Jeszcze nie nadszedł czas inteligentnych zegarków - problemy Samsunga Galaxy Gear to potwierdzają
Tak zwane „smartwatche” są już na rynku od jakiegoś czasu. Jednak dopiero ostatnie premiery wzbudziły szczególne zainteresowanie publiczności. Wygląda jednak na to, że było ono bardzo… chwilowe.
Inteligentne zegarki to temat, który wałkowany jest nie od dziś. Prawdę powiedziawszy, ich historia sięga pierwszej połowy lat siedemdziesiątych i programowalnego zegarka Pulsar. My jednak mamy na myśli bardziej „świeże” produkty. Takie jak Pebble, SmartWatch, iWatch (jeżeli on w ogóle istnieje) czy Galaxy Gear. Czemu dopiero teraz producenci elektroniki użytkowej na poważnie traktują owe inteligentne zegarki? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, ale wydaje mi się, że chodzi tu głównie o strach przed firmą Apple. Ta, według plotek, od wielu miesięcy pracuje nad swoim zegarkiem, a konkurencja, tak po prostu, chce wyprzedzić jabłkowe monstrum.
Efekty tego są… różne. Jak dotąd żaden zegarek nie spełnił moich oczekiwań. Są, po pierwsze, brzydkie. Zegarek na ręce to element biżuterii. Po drugie, nadal nie widzę większych korzyści z korzystania z takiego urządzenia (przynajmniej w obecnej formie), ale może to ja już marudzę. Najbliżej mojego serca jest SmartWatch 2 firmy Sony, ale też mu daleko do ideału. A co z jego, na chwilę obecną, największym konkurentem, czyli Galaxy Gear?
Wyników sprzedaży tych zegarków, póki co, nie znamy. Natomiast wygląda na to, że znaczna część zakupów tego zegarka została dokonana pod wpływem impulsu. Jak to jest nosić na ręce Androida? Zdaniem 30 procent klientów Best Buy jest to na tyle kiepskie doświadczenie, że postanowili swoje Galaxy Geary zwrócić.
Co ciekawe, owe zwroty nie wynikały z wad fabrycznych urządzenia. Zrozumiałym jest to, że jak coś się popsuje, to się to reklamuje. Tymczasem owe zegarki zostały zwrócone z powodów… niejasnych. Zwykłego, nieuargumentowanego (a przynajmniej Best Buy owych argumentów nie podaje) niezadowolenia.
Zegarek ten nie ma też ukrytych wad. Testowałem przez pewien niedługi czas Geara. Działał tak, jak miał działać. Łączył się ze smartfonem bez problemu, interfejs i funkcje działały tak, jak opisano w broszurce reklamowej. O co więc chodzi?
Możemy tylko spekulować. Moim zdaniem jednak znaczna część klientów podziela moją opinię na temat tego typu urządzeń. Galaxy Gear kosztuje około 900 złotych. W zamian otrzymujemy kawał wielkiego urządzenia (fakt, lekkiego) na ręce, na tyle grubego, że nawet nie da się go zakryć koszulą z zapinanym rękawem. Urządzenie to współpracuje z ograniczoną liczbą telefonów Galaxy. Jeżeli posiadasz inny telefon, to zamiast „smart zegarka” masz „dumbwatcha”, który jest w stanie ci podać tylko aktualną godzinę. Pod warunkiem, że był podłączony do ładowarki kilkanaście godzin temu, bo inaczej wyzionie ducha. A jak już przebrniesz przez te wszystkie kłopoty, to co właściwie ów zegarek ci oferuje?
Podgląd maili i facebookowych statusów na maniuńkim ekraniku? Bądźmy poważni. Prognoza pogody? OK, już lepiej, ale jestem w stanie bez tego żyć. Aparat? Przypomina mi czasy mojego Siemensa S55, który, swoją drogą, wykonywał zdjęcia w lepszej jakości. Sprawdzenie SMS-a? Tak, to całkiem niezła funkcja. Nie testowałem rozmów głosowych, ale nie wygląda to na wygodne rozwiązanie.
Wydaje mi się, że ludzie kupili te zegarki myśląc, że to zupełnie nowa kategoria urządzeń, inteligentny komputerek noszony na ręku, który znacznie ułatwia codzienne życie. Tymczasem po zakupie zdali sobie sprawę, że mają na ręku kawał (i to serio kawał) plastiku, który pełni rolę drugiego, mniej wygodnego (ale za to dostępnego pod ręką, a raczej na ręku) wyświetlacza. I za to zapłacili 299 dolarów w Best Buy. A wtedy przestaję się dziwić zwrotom.
Daleki jestem od krytykowania, konkretnie, Samsunga. Galaxy Gearowi daleko od bycia najgorszym smart-zegarkiem na rynku. Ma wiele wad, ale ma też unikalne zalety. Wydaje mi się raczej, że wszystkie inteligentne zegarki, bez wyjątku, to jeszcze nie to. Komputerek na ręku to piękna wizja, ale wydaje mi się, że technologia jeszcze nie dotarła do momentu, w którym takie urządzenia miałyby sens.
Samsungowi i Sony kibicuję, by w końcu stworzyli kawał funkcjonalnego, pięknego gadżetu. Póki co jednak, oferują wyłącznie gadżet. Na dodatek dość drogi. Ja pozostaję, przynajmniej na razie, przy swoim Aviatorze. Nakręcanym mechanicznie.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.