Naprawa mojego iPhone’a kosztuje tyle, co świetny smartfon z Androidem. Wspaniała ta „ekologia"
Mój iPhone 11 zaliczył nieplanowany kontakt z podłożem. Uszkodzony jest tylko jeden element, a i tak za cenę jego wymiany można kupić świetny smartfon z Androidem.
Bez zagłębiania się w szczegóły – mój iPhone 11 zaliczył kontakt z twardą podłogą. Chociaż był w etui Spigena, obawiałem się najgorszego, bo spadł ze znacznej wysokości. Kiedy z bijącym sercem podniosłem telefon z ziemi, spodziewając się potrzaskanego ekranu, na moment odetchnąłem z ulgą – wyglądało na to, że nic mu się nie stało. Problemy zaczęły się kilka godzin później, gdy ni z tego, ni z owego ekran iPhone’a zaczął się sam z siebie wygaszać.
W losowych momentach ekran po prostu się blokował. Czasem co kilkanaście sekund, czasem raz na kilka godzin. Nie sposób przewidzieć, kiedy. Okazało się, że o ile w upadku nie ucierpiał ekran ani żaden inny element obudowy, tak siłę uderzenia przyjął na siebie przycisk blokady ekranu. Przy bliższej inspekcji słychać delikatne chrobotanie podczas naciskania i czuć, że osadzenie przycisku w obudowie nie jest takie, jak powinno.
Udałem się z prośbą o wycenę kosztu naprawy do dwóch serwisów – autoryzowanego iDream i lokalnego, nieautoryzowanego serwisu. Nieautoryzowany serwis potwierdził, że przycisk istotnie jest uszkodzony i najlepszym rozwiązaniem będzie wymiana elementu w autoryzowanym serwisie. Autoryzowany serwis wycenił natomiast wymianę elementu na… 2099 zł.
2099 zł. W iPhonie 11 wymiana jednej części kosztuje ponad połowę wartości całego telefonu.
Nowy iPhone 11 w najtańszej wersji kosztuje ok. 3500 zł. Mój egzemplarz 128 GB kosztował 3749 zł.
Naprawa jest – delikatnie rzecz ujmując – kompletnie nieopłacalna.
Mógłbym oczywiście oddać iPhone’a do nieautoryzowanego serwisu, by spróbowali naprawić uszkodzony element, zamiast go wymieniać. Serwis uprzedził mnie jednak, że taki zabieg może być nieskuteczny, a i tak musiałbym za niego zapłacić blisko 1000 zł. Dziękuję, postoję.
Zostałem więc z telefonem, któremu tak naprawdę nic nie jest, w którym każdy inny element spisuje się równie znakomicie co w dniu zakupu, ale którego nie da się normalnie używać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ekran zgaśnie. Już kilka razy zdarzyło mi się to np. w sklepie, gdy próbowałem zapłacić telefonem – nim przytknąłem obudowę do terminala, ekran zgasł i musiałem wybudzać Apple Pay na nowo. Co więcej, po kilku dniach od felernego upadku przycisk zrobił się na tyle niestabilny, że trudno nim wykonać szybki dwuklik, którym wybudza się Apple Pay.
Przemknęło mi jeszczce przez myśl, by – jak na polaka-cebulaka przystało - spróbować zawieźć iPhone’a do sklepu Apple’a w Niemczech i (być może) skorzystać z hojności Genius Baru, który zazwyczaj wymienia uszkodzone sprzęty konsumentów na nowe, a sam martwi się zepsutym egzemplarzem. Niestety, gwarancja na mojego iPhone’a wygasła równo tydzień przed dniem upadku. Wpisujcie miasta.
Naprawa iPhone’a w cenie świetnego smartfona z Androidem.
Jakkolwiek rozumiem, dlaczego koszt wymiany części i naprawy mojego iPhone’a 11 jest taki wysoki, nadal nie mogę przeboleć praktycznych implikacji tego stanu rzeczy. 2099 zł. Mam obecnie na biurku testowe smartfony, które kosztują mniej, a pod niektórymi względami (choćby jakości ekranu) przewyższają iPhone’a 11. Za tyle samo można kupić też nowego iPhone'a SE. Kuriozalne, gdy o tym pomyśleć - w cenie naprawy jednego starego iPhone'a można kupić innego, nowego iPhone'a.
Naprawa iPhone’a 11 jest więc kompletnie nieopłacalna. Przekonuję się o tym już drugi raz – na początku tego roku z czystej ciekawości zapytałem w serwisie, ile kosztowałaby wymiana szybki. Niestety ekrany nowych iPhone’ów są miękkie jak masło. To sprawia, że niełatwo je potłuc, ale szalenie łatwo zarysować, a ekran mojego egzemplarza oglądany pod światło wygląda już naprawdę źle. Jest też kilka głębokich rys, które potencjalnie mogą się rozszerzyć. Ekran można wymienić, owszem. Za nieco ponad 1400 zł.
Gdybym więc, czysto hipotetycznie, chciał doprowadzić mojego rocznego iPhone’a 11 do stanu jak w dniu zakupu, musiałbym zapłacić 3500 zł. Tyle samo, ile kosztuje nowy iPhone 11.
*Jak słusznie jednak zauważyli czytelnicy, w takiej sytuacji w autoryzowanym serwisie można uszkodzony telefon wymienić na egzemplarz "refurbished". W przypadku iPhone'a 11 koszt takiej wymiany wyniósłby również 2099 zł i wysoce prawdopodobne, iż w ramach "naprawy" przycisku sleep/wake również zaproponowanoby wymianę urządzenia na taki egzemplarz.
Oddając jednak Apple’owi co Apple’owe – według serwisu iFixit iPhone’a 11 jest łatwiej naprawić niż np. nowego Samsunga Galaxy S20 Ultra. W zestawieniu iPhone 11 otrzymał ocenę „naprawialności” na poziomie 6/10. Szkoda jedynie, że raport iFixit nie wspomina o tym, że choć owszem – telefon da się względnie łatwo naprawić – tak koszt naprawy sprawia, że jest to przedsięwzięcie kompletnie nieopłacalne.
Jest to o tyle absurdalne, iż Apple od kilku lat na każdym kroku szczyci się ekologicznym podejściem do świata. Docelowo wszystkie nowe sprzęty mają być wykonane z powtórnie przetworzonego aluminium, firma stara się też odzyskiwać jak najwięcej metali używanych do produkcji podzespołów, by wykorzystywać je ponownie, a w paczce z nowym iPhone’em nie znajdziemy ładowarki, bo „po co zaśmiecać planetę”. Jednocześnie ta sama firma tworzy sprzęt, którego naprawa jest zupełnie nieopłacalna, nawet gdy chodzi o wymianę pojedynczego elementu.
Gdyby nie upadek, używałbym iPhone’a 11 jeszcze przez co najmniej rok. Może nawet przekazałbym go potem komuś z rodziny. Bo co by nie mówić o smartfonach Apple’a, to (o ile ich nie potłuczemy) długowiecznością i wsparciem producenta przebijają dowolnego rywala. Nie planowałem wymiany telefonu w tym roku.
W obecnej sytuacji nie mam jednak zbyt wielkiego wyboru – zostaje mi kupić nowy smartfon.
A jako że premiera iPhone’a 12 tuż za rogiem, a jego ceny mają być identyczne jak ceny obecnych modeli, kupno iPhone’a 11 lub 11 Pro nie ma w tej chwili najmniejszego sensu. Z uszkodzoną 11-tką nie mam zaś czego zrobić. Mogę ją albo naprawić za chore pieniądze, albo oddać do recyclingu, co równa się wyrzuceniu pieniędzy do kosza. Mogę też spróbować go sprzedać za grosze komuś, kto być może naprawi go przy użyciu nieautoryzowanych części, ale to również nie jest opłacalne wyjście, bo jako przedsiębiorca musiałbym od tej sprzedaży odprowadzić podatek. Zostanie mi więc ładny przycisk do papieru, za który ledwie rok wcześniej zapłaciłem blisko 4000 zł.
I w tej chwili żałuję, że przez ostatni rok tak mocno wrosłem w ekosystem Apple’a i przywykłem do wygody oferowanej przez iOS, bo gdyby nie to, dla zasady kupiłbym teraz smartfon z Androidem. Wybór na 99 proc. padnie jednak na nowego iPhone’a. Ale niesmak pozostanie.