi powiedzą, że wygląd. Rzeczywiście kwestie estetyczne potrafią odgrywać sporą rolę przy wyborze słuchawki. Nie jest prawdą, że tylko one się liczą. Z rozmów z ludźmi wiem, że jedno z pierwszych pytań będzie dotyczyć rozmiaru wyświetlacza. Znam naprawdę mało osób, które tak jak ja lubują się w ekranach powyżej 5,5 cala. Dla wielu ideałem pozostaje 4,5 – 4,7 cala. Co ciekawe, mam wśród znajomych też takich użytkowników, którzy potrzebują bodźca, by wybrać większe urządzenie, a potem nie zamieniliby go na inne. Po prostu musieli się przełamać.

Co dalej? Starsi proszą „by był prosty w obsłudze” i wyrażają obawy czy się jej nauczą. Pamiętam czasy, gdy mamie i teściowej rozpisywałem na kartce instrukcje krok po kroku. Po kilku dniach przestawały być potrzebne (instrukcje, nie matka czy teściowa). „Żeby robił dobre zdjęcia” – to kolejne często padające wymaganie. Przy czym „dobre” nie oznacza w tym przypadku jakości zdjęć z Samsunga Galaxy S7, Lumii 950XL czy LG G5. Chodzi o to, „by było na nich coś widać”. Można uśmiechać się czy nawet podkpiwać, ale nie ma powodu, bo bardzo często mówimy o ludziach, którzy wymieniają słuchawkę co 3, nawet 4 lata i korzystali z rozwiązań, które w eufemistyczny sposób można nazwać dziś „niesatysfakcjonującymi”. W okolicach końca tych dyskusji pojawia się jeszcze jeden wymóg i ma on również związek ze zdjęciami. „Żeby zmieściło mi się więcej zdjęć niż poprzednio”. To oczywiście dobra okazja, by pogadać o chmurze. 5 osób na 10 zapyta jeszcze o baterię. Jeżeli używali ficzerfona trzeba im będzie wytłumaczyć, że mogą pożegnać się z tygodniową pracą na jednym ładowaniu.

Pani Zosia i pan Józek nie mają wielkich wymagań, co nie znaczy, że smartfona używają wyłącznie do wykonywania połączeń i wysyłania wiadomości.

Wręcz przeciwnie. Przeglądają posty na Facebooku, czytają newsy na stronie ulubionej gazety lokalnej, przejrzą ofertę marketu, sprawdzą, które zioła wspomagają trawienie. Ostatnio zahipnotyzował mnie w komunikacji miejskiej widok starszej pani, mającej na pewno ponad 70 lat, która w trakcie podróży czytała na smartfonie jeden z serwisów informacyjnych.

Przeciętny użytkownik ma coraz większą świadomość możliwości, jakie daje smartfon. Niekoniecznie oznacza to, że świetnie radzi sobie z obsługą jego interfejsu. To dlatego tak często słyszymy na ulicy dzwonki dodane przez operatorów w ramach „brandu” czy widzimy takież tapety na ekranie głównym. Z tego samego powodu ten ostatni bywa chaotycznym tyglem ikonek do aplikacji, z których Zosia i Józek nigdy nie korzystali. Znam bardzo wiele osób, które nie wiedzą nawet, że na home screenie można posprzątać. Nie denerwują się aplikacyjnym spamem od operatorów i bloatwarem.

Zapytajcie kolegi, który ma inne pasje niż śledzenie nowinek technologicznych, jakie znaczenie ma dla niego fakt, że Android 6 obecny jest dopiero na 10 proc. urządzeń. Zaskoczcie koleżankę pytaniem o to , z której wersji Androida czy iOS korzysta. Zobaczycie konsternację i raczej brak zrozumienia. Ludzi to po prostu nie interesuje. Tylko niektórzy odpowiedzą w ogóle na pytanie z jakiego systemu mobilnego korzystają.

REKLAMA

Pani Zosia i pan Józek to ikony zwykłego użytkownika. Mają gdzieś nie tylko to czy ich smartfon dostanie aktualizację do Marshmallow, nie mówiąc o Androidzie N. Nie interesuje ich liczba rdzeni, rodzaj układu graficznego, zagęszczenie pikseli na cal. Chcą włączyć smartfon i z niego korzystać.

Tymczasem my będziemy nadal toczyć wojny, ściągać na pole bitwy coraz bardziej morderczy oręż. W pewnym momencie zdamy sobie sprawę,  że marnujemy energię. Aż wreszcie dojdziemy do wniosku, że trollujemy samych siebie. Bo przecież nic się nie stanie jeżeli nasze urządzenie nie otrzyma najnowszej wersji systemu chwilę po jej premierze.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA