Sprzedajna świnia, ironiczny czy buntownik? Kim dzisiaj trzeba być w Sieci?
Internet to paskudne i brutalne miejsce, w którym nikt nie lubi już miłych osób. Moda na bycie sympatycznym i przyjaznym skończyła się, zanim na dobre mogła się rozpocząć. Teraz funkcjonuje tylko na blogach piętnastolatek, które bez zażenowania w komentarzach piszą do siebie: „Cudownie, zajrzyj do mnie!”, okraszając to mnóstwem emotikon tak wymyślnych, że trudno połapać się, gdzie jest głowa pluszowego misia, a gdzie jego tyłek.
Bycie (przesadnie) miłym i do rany przyłóż dotyczy też jeszcze jednej, specyficznej grupy użytkowników Sieci, a mianowicie wierzących, zgromadzonych wokół jakiegoś kultu. Zwykle przedmiotem kultu jest po prostu jakiś znany bloger/vloger tudzież blogerka/vlogerka. W tego typu przestrzeni o zaostrzonym rygorze, dochodzi do scen absurdalnych, jak np. przepraszanie w komentarzach, że użyło się niewłaściwego słowa i w imię tej głupoty, będzie nawracać się teraz innych bluźnierców (true story). Trzeba jednak zauważyć, że mili pozostają tylko w większości anonimowi, a przynajmniej nikogo nie obchodzący komentatorzy, którzy za jedno słowo od znanej cyber-persony, skierowane w ich stronę, zrobią wszystko. Jedni im współczują, drudzy się z nich śmieją, a jeszcze inni utożsamiają się z ich poczynaniami.
Jedno jest pewne – te osoby w Sieci są nikim, bo bycie miłym i wchodzenie w tyłek są passé.
Tylko nielicznym udało zbudować się swoją popularność na pogodnym uśmiechu.
Większość znaczących ludzi Internetu, albo przynajmniej takich, którzy aspirują do tego miana, wyrasta na dwóch rzeczach – kontrowersji i ciętym języku.
Towarzyszą temu bezkompromisowość, ironia, jasne i wyraziste poglądy, które najlepiej jeśli odbiegają od ułożonych opinii Polaków-katolików. Czy to źle?
Niekoniecznie, choć trzeba przyznać, że dla szarego odbiorcy takie podejście do sprawy, taki styl życia stają się wtórne i męczące. Popularność Kominka, jego dobrze sprzedający się styl, szum, jaki wokół siebie potrafił zrobić, spowodowały, że każdy chciał być taki jak on – stanowczy, budzący skrajne emocje, prowokacyjny. Nawet dziś, kiedy przecież sam Kominek zmienił swoją formę i przy tym także swój wizerunek, widać echa jego popularności (nie chcę wskazywać palcem, ale niektórzy naprawdę w średnio udany sposób, starają się upodobnić do Tomka Tomczyka i dzięki temu wypłynąć na szersze wody).
Bycie za wszelką cenę kontrowersyjnym, zbuntowanym i śmiejącym się z wartości przeciętnego Jana Kowalskiego, a przy tym pokazującym swój niezwykły dystans i (wybiórczą) tolerancję stały się znakiem rozpoznawczym tego „lepszego”, polskiego Internetu i metodą gwarantującą sukces.
Lubimy silne, charyzmatyczne jednostki – to na nich chcemy się wzorować. Tylko co, jeśli nagle każdy jest silny, charyzmatyczny, prowokujący, cięty, dęty, dosadny, pyskaty, czyli taki sam, jak wszyscy? Ten styl bycia nie dotyczy tylko ludzi, którzy są rozpoznawalni, ale większości internautów, udzielających się choćby w komentarzach. Dzisiaj, aby zaistnieć w Sieci trzeba się sprzedać, zbuntować i mieć kpiarski stosunek do świata.
Z czego wynika nasza fascynacja osobami, które nierzadko wcale nie zabiegają o swojego odbiorcę? Czy to, co lubimy, z czym się identyfikujemy, ma być oznaką naszego prestiżu?
Idąc dalej – czy po prostu dobrze widziane jest lubić niektóre rzeczy, a z innych się wyśmiewać?
Część osób, tych znanych i tych, które po prostu zabłysnęły jakąś złośliwością, tłumaczą swoje zachowanie słowem „kreacja”. Kreacją są więc chamskie komentarze czy złośliwy albo prowokujący tekst, który – idąc tym tokiem myślenia – nie musi być wcale prezentacją naszych prawdziwych opinii. Kim wygodnie jest dzisiaj być w Internecie? Kim Ty jesteś w cyberprzestrzeni?
Autorka jest redaktor prowadzącą sPlay.pl – bloga poświęcony cyfrowej rozrywce.
Zdjęcia Two pigs in traditional farm, SCANDAL Rubber Stamp, Gold crown oraz paper people doing teamwork in their business pochodzą z serwisu Shutterstock.