To gdzie są ci cyfrowi żołnierze? Stoimy u progu rewolucji

Współczesne cyborgi są jak mityczni herosi. Tyle że nie napędza ich boska moc, a siła woli i coraz bardziej zaawansowane technologie. Egzoszkielety, soczewki z wyświetlaniem przeziernym, symulatory walki i AI. Owszem, industrialna wojna wciąż nie odeszła do lamusa, ale jak przekonuje Łukasz Kamieński, autor "Mimowolnych cyborgów", technologia i tak zmienia jej oblicze.

29.07.2022 06.40
Wojna, cyfrowi żołnierze. Łukasz Kamiński, Mimowolni cyborgowie

Pierwsze skojarzenie na połączenie konceptów: cyborg i wojna? Oczywiście superżołnierz przyszłości. Mieszanka człowieka i maszyny napędzana rozwiązaniami rodem z najbardziej katastroficznych filmów science-fiction. Wystarczy jednak sięgnąć po "Mimowolnych cyborgów" napisanych przez politologa zajmującego się nowymi technologiami w świecie wojskowości, by swoje wyobrażenia skonfrontować ze znacznie bardziej skomplikowanymi wyzwaniami. Natury tak technicznej, jak i etycznej.

Książka Łukasza Kamieńskiego jest swobodną mieszanką inspiracji tworami zarówno mitycznymi, jak i science-fiction w połączeniu z bardzo drobiazgową i rzetelną analizą prac nad technologicznym unowocześnieniem. Ba, wręcz wprowadzeniem niemal do świata wojskowości sci-fi. Taka konstrukcja czyni z "Mimowolnych cyborgów" więcej niż tylko przegląd innowacji w wojskowości. Zamiast tego autor prowadzi nas przez świat, w którym wizje superżołnierzy towarzyszyły nam od wieków. Zaczynając od mitologicznych herosów, którzy swoje nadludzkie moce zdobywali dzięki ingerencji bogów.

Kamieński przywołuje choćby kultową i wciąż inspirującą książkę Philipa K. Dicka (wciąż, bo przecież jest z 1968 r.) "Blade Runner". Cytuje pierwsze zdanie tej książki: "Ricka Deckarda obudził przyjemny, delikatny impuls elektryczny automatycznego budzika wysłany przez stojący przy łóżku programator nastroju". I właśnie ten przykład świata, gdzie samopoczucie, a więc i zachowanie ludzi jest wprogramowywane na podstawie oczekiwań zarówno samej jednostki, jak i jej otoczenia, jest metaforą zmian, jakie mogą zachodzić przy tworzeniu żołnierzy przyszłości. W wizji snutej przez Dicka człowiek może sam sterować, czy to wzmacniając, czy osłabiając swoje emocje, za pomocą programatora nastroju nazywanego Penfielda (od nazwiska prekursora neurochirurgii Wieldera Penfielda). Jak opisuje Kamieński, istota Panfielda bardzo przypomina współczesne metody przyczaszkowej stymulacji mózgu za pomocą zewnętrznego oddziaływania na korę mózgową.

Kulturowych i popkulturowych nawiązań w "Mimowolnych cyborgach" jest niemalże tak dużo, jak analiz inwestycji i zapowiedzi badań wdrażanych przez najbardziej zaawansowane armie świata. Tak jak przykładowo prowadzony od 2016 roku przez amerykańską DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency – agencję rządową zajmującą się rozwojem technologii wojskowej) program OFFensive Swarm-Enebled Tactics. Jego celem jest stworzenie interfejsu – w przyszłości być może nawet neuronalnego, który pozwoliłby kierować dużymi rojami liczącymi do 250 niewielkich bezzałogowych pojazdów. Rojami, bo na rojach owadów mają być właśnie wzorowane. 

Brzmi faktycznie fantastycznie. Ale to, jak autor opisuje tego typu badania oraz ich potencjalny wpływ nie tylko na technikę wojskową, ale przede wszystkim na ludzi, ich psychikę i zdolności, powoduje, że nie mamy tu do czynienia z zimną analizą wielkiej technologicznej rewolucji. Wręcz przeciwnie – jest to książka w przekazie wysoce humanistyczna, będąca dogłębną rozprawą nad granicami człowieczeństwa w świecie, w którym mitycznych herosów można stworzyć siłami technologii.

"Mimowolne cyborgi. Mózg i wojna przyszłości", Łukasz Kamieński, Wydawnictwo Czarne, Warszawa, 2020 r. Książka dostępna w wersji papierowej i jako e-book.

Cyborgiczny wyścig zbrojeń? "Nie. Ale strategiczno-taktyczna rywalizacja Chin i Stanów także w technologiach militarnych zagęszcza się".

"Mimowolne cyborgi" nie dotykają tematu współcześnie dziejących się wojen. Ale trudno jest uciec od tematu wojny w Ukrainie, gdy toczy się ona tak blisko i gdy stała się ona dla nas wszystkich tak dużym wstrząsem. Również dlatego, że wojnę przyszłości wyobrażaliśmy sobie jako wojnę cyfrową, taką, w której technologie włącznie z metodami poprawiania funkcjonalności żołnierza będą odgrywały kluczową rolę. A mamy jednak sytuację działań bardzo konwencjonalnych, w których wciąż wystarczy zbombardować, sterroryzować cywili niczym 100 lat temu, by uzyskać przewagę.

Łukasz Kamieński*: To jest faktycznie wielkie zaskoczenie, zwłaszcza po 2014 roku, kiedy Rosja dosyć zgrabnie i z rozmachem wykorzystywała elementy wojny hybrydowej. Skuteczność i szybkość działania "zielonych ludzików" wielce zaniepokoiła Amerykanów. Wszyscy prognozowali, że dziś te działania będą jeszcze bardziej zaawansowane, a jednak obserwujemy wojnę industrialną à la druga wojna światowa czy wojna w Korei. Widać powrót siły masy. Masy po rosyjskiej stronie momentami słabo wyszkolonej i jeszcze słabiej zmotywowanej. A to jest kluczowy element, bo można być cudownie wyposażonym w najnowocześniejsze elementy uzbrojenia, można mieć ogromne zasoby ludzkie, ale bez odpowiedniego morale i motywacji każda armia prędzej czy później przegra. Doświadczali tego wielokrotnie Amerykanie.

Zachód zrozumiał, że mamy dziś do czynienia z powrotem wojny industrialnej, czyli takiej, podczas której trzeba mieć szybko zdolności produkcji dużej ilości amunicji. Niedawno czytałem obliczenia, oczywiście szacunkowe, że gdyby Amerykanom przyszło utrzymywać taką samą siłę ogniową w odpowiedzi na działania Rosjan w Ukrainie, to wystarczyłoby im zapasów większości amunicji na 3-4 tygodnie. A to może być prawdziwym wake-up call dla Zachodu. Może uświadomić, że trzeba na nowo przemyśleć model infrastruktury produkcji zbrojeniowej i trzeba w to perspektywicznie zainwestować.

Drugą sprawą jest, że Zachód, państwa NATO, a zwłaszcza Stany skręcają w stronę specjalizacji wojny – wykorzystywania małych, mobilnych i superwyszkolonych jednostek sił specjalnych. I jest to też coś, na czym Polska pewnie dużo skorzysta, bowiem Amerykanie z oczywistych względów upatrzyli sobie Polskę jako głównego partnera w regionie. Nie tylko przez położenie, ale także doskonałą jakość naszych jednostek, począwszy od akcji GROM-u w latach 90.

Zielone światło na zakup najnowocześniejszego sprzętu dla polskich jednostek specjalnych już jest. Możemy stać się absolutnymi liderami na wschodniej flance NATO. Już teraz trwają rozmowy na temat tworzenia wyspecjalizowanych jednostek do rozpoznawania zagrożeń jądrowych. To wymaga nie tylko odpowiedniego zabezpieczenia, środków ochrony, ale także bardzo specjalistycznego sprzętu do wykrywania i ewentualnie neutralizowania takiego zagrożenia. W USA w środowisku ekspertów pojawiły się silne głosy wprowadzenia do szkolenia wojskowego ćwiczeń na wypadek ataku nuklearnego. NATO czeka okres intensywnych zmian i przewartościowań.

Czyli mamy tutaj wykorzystanie mechanizmów technologicznych, chociażby analizy danych do tego, by sprawniej prowadzić działania wojskowe. Ale wciąż nie jest to takie wojenne science-fiction, jak sobie wyobrażaliśmy.

Zniszczenia w Kijowie po ataku rosyjskiego wojska. Fot. Serhii Mykhalchuk / Shutterstock.com

Zgoda, ale też na podstawie wojny w Ukrainie nie generalizowałbym możliwych przyszłych scenariuszy potencjalnych konfliktów. Jeśli byśmy zastąpili Rosję Chińską Republiką Ludową, to najpewniej wszystko wyglądałoby troszkę inaczej.

Do Chin wrócimy, ale chciałam jeszcze zapytać o Ukrainę. Mówisz, że nie przywiązywałbyś do tego wagi, ale z drugiej strony chyba mamy jednak potrzebę poprzez nią oceny naszych możliwości. Kojarzysz tych żołnierzy ukraińskich, którzy brali udział w obronie lotniska w Doniecku podczas wojny na wschodzie Ukrainy w 2014 roku? Mówi się o nich per "cyborgi". Nie dlatego, że coś im poprawiono za pomocą technologii. W ich wypadku ta "cyborgizacja" jest podkreśleniem takiej nadludzkości, bycia superżołnierzem, superczłowiekiem siłą woli.

Właśnie. Dzisiejszych bohaterskich obrońców Mariupola także zaczęto nazywać "cyborgami". Tu określenie to pojawia się w kontekście etosu wojownika, czyli nie supermocy pozyskiwanych przez jakieś wzmocnienie, ale tradycyjnych cnót wojskowych: siły woli, ducha walki...

Tak jak starożytni herosi nie byli wzmacniani technologicznie, byli wyobrażeniami tego, jak powinien wyglądać wojownik. Oczywiście, będąc ludźmi przednowoczesnymi, wierzyli, że wszystko zawdzięczają bogom. To była taka odwieczna ciągota, aby wykraczać poza swoje ludzkie, biologiczne ograniczenia właśnie siłą woli. I tak naprawdę potrzebę takich herosów mamy i dziś, choć mniej już w tym wiary w mityczne, nadane boską siłą możliwości, a więcej właśnie w hart i w to, że dla wyższego celu ludzie są skłonni przekraczać fizyczne ograniczenia.

Oczywiście krążą różne fake newsy rozprzestrzeniane przez rosyjskie trolle, które mówią, że Ukraińcy walczą tak ostro, bo są na stymulantach. Do tego dochodzi narracja, że dostarczają im je Amerykanie, w ten sposób ich uzależniając i jednocześnie prowadząc swoje niecne eksperymenty polowe z użyciem nowych substancji farmakologicznych. Jest to bardzo podobne do narracji o amerykańskich laboratoriach biologicznych przy granicy z Białorusią i Rosją. Czysty absurd.

Brzmi absurdalnie, ale z drugiej strony jednak mamy – przepraszam, jak to zabrzmi – poligon. Nawet nie doświadczalny, tylko prawdziwy, na którym możemy pewne technologie wypróbować. Widzimy, co się dzieje w przypadku dronów i tego, jak przydatne okazały się na polu walki.

Chociaż może drony nie do końca spełniły wszystkie pokładane w nich oczekiwania. Tutaj kluczowa jest kwestia infrastruktury, komunikacji, interoperacyjności i przystosowania małych oddziałów do wykorzystywania w pełni informacji, które mogą im dać bezzałogowce. Te zdolności, którymi dysponowali Ukraińcy, dostali wcześniej od NATO. Jednak nie było to takie przygotowanie do prowadzenia działań zbrojnych na maksymalnym poziomie usieciowienia. Ono nie było wpisane w strategię działań, było raczej wdrożeniem na poziomie operacyjnym i taktycznym.

Zwiastun tego, co mogło lub miało nastąpić, widzieliśmy w 2020 r. podczas wojny ormiańsko-azerskiej w Górskim Karabachu. Bezzałogowce miały znaczący wkład w powodzenie azerskiej ofensywy i były praktycznym przykładem masowego zastosowania dronów i amunicji krążącej w działaniach taktycznych. Zdaniem wielu komentatorów pojazdy bezzałogowe absolutnie pokazały, jak będzie wyglądała przyszłość pola bitwy. Podczas wojny w Ukrainie widzimy potwierdzenie tego. Jeśli cały batalion rosyjski może zostać unieszkodliwiony za pomocą jednego Bayraktara, to jest to faktycznie zwiastun daleko idącej roli pojazdów bezzałogowych, zwłaszcza tych bojowych. Jeśli do tego dodamy automatyzację, uzbrojenie i sztuczną inteligencję, to za 10 lat pojazdy te działając już w ramach szerszych formacji, które określa się mianem "rojów", faktycznie mogą zrewolucjonizować pole walki.

Doskonale wiemy, że wojny są akumulatorem rozwoju technologii. Efektem kolejnych wojen i wyścigów zbrojeń były nowe odkrycia, wynalazki, innowacje. Dolina Krzemowa od dawna współpracuje z wojskiem. Co więcej, zapewne wiele z cywilnych technologii, nad którymi trwają prace, może być wykorzystane militarnie. Czego możemy w ogóle spodziewać się po tej wojnie i po wojnach z ostatnich lat, jeżeli chodzi o te impulsy technologiczne?

Na pewno zwiększenia wydatków na zbrojenia, a za tym idzie zwiększenie wydatków na research & development. Na pewno też zwiększenie aktywności w dozbrajaniu państw natowskich, bowiem Amerykanie mają duży problem – przewija się to już od lat 90. – z interoperacyjnością w ramach natowskich działań sojuszniczych. Co z tego, że jedno państwo, lider, posiada supernowoczesne technologie, jeśli gdy przychodzi do komunikacji na prostym poziomie, np. ewakuacji za pomocą jednostki specjalnej, to brakuje zdolności takiej komunikacji, łączności między jednostką na ziemi a, powiedzmy, samolotem. Komandosi posługują się zupełnie innym systemem i zwykle kończy się to tak, że trzeba posadzić operatora wraz z tym systemem komunikacji na pokładzie. Niby przyziemne rzeczy, ale infrastruktura i zaplecze logistyczne są kluczowe dla prowadzenia operacji militarnych.

Zapewne pojawi się też sporo impulsów do takich bardziej "geekowych" rozwiązań, które mogłyby wydłużyć zdolności operacyjne i bojowe pojedynczych żołnierzy. Jak widzimy, małe jednostki stosując wręcz partyzancką technikę w stylu hit & run, mogą dużo. Mogą zablokować oddziały, sparaliżować linie komunikacyjne, zniszczyć kanały zaopatrzenia. To, co widzieliśmy w rozciągniętych rosyjskich kolumnach idących na Kijów, to była absolutna kompromitacja taktyczna, ale przede wszystkim logistyczna Rosjan, ale też powiedzmy chapeau bas, jeżeli chodzi o mobilność małych ukraińskich jednostek wyposażonych w ręczne wyrzutnie antypancerne i antyczołgowe – często niekorzystających ze wsparcia ze strony większych sił.

Ta wojna już stała się potężnym bodźcem, który przyspiesza rozwój nowych technologii i poszukiwania innowacji wojskowych, w szczególności sztucznej inteligencji i broni autonomicznych, ale także tych, które opisuję w swojej książce, a więc biotechnologicznych środków udoskonalania żołnierzy, które mają im pozwolić na wydajniejszą współpracę z "inteligentnymi" maszynami. 30 czerwca NATO ogłosiło stworzenie specjalnego funduszu innowacji o wartości 1 mld dolarów, który będzie inwestował w startupy i firmy działające w dziedzinach sztucznej inteligencji, big data i automatyzacji. W samych Stanach Zjednoczonych widać ogromne ożywienie współpracy na linii Pentagon-Dolina Krzemowa. Dzieje się dużo.

Rozwoju jakich rozwiązań wspierających takie oddziały możemy spodziewać się najszybciej? Tych dotyczących wzmacniania możliwości zmysłowych żołnierzy? Jeszcze bardziej zaawansowanych prac nad cyborgizacją kończyn? W końcu wt medycynie widzimy już, że jest tu duży postęp, który może być przyspieszony przez badania na rzecz wojska. A może kluczowe będą działania związanych z budową interfejsów mózg-maszyna? Takich, nad jakimi pracuje choćby Neuralink Muska?

Zaczynając od takiego bardziej zachowawczego prognozowania, to zapewne będą to egzoszkielety bojowe. One nie są może jeszcze jakimś rewelacyjnym rozwiązaniem, bo nadal są dosyć głośne i mimo wszystko wciąż krępują ruchy. Jednak nowym wcieleniem egzoszkieletu są specjalne egzostroje. To taki system zakładany na ciało niczym bielizna, który przewiduje intencje ruchu kończyn żołnierza, odczytuje sygnały z zakończeń nerwowych, wspomaga mięśnie – słowem dodaje siły, ogranicza zmęczenie i optymalizuje wydajność. Dodatkowo taki strój dzięki rozmieszczonym czujnikom monitoruje różne wskaźniki życiowe, takie jak temperatura ciała, poziom stresu albo zmęczenie mięśniowe.

Idąc dalej, w przyszłości za pomocą elektrod EEG umieszczonych w hełmach będzie można monitorować aktywność mózgową i stan mentalny, wydajność kognitywną żołnierza. Łatwo można sobie wyobrazić, że na podstawie tak zbieranych danych specjalne centra zarządzania zdolnościami psychofizjologicznymi żołnierzy non stop monitorują ich stan, a gdy zajdzie taka potrzeba, przystępują do optymalizacji, na przykład za pomocą stymulacji elektrycznej mięśni lub odpowiednich obszarów mózgu. Zaawansowane eksperymenty z systemami interfejsów neuronalnych czytających aktywność mózgu i ją optymalizujących prowadzi od lat amerykańska Agencja Zaawansowanych Obronnych Projektów Badawczych, słynna DARPA.

Myślisz, że to popchnie medycynę?

Już popycha, ale jeszcze w takim mało cyborgicznym wydaniu. Mamy też coraz bardziej zaawansowane rozwiązania w medycynie, które na pewno będą doskonalone. Od implantów oka czy implantów ślimakowych ucha niedaleka droga do oczu cyborga i bionicznych uszu. Amerykanie prognozują, że te dwie sfery będą najszybciej dostępne do zastosowania w teatrze działań zbrojnych ok. 2040-2050 roku.

Już dziś jednak, jak popatrzymy na soczewki ze zdolnością wyświetlania przeziernego, soczewki kontaktowe albo takie, które tylko przykleja się na siatkówkę, to powiedziałbym, że jest naprawdę WOW. W moim fachu byłoby to bardzo pomocne: idziesz na wykład, zakładasz takie soczewki i nikt nie widzi, że posiłkujesz się tekstem, który w trybie rozszerzonej rzeczywistości widzisz przed oczami. W takim wyświetlaczu przeziernym możesz wyświetlać najróżniejsze dane wywiadowcze, lokalizacyjne, nawet proste komendy, być może również mapy. Świat cywilny bardzo szybko to kupi, zresztą tego typu innowacje szybko i płynnie przepływają między światem cywilnym a wojskowym. Przykładowo, popatrzmy na te zastosowania na styku przemysłu gamingowego i wojskowych symulatorów treningowych.

Zwłaszcza że równolegle zapowiedziane są prace nad metawersum. Więc wyraźnie widać, że rozwój VR-u i AR-u jest już zagospodarowywany przez Big Techy.

I tu otwiera się bardzo szeroka furtka. Być może widzowie "Black Mirror" pamiętają odcinek "Play Test". Pokazano w nim, jak do mózgu gracza implantuje się elektrody, które sczytują wspomnienia, stany emocjonalne i w zasadzie uczestnik staje się współtwórcą narracji. Wyświetla się to w takim mentalnym escape roomie, gdzie zwizualizowane zostają jego największe lęki i traumatyczne wspomnienia, tak też generowany jest skrajnie zindywidualizowany techno-thriller. Jest to już po części osiągalne dzięki technologiom skanowania mózgu. Techniki obrazowania, takie jak EEG czy funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI), są w stanie ogarnąć żywy, funkcjonujący mózg i odczytać poszczególne stany kognitywne, emocjonalne, zachowania, a nawet cechy osobowości. Metodę tę wykorzystuje się już w wykrywaczach kłamstw, które czasami znajdują zastosowanie jako dowody w sądzie, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Czyli w wielkim skrócie: pokaż mi swoje zdjęcia fMRI, a powiem ci, czy kłamiesz, czy mówisz prawdę.

fot. Shutterstock

Skoro sięgamy już do sfery psychiki i emocji, czy pojawiają się jakieś nowości w walce z syndromem stresu pourazowego (PTSD)? Szczególnie że niestety na pewno będziemy mieli do czynienia z wieloma osobami cierpiącymi z tego powodu.

Wielki boom i dofinansowanie badań nad stresem pourazowym miał miejsce w Stanach, gdy z Iraku i Afganistanu zaczęli wracać weterani. Niektórzy wracali z uszkodzonymi ciałami, ale całe rzesze – szacunki wskazują na ponad 300 tysięcy – jeszcze bardziej przeoraną psychiką. Gdy rozpoczynały się operacje iracka i afgańska, Amerykanie uważali, że po Wietnamie problem PTSD mają za sobą, ale nic bardziej mylnego. Reakcją Kongresu był porządny, największy zastrzyk finansowy na badania medyczne nad PTSD od lat.

Badano nowe metody. W farmakologii leczniczej postawiono np. na MDMA, czyli popularne ecstasy, które do lat 70. były stosowane jako element wspomagający psychoterapię. Potem, jako substancja kontrolowana w Stanach Zjednoczonych, odeszła w cień, ale powraca od początku naszego wieku w ramach eksperymentalnych programów kontrolnych jako taka "amfetamina przyjaźni", która pozwala pacjentowi otworzyć się, ułatwia i wspomaga psychoterapię.

Pojawiły się też wizje zapobiegania PTSD za pomocą farmakologii, wykorzystania tak zwanych betablokerów – leków, które blokują betareceptory, które rozmieszczone są w różnych organach naszego ciała, m.in. w mózgu, sercu. To właśnie stąd się wzięła inspiracja – od leków na arytmię, podwyższone ciśnienie. Jak dotąd nie powstały żadne rekomendacje ich wykorzystania, ale większość badań dowodziła, że dzięki podawaniu betablokerów, zwłaszcza popularnego leku kardiologicznego propranololu, istnieje ogromna szansa albo obniżenia ryzyka zachorowania na PTSD, albo wręcz zapobieżenia tej chorobie.

Tyle że takie zwalczanie PTSD za pomocą blokad receptorów wywołuje, rzecz jasna, ogromne kontrowersje natury bioetycznej. Czy mamy prawo odmawiać komuś wspomnień, modyfikować je, odzierać z silnego negatywnego ładunku emocjonalnego, czy nie będzie to związane z manipulowaniem pamięcią? A także czy nie obniży poprzeczki gotowości do zabijania, skoro nie będą z tym związane bolesne konsekwencje psychiczne?

Obecnie takim substytutem farmakologii staje się stymulacja mózgu, zwłaszcza magnetyczna i elektryczna, która jest po prostu wpływaniem na odpowiednie ośrodki w mózgu – w tym wypadku za pomocą pola elektromagnetycznego i prądu. Wykonywana poprawnie i pod kontrolą lekarzy jest wyjątkowo bezpieczna i jest jedną z neurometod, która najdynamiczniej rozwija się w USA. Większość eksperymentów prowadzona jest na ochotnikach – bardzo często weteranach z PTSD. Oczywiście nie jako jedyna metoda, ale wspomagająca.

Czyli ten cyborg – żołnierz przyszłości to będzie żołnierz wsparty nie tylko egzo- czy endododatkami, ale także żołnierz, który będzie miał zapewnioną lepszą opiekę i wsparcie od strony zdrowia psychicznego, będzie miał poprawione zmysły i który dodatkowo będzie wspierany wiedzą dostarczaną mu na bazie big daty i internetu rzeczy? A wszystko po to, by był najbardziej skuteczny w danym miejscu?

To jest prawda, ale powiedziałbym, że na gruncie zachodnim. Państwa o innej mentalności i kulturze nie przywiązują tak wielkiej wagi do życia poszczególnych żołnierzy, co dobrze widzimy dziś na wschodzie.

A Chiny? 

Z Chinami jest duży problem. Chińczycy nie mają tradycji prowadzenia wojen, więc tak naprawdę ciężko jest ocenić ich zdolności operacyjne i taktyczne. Dlatego generałowie i wizjonerzy militarni jedyne, co mogą robić, to symulować. Stąd też Chińczycy tak mocno postawili na rozwój symulatorów wszystkich możliwych działań wojskowych. Dodatkowo w kwestiach technologicznych Chiny mają prawdziwego hopla na punkcie sztucznej inteligencji. Chcą być supermocarstwem i wyprzedzić Stany Zjednoczone, więc jest to jedna z działek, która rozwija się u nich dynamicznie. A w państwie realizującym plany, niekoniecznie na poziomie centralnym, ale także na poziomie poszczególnych prowincji i firm, to jest to coś, czego nie należy bagatelizować. Tym bardziej że Chińczycy bardzo mocno postawili na rozwój tak zwanej fuzji wojskowo-cywilnej – sektor badawczy i komercyjny muszą służyć państwu i wojsku. Nie mają wyboru. 

Wzorując się na Amerykanach, Chińczycy bardzo szybko postawili na łączny rozwój sztucznej inteligencji i neurotechnologii i tworzą dosyć zaawansowane, choć na razie konceptualne pomysły, tzw. inteligentyzacji albo kognitywizacji wojny. Tak więc stawiają na neurotechnologię wspomaganą sztuczną inteligencją, a z drugiej strony szansą na dalszy rozwój sztucznej inteligencji jest poznawanie ludzkiego mózgu. Nie jest to nic niezwykłego, bowiem Amerykanie robią dokładnie to samo. Niepokojące może być za to tempo, dynamika i determinacja, z jaką do zadania tego przystąpiły Chiny.

Jiangxi, Chiny. Studenci pierwszego roku podczas treningu wojskowego, fot. humphery / Shutterstock.com

I brak tego, co ogranicza amerykańskie wojsko, czyli kontroli cywilnej, praw człowieka, praworządności...

Faktycznie, na Zachodzie mamy cały ogromny katalog kryteriów, reguł i zasad prowadzenia eksperymentów na ludziach. Czy to będą środki farmakologiczne, czy jakiekolwiek inne wzmocnienia, to wiadomo, że wymagana jest od uczestników świadoma zgoda i kontrola ze strony ciał bioetycznych. Ale w siłach zbrojnych nie wygląda to dokładnie tak samo, jak w środowisku cywilów, ponieważ z historii znamy przykłady, kiedy kryteria skuteczności taktycznej albo cele bezpieczeństwa narodowego – a pod to można podciągnąć wszystko – mogą złagodzić te dosyć sztywne i jasne zasady. Mamy takie niechlubne przykłady z czasów zimnej wojny i eksperymentów z psychofarmaceutykami na żołnierzach, najsłynniejsze dotyczyły LSD. Ale podobne rzeczy działy się też w czasie wojny w Zatoce Perskiej w latach 1990-1991, kiedy amerykańska Federalna Agencja ds. Leków zdjęła z Pentagonu wymóg uzyskania świadomej zgody. Dzięki temu amerykańskim żołnierzom podano szczepionki przeciwko potencjalnej broni biologicznej, na wypadek użycia jej przez Saddama Husseina.

Pamiętajmy, że siły zbrojne to bardzo hierarchiczna struktura, oparta na zasadzie podporządkowywania się rozkazom. Nawet jeśli żołnierz ma prawo odmówić udziału w eksperymentach lub przyjęciu biotechnologicznego wzmocnienia, to taka odmowa może się wiązać z nieotrzymywaniem później ciekawych i zaszczytnych zadań, presją środowiskową, degradacją albo nawet sądem wojskowym. 

Tym bardziej, kiedy mamy taki narastający moment zderzenia się bloków imperiów: czy to w postaci decouplingu cyfrowego, czy jako zmiany w globalnym układzie sił. Może to prowadzić i do przyspieszenia badań, i do obniżenia norm wokół nich.

Coś, co może niepokoić najbardziej, to rywalizacja z Chinami. W Chinach te zasady bioetyczne i regulacje prawne nie są, jak wiemy, na tak wysokim poziomie, jak w Stanach Zjednoczonych czy szerzej – na Zachodzie. Amerykanie mogą wkrótce stanąć przed następującym dylematem: albo jesteśmy wierni naszemu etosowi badań i kryteriom bioetycznym, ale godzimy się z ryzykiem, że Chińczycy nas wyprzedzą, albo też łagodzimy kryteria i pozwalamy na bardziej zaawansowane eksperymenty czy testowanie bardziej kontrowersyjnych rozwiązań, mając nadzieję, że nie damy się wyprzedzić wyścigu zbrojeń, co miałoby fatalne konsekwencje. To typowa pułapka Tukidydesa, dylemat bezpieczeństwa, w którym wschodzące mocarstwo zagraża obecnie najsilniejszemu graczowi i wymusza na nim ucieczkę do przodu. Lub wojnę.

Tak jak był wyścig zbrojeń w czasach Zimnej Wojny, tak teraz możemy mieć do czynienia z takim "cyborgicznym" wyścigiem?

W kontekście tych technologii unikam określenia "wyścig zbrojeń", bo neurotechnologie czy sztuczna inteligencja nie są typowymi systemami broni. To są technologie ogólnego zastosowania. Nie bez kozery sztuczną inteligencję często porównuje się do elektryczności: ten, kto się do niej najsprytniej "podłączy", ten z miejsca wyprzedzi innych. Ani w sferze sztucznej inteligencji, ani w sferze neurotechnologii takiego wyścigu zbrojeń per se nie ma i nie będzie. Jest za to wyraźna rywalizacja. 

Wyścig zbrojeń dotyczy konkretnych typów broni, które mogą bazować na neurotechnologiach, np. platformy do zdalnego sterowania rojami dronów w oparciu o interfejsy mózg-komputer wspomagane sztuczną inteligencją. I tu obserwujemy konkurencję i bój. Jedno nie ulega wątpliwości: strategiczna rywalizacja amerykańsko-chińska, która toczy się na wielu polach, obejmuje już także ściśle się ze sobą splatające uczenie maszynowe i neurotechnologie, które z dużym prawdopodobieństwem zrewolucjonizują obronność i wojskowość w XXI wieku.

*Łukasz Kamieński – doktor nauk o polityce, pracuje w Instytucie Amerykanistyki i Studiów Polonijnych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autor książek "Nowy wspaniały żołnierz. Rewolucja biotechnologiczna i wojna w XXI wieku", "Farmakologizacja wojny. Historia narkotyków na polu bitwy", "Technologia i wojna przyszłości. Wokół nuklearnej i informacyjnej rewolucji w sprawach wojskowych" oraz najnowszej: "Mimowolne cyborgi. Mózg i wojna przyszłości".

Zdjęcie tytułowe: Pavel Chagochkin / Shutterstock.com
DATA: 29.07.2022