Apple

07.11.2008 23:18

Coś jest w reklamach iPhone'a

Jest coś w reklamach telewizyjnych iPhone'a, co zdecydowanie przyciąga wzrok i nie pozwala go od nich oderwać. Trudno w marketingowych terminach zamknąć ten fenomen, ale faktem jest, że Apple przygotowuje niezwykle oszczędne i pozbawione marketingowych tricków spoty, które jednocześnie są naprawdę jakościowe.W branży marketingowej, szczególnie w przypadku dóbr szybkozbywalnych, istnieje przekonanie, że podstawą udanej reklamy produktowej są tzw. "beauty shoty", czyli specjalnie wygenerowane hiper-ujęcia najlepszych cech danego produktu. Jeśli to jogurt owocowy, to w beauty shotach widzimy wielkie kawały owoców, jeśli to mieszanka przypraw, to po ekranie latają wielkie warzywa wpadając do aromatycznej zupy, a jeśli to przypadkiem oprocentowanie depozytu, to dwucyfrowa liczba ledwo mieści się na ekranie naszych telewizorów. Ponoć mądre głowy marketingowe udowodniły, że przeciętny konsument zapamięta z reklam tylko te beauty shoty, mimo iż 99,9% z nich wie doskonale, że reklamowany produkt w rzeczywistości tak nie wygląda i tego nie oferuje. To z kolei przekłada się na pozytywne skojarzenia z daną marką. A współczesnym reklamom właśnie o to chodzi. Nie o to, aby zmusić konsumenta do pójścia do sklepu zaraz po bloku reklamowym, ale o to, żeby zakonotował on pozytywne skojarzenia z daną marką. Później, gdy przypadkiem znajdzie się przy półce sklepowej i spojrzy na rząd konkurencyjnych produktów, to dziwnym trafem dana marka wyda mu się na tyle bliska, że wyląduje w jego koszyku. Reklamy iPhone'a nie mają żadnych beauty shotów. Ich koncepcja jest niezwykle prosta - każdy kolejny spot prezentuje normalne, zwykłe funkcje oferowane przez iPhone'a. Bez upiększaczy, bez nachalnej hiper-realności, bez marketingowych tricków. Po prostu iPhone w ręce i prezentacja jednej funkcjonalności, a w tle voice-over tłumaczący zdarzenia na ekranie. Bez jaskrawych kolorów emanujących niepotrzebnym patosem. Bez tekstowych sloganów mających za zadanie uwiarygodnienie prezentowych rzeczy (standard w normalnych reklamach). Bez uśmiechniętych i szczęśliwych ludzi "takich jak my". Bez gagu słowno-wizualnego. Tylko białe tło oraz iPhone. To wystarczy, żeby przytrzymać wzrok konsumenta przez pełne 30 sekund skupionym na ekranie telewizora lub komputera.
21.10.2008 09:59

Blu-ray w Maku. Co naprawdę powiedział Jobs

Najwięcej spekulacji po ostatniej konferencji Apple "Spotlight turns into notebooks" wywołały słowa Steve'a Jobsa "it's a bag of hurt" (w wolnym tłumaczeniu: jest z tym mnóstwo problemów), które padły w odpowiedzi na pytanie o obsługę blu-ray w komputerach Macintosh. Media oraz fani fenomenu Apple gremialnie odebrali to jako stwierdzenie, że Maki nie będą obsługiwały technologii blu-ray. Czy słusznie?Steve Jobs znany jest z tego, że mówi prawdę i tylko prawdę, nawet jeśli ta prawda nie jest po myśli sztabu PRowego Apple (od lat PRowcy Apple drżą przed wystąpieniami Jobsa nie wiedząc dokładnie co i kiedy powie). To cecha niezbyt popularna w świecie wielkiego biznesu, którego główni gracze przyzwyczajeni są do mówienia "prawdy inaczej". Instruowani przez PRowców, że nie można odpowiadać negatywnie na jakiekolwiek pytanie, mówią często bez ogródek o dalekosiężnych planach projektów, które są w niemowlęcym stadium rozwoju. Dlatego też obserwatorzy wystąpień Jobsa często wyciągają zbyt daleko idące wnioski z jego słów analizując je w ten sam sposób, w jaki omawialiby słowa np. Steve'a Ballmera.Nie tak wcale dawno Jobs zapytany o możliwość dodania odtwarzania plików video do funkcjonalności iPoda mówił: "iPod jest do słuchania muzyki, nie został stworzony do video". Niedługo później iPod (piątej generacji) obsługiwał video. Czy Jobs kłamał? Nie, produkt, który był na rynku wtedy, kiedy Jobs o nim opowiadał, nie był stworzony do obsługi video. Co więcej, cały fokus korporacyjny Apple był położony właśnie na muzykę. W odpowiedzi na uszczypliwe pytania dziennikarzy Jobs odpowiadał: "jednym z powiedzonek, które mamy w Apple jest parafraza słów Billa Clintona z kampanii prezydenckiej w 1992 roku - tu chodzi o muzykę, głupcze". Taka nieprzejednana postawa szefa Apple uwiarygodniała najważniejszy kierunek rozwoju firmy, między innymi dla samych pracowników producenta iPoda. Dzięki temu, najważniejsze zespoły programistów i marketingowców Apple koncentrowały się nad rozwojem portfolio muzycznego w sprzęcie i oprogramowaniu. Dzięki temu dzisiaj iPod kontroluje ponad 80 rynku, a iTunes jest największym detalicznym sprzedawcą muzyki.