Wszystkie te zmiany w Windows 10 i tak mogą się okazać psu na budę
Jestem pod wielkim wrażeniem tego, co Microsoft chce osiągnąć z Windows. Widać wizję i sens w tym, do czego dąży koncern z Redmond. Ten jednak nadal jest w sytuacji dla siebie bezprecedensowej. I nie mam tu na myśli zaspania rynku mobilnego.
Zgadzam się z Paulem Thurrottem i jego notką sprzed paru tygodni: Windows 10 to najambitniejszy projekt Microsoftu od dekad, znacznie ważniejszy od łączącego Windows NT i Windows 9x systemu Windows XP i co najmniej równie ważny, co anulowany Windows „Longhorn”. Nie zachowuję co prawda takiego hurraoptymizmu co ten znany bloger, ale nie sposób nie docenić ogromu przedsięwzięcia.
Windows 10 to system, który stanie się jedną platformą dla Internetu Rzeczy, rozwiązań wbudowanych, konsol do gier, notebooków, desktopów, tabletów czy wreszcie telefonów komórkowych. Ma oferować jednolity model deweloperski dla twórców i zbliżone „doświadczenia użytkownika” na wszystkich urządzeniach. Do tej pory udało się to tylko rodzinie systemów linuxowych i to też nie do końca, a tylko jeśli chodzi o sam rdzeń systemu (choć były przeróżne próby, chociażby ta niedawno podjęta przez Canonical).
To samo obiecywano przy okazji Windows 8, ale nie udało się z niej wywiązać do końca. Windows RT, Windows Embedded, Windows Phone, Xbox OS i wreszcie Windows miały wiele elementów wspólnych, ale zdecydowanie zbyt mało, by można mówić o jednej platformie dla wszystkich. Co więcej, Windows 8 był na tyle „dziwny” i „inny”, że zdaniem wielu przeszkadzał w pracy zamiast w niej pomagać, niepotrzebnie spychając Pupit na nieco dalszy plan. Z tym Windowsowi 10 udało się uporać bez utraty „przyjazności” dla obsługi dotykiem i zastosowań tabletowych.
Problem w tym, że ta rewolucja może nikogo nie obchodzić
Jeżeli chodzi o środowisko deweloperskie, to Microsoft był uważany za wzór jeśli chodzi o współpracę z twórcami gier i aplikacji. Efekty tego widać nadal: środowisko Pulpitu Windows to miejsce bezkonkurencyjne jeżeli chodzi o dostępność i różnorodność programów użytkowych. Niestety, brak zainteresowania Microsoftu konsumenckimi smartfonami i tabletami zaowocował tym, że deweloperzy zaczęli inwestować swój czas i pieniądze w iOS-a, a z czasem w Androida. I, mimo wielkich wysiłków Microsoftu i Nokii, również i tego efekty widać nadal.
„Windowsiarzy” nie muszę przekonywać do zalet Windows / Windows RT / Windows Phone (sami je doskonale znają), a sympatyków innych platform nie zamierzam agitować w stronę Microsoftu. To zadanie ewangelistów, nie moje. Niech wam wystarczy wiedza, że są ludzie na tym świecie, dla których środowisko Microsoftu jest świetnie zaprojektowane i dla których propozycje konkurencji są zbyt mało atrakcyjne. Problem w tym, że system operacyjny to nie wszystko. To środowisko pracy ułatwiające obcowanie ze sprzętem i aplikacjami. I tak jak jeśli chodzi o Pulpit, to nie mamy na co narzekać, ale jeśli chodzi o urządzenia stricte dotykowe, to tu zaczynają się problemy.
Microsoft może się chwalić setkami tysięcy gier i aplikacji w Sklepie Windows i nie będzie się rozmijał z prawdą. Problem olbrzymiej ilości „śmieciowych” pozycji w tym Sklepie występuje również u Apple’a i u Google’a. Większość kluczowych pozycji jest dostępna dla Windows.
Nie tu leży problem, a w traktowaniu Windows jako gracza trzeciej kategorii.
Co z tego, że na smartfonowej wersji Windows mam Instagram, skoro nadal jest w wersji beta i nie obsługuje nawet umieszczania plików wideo (co jest szczególnie ironiczną sytuacją, biorąc pod uwagę niesamowite możliwości aparatów PureView w Lumiach)? Co z tego, że mam oficjalną aplikację do Twittera, skoro nie była aktualizowana od miesięcy (a ta od LinkedIna od ponad roku), przez co nie są obsługiwane najnowsze funkcje tych serwisów? Aplikacja do Facebooka na tablety z Windows dalej sprawia wrażenie dobrze zaprojektowanego produktu, który na razie jest w fazie testów… nie, nawet nie „beta”, a „alfa”.
Osoba, która do tej pory używała iPhone’a, iPada, Galaxy Taba czy podobnych, która skusi się na tablet i telefon z Windows najprawdopodobniej będzie pełna nadziei i dobrych chęci, po pierwszych chwilach obcowania z tym systemem i dostrzeżenia, jak zmyślne i intuicyjne rozwiązania wykoncypował Microsoft (oczywiście, znajdą się też i tacy, którzy je skrytykują). Jednak po tych paru chwilach zacznie tego sprzętu używać. I nie będzie rozumiała dlaczego na starym urządzeniu z iOS-em i Androidem mogła coś zrobić, a tu jest to utrudnione.
Microsoft nie „ogarnie” wszystkiego sam
Panie i panowie z Redmond próbują sytuację ratować produkując własne, autorskie, bardzo dobre aplikacje. Nie mogę odżałować braku Xbox Music w Polsce, bo to platforma absolutnie bezkonkurencyjna. Zestaw aplikacji z linii MSN jest przydatny, przemyślany i użyteczny. OneNote, OneDrive to kolejne znakomite aplikacje. Ale to perełki w morzu potrzeb, których Microsoft nie jest w stanie zaspokoić.
To rola firm trzecich. To one powinny „zasilać” Sklep Windows dokładnie tak, jak robią to w przypadku klasycznego Pulpitu. Nie są jednak tym zainteresowane, bo baza klientów na Androidzie i iOS jest większa. To z kolei oznacza, że konsumenci z uwagi braku zainteresowania deweloperów, wybiorą lub wrócą na wyżej wspomniane platformy. Koło się zamyka.
W Windows 10 pokładam duże nadzieje i przeczuwam, że będzie to produkt, który będzie jeszcze lepszy od swoich poprzedników, które preferuję nad konkurencją. Problem w tym, że znam jeszcze jeden system, który bardzo lubię i który uważam za świetnie zaprojektowany. Jest nim BlackBerry 10. Nie jestem jednak w stanie używać „Jeżyny”, bo sytuacja z użytecznymi aplikacjami na tej platformie jest aż tak zła. Obawiam się, że Windows 10 może spotkać podobny los. Na razie sytuacja jest nadal znośna i nie motywuje mnie do zmiany tabletu i telefonu na inną platformę. Zalety Windows przyćmiewają mi oczywiste braki w aplikacjach mobilnych.
Jeżeli jednak dojdzie do sytuacji podobnej jak w przypadku BlackBerry, to nie będę miał wyboru. Co z tego, że irytuje mnie prymitywizm iOS-a czy przeładowanie i chaotyczność Androida, skoro tam będę mógł robić rzeczy na mobilnym Windows nieosiągalne. Co z tego, że będę miał świetnie zaprojektowane środowisko do pracy i rozrywki, skoro będzie ono świeciło pustkami.
Sama błyszcząca piaskownica z „wypasionymi” atrakcjami nie wystarczy. Pójdziecie do wspaniale zaprojektowanego sklepu, w którym są fontanny, ruchome schody, sympatyczna ochrona, holograficzne reklamy i… puste półki? Windows 10 na urządzeniach mobilnych może okazać się pięknym, błyszczącym, pustym i smutnym miejscem.
Microsoft musi znaleźć sposób na ponowne przyciągnięcie do siebie deweloperów. Bez tego cały trud włożony w sam produkt… psu na budę.
* Ilustracje pochodzą z serwisu Shutterstock