REKLAMA

Jak zostałem blogerem technologicznym, czyli rusz tyłek i przestań narzekać

Jak zostałem blogerem technologicznym, czyli rusz tyłek i przestań narzekać
REKLAMA

Co chwilę czytam listy rozżalonych studentów i absolwentów, którzy za Ferdkiem Kiepskim powtarzają, że w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z ich predyspozycjami. I szlag mnie jasny trafia, bo wystarczy odrobina dobrych chęci.

REKLAMA

I nie piszę tego, bo mam ból dupy. Nie. Piszę to, ponieważ wiem to z własnego doświadczenia. Postawa roszczeniowa, a właśnie taką ma większość aktualnych studentów i młodych absolwentów studiów, z którymi się spotkałem, do niczego was nie doprowadzi. Chcecie mieć dobrą pracę, dobrze zarabiać i nie martwić się o swoją przyszłość? To wyrzućcie papierek, który zdobyliście i weźcie się do roboty.

Od zawsze lubiłem pisać

Tak moje drogi się potoczyły, że w liceum trafiłem do klasy o profilu ogólnym, czyli tak naprawdę nijakim. Dopiero po otrzymaniu dyplomu ukończenia nauki dowiedziałem się, że tak naprawdę miał rozszerzone historię, matematykę i język obcy, czyli kompletny misz-masz. Jednak lubiłem pisać. W owym liceum były zajęcia, a raczej kółko dziennikarskie. Zainteresowałem się nim i wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że może fajnie byłoby być dziennikarzem. Nigdy nie poszedłem na żadne spotkanie, ale to właśnie wtedy wybrałem swoją drogę. Tak przynajmniej lubię myśleć.

Rzuciłem studia i zaryzykowałem

Niestety, w moim mieście – Bydgoszczy – nie było zbyt wiele kierunków studiów, które by mnie zainteresowały. Siłą rzeczy wylądowałem na administracji. Już po dwóch miesiącach wiedziałem, że to nie jest kierunek dla mnie. Nie radziłem sobie źle. Bez problemu mogłem podejść do wszystkich egzaminów. Część zaliczyłem. Jednak strasznie się męczyłem. Na szczęście dowiedziałem się, że od przyszłego roku na tym samym uniwersytecie rusza nowy kierunek studiów – dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Szybko podjąłem decyzję o rzuceniu administracji. Nie była ona łatwa, w końcu nie miałem gwarancji, że dostanę się na dziennikarstwo. Jednak zaryzykowałem.

studenci studentka shutterstock studia

Miałem przed sobą pół roku nic nie robienia, ponieważ administrację opuściłem jeszcze w trakcie pierwszej sesji. Oczywiście szukałem pracy, ale nie było zbyt wiele ofert dla 19-latka po liceum. Jako że moja siostra mieszkała wtedy już od dłuższego czasu w Anglii, postanowiłem do niej pojechać, trochę dorobić. Na obczyźnie spędziłem 2 miesiące. Podszlifowałem trochę język i wróciłem do Polski. Tutaj zainteresowała mnie oferta jednego z serwisów internetowych o Bydgoszczy. Oczywiście nie była ona płatna, ale pomyślałem, że od czegoś trzeba zacząć. Zgłosiłem się, dostałem do redakcji i wtedy moja historia z dziennikarstwem zaczęła się na dobre. W tak zwanym międzyczasie dostałem się na studia. Ledwo, ledwo, bo w dodatkowym naborze, ale cel osiągnąłem.

Pisałem, pisałem i jeszcze raz pisałem

Moja przygoda z bydgoskim portalem nie trwała długo, ponieważ jeszcze na pierwszym roku studiów dostałem pracę w… Gadżetomanii. Zostałem blogerem technologicznym. Nie był mi to temat obcy. Zawsze dużo czytałem o nowych technologiach. Kupowałem Chip, Komputer Świat i inne czasopisma, które dotykały tematyki komputerów, telefonów i wszelkiej maści urządzeń elektronicznych. Jednak w pisaniu o nowych technologiach byłem tak naprawdę początkującym. Musiałem się sporo nauczyć. Początki były dobre.

Pisałem coraz więcej i coraz lepiej zarabiałem. W wieku 20 lat, na 2 miesiące przed zdaniem egzaminu na prawo jazdy, miałem już swój pierwszy samochód.

Kupiony, opłacany, naprawiany i tankowany za własne pieniądze. Nie chodzi oczywiście o to, żeby się chwalić. Był to stary Peugeot 205, który jeździł na gaz i kosztował 1,8 tys. złotych. Jednak wtedy własne auto było szczytem marzeń. Liczyło się dla mnie tylko to, że mogłem zabierać dziewczynę do kina i jeździć na zajęcia, co pozwalało mi zaoszczędzić sporo czasu. A ten był dla mnie na wagę złota, ponieważ często musiałem wstawać o 5:00 rano, aby napisać wszystkie swoje teksty i o 8:00 lub 9:00 być na zajęciach. Często wracałem wieczorem i znowu pisałem. Lubiłem to. Nie było łatwo, ale sprawiało i ciągle sprawia mi to ogromną przyjemność.

shutterstock_129888872

W Gadżetomanii spędziłem prawie 2 lata. Zostałem zwolniony. Nie będę tego ukrywał. Wciąż byłem młody, początkujący i zdarzyło mi się kilka głupich błędów. Wtedy byłem załamany. Dzisiaj wiem, że zasłużyłem i sporo mnie to nauczyło, przede wszystkim pokory.

Przez kilka miesięcy pracowałem w mniejszych serwisach, pisałem teksty do czasopism.

Nie zarabiałem już tak dobrze, ale wciąż mogłem robić to, co kochałem i było mnie stać na utrzymanie samochodu. To wtedy było dla mnie najważniejsze.

I tak trwałem w tym pisaniu o nowych technologiach do lutego 2011 roku, kiedy to dostałem się do bydgoskiej redakcji Gazety Wyborczej. Była to ogromna szansa. Gazeta ruszała wtedy z nowym projektem dzielnic i to między innymi ja miałem go tworzyć. Pracowałem ze świetnymi dziennikarzami, od których nauczyłem się bardzo wiele. Była to nieoceniona lekcja. Przez cały czas pisywałem też o nowych technologiach, ale to Wyborcza była moim głównym zajęciem. Niestety, w pewnym momencie przestało sprawiać mi to satysfakcję. Chciałem wrócić do technologii. Praca w redakcji z prawdziwego zdarzenia nauczyła mnie mnóstwa rzeczy. Redaktorzy pokazali mi, czym tak naprawdę jest dziennikarstwo. Jednak pisanie o dziurze w drodze lub festynie nie było dla mnie, a w międzyczasie przestałem pisać o technologiach (sam zrezygnowałem), z czym było mi bardzo źle.

Oczywiście cały czas studiowałem i to dziennie, a nie zaocznie. Skończyłem licencjat i poszedłem na magisterkę, również dzienną. Skoro do tej pory udawało mi się wszystko pogodzić, to stwierdziłem, że kolejne 2 lata nie będą problemem. A musicie wiedzieć, że nie było łatwo. Już w Gadżetomanii pisałem dużo, opuszczałem zajęcia, musiałem robić dodatkowe prace, zaliczać w drugich terminach, a czasami wykładowcy wręcz mnie nie rozpoznawali, co nie było dla mnie zbyt korzystne. Jednak dawałem radę.

Pisanie w Gazecie Wyborczej przestało mi wystarczać. Na szczęście udało mi się załapać do redakcji AGDLab-u, czyli dziecka PCLab. Może nie było to pisanie o tym, o czym dokładnie bym chciał, ponieważ zajmowałem się – jak łatwo się domyślić – tematyką sprzętu AGD, a także RTV. Jednak było to już coś lepszego. Przez krótki okres, bo zaledwie dwóch miesięcy ciągnąłem pracę w obu miejscach – AGDLab i Gazecie Wyborczej. Z drugiej zrezygnowałem rok po rozpoczęciu przygody z prawdziwym dziennikarstwem miejskim. Dlaczego? Ponieważ dostałem pracę w Allegro. W Toruniu została utworzona redakcja serwisu technologicznego.

Praca na pełen etat z codziennymi dojazdami po około 50 minut w każdą stronę, z ostatnim półroczem studiów dziennych i pracą magisterską do napisania. Za dużo tego wszystkiego, więc... bez zastanowienia się zgodziłem.

dziennikarz

Od kwietnia 2012 roku pracowałem w Allegro, studiowałem dziennie i jeszcze codziennie pisałem dla AGDLab-u. Czasami przyjmowałem też zlecenia na artykuły do czasopism. I tak trwało to przez kilka miesięcy. W październiku obroniłem pracę magisterską. Studia się skończyły. W grudniu, dokładnie rok temu, zrezygnowałem z pisania dla AGDLab. Byłem już po prostu zmęczony. Praca w Allegro w zupełności mi wystarczyła. Aż do maja 2013 roku.

Początek przygody ze Spider’s Web

W owym maju wiele w moim życiu się wydarzyło. Praca w Allegro przestała mnie satysfakcjonować. Z szacunku do byłych współpracowników, których bardzo lubię i z niektórymi utrzymuję jeszcze kontakt, nie będę wdawał się w szczegóły. Zacząłem szukać czegoś jeszcze, gdzie mógłbym się realizować, spełniać, co przynosiłoby mi większą satysfakcję i trochę dodatkowego grosza. Zgłosiłem się do Spider’s Web. Napisałem maila do Przemka, który przekierował mnie do Ewy. Sytuacja z Allegro nie była łatwa, więc moja rekrutacja chwilę trwała. Napisałem próbny tekst o serwisie Grooveshark (mój pierwszy tekst na Spider’s Web), ale – jeśli dobrze pamiętam – przez prawie 2 tygodnie czekał on na publikację. Mojemu ówczesnemu szefowi w Allegro nie spodobało się to, że chcę pisać dla Spider’s Web. Jednak nie miałem klauzuli o zakazie pracy u konkurencji, więc jednak zdecydowałem się na ten krok.

Mój pierwszy tekst na łamach Spider’s Web został opublikowany 6 maja 2013 roku. Nieco ponad tydzień później dowiedziałem się, że zostaję zwolniony z Allegro.

Pracodawca uzasadnił to tym, że stracił do mnie zaufanie. Poczułem się w pewien sposób oszukany, ale nie załamałem się. Przemek przyszedł z pomocną dłonią i od razu zaoferował mi większe zaangażowanie się w sprawy Spider’s Web i – nie oszukujmy się – lepsze pieniądze niż we wcześniejszej pracy. Zamieniałem dużego pracodawcę, korporację, z małym serwisem technologicznym, na największy blog technologiczny w Polsce. Chyba nie wyszedłem na tym tak źle, prawda?

I od tego czasu macie mnie okazję czytać. Po odejściu Ewy w połowie roku, Przemek zaproponował mi stanowisko zastępcy redaktora prowadzącego, którym jestem do dzisiaj. Piszę, czyli robię to, co naprawdę kocham, nieźle zarabiam i cały czas się rozwijam. Kilka dni temu zaproponowano mi prowadzenie zajęć ze studentami, na uczelni, którą sam skończyłem nieco ponad rok temu.

Rusz tyłek!

Tak więc szlag mnie trafia, kiedy czytam biednych studentów i absolwentów, którzy nie mogą znaleźć pracy. Wtedy zawsze mam ochotę zapytać – a co robiłeś przez te 5 lata bycia na uczelni? Na jakich stażach, praktykach byłeś? Gdzie pracowałeś? Co zrobiłeś, aby zdobyć jakiekolwiek doświadczenie? Niestety, papierek z uczelni coraz częściej nic nie znaczy.

Najważniejsze jest doświadczenie i wcale mnie to nie dziwi, bo patrząc na niektórych ludzi z wyższym wykształceniem, dziwię się, że w ogóle skończyli studia.

Owszem, sam miałem sporo szczęścia. Ale wiem też, że gdybym nie wstawał o 5:00 rano, żeby pisać, nie robił trzech rzeczy na raz, łącznie z dziennymi studiami, to dzisiaj nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem. A to wszystko udało mi się osiągnąć w Bydgoszczy, gdzie o pracę niezwykle trudno, nie mówiąc już o pracy w mediach. Te w większości znajdują się w Warszawie, Gdańsku czy Wrocławiu.

Także drogi studencie - rusz tyłek, a nie wiecznie narzekasz!

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA