REKLAMA

Microsoft nie pomoże twórcom gier niezależnych. To błąd!

Rynek tak zwanych gier indie rośnie zdumiewająco szybko. Minecraft, Super Meat Boy, FEZ i im podobne podbiły serca graczy na całym świecie. Sony i Nintendo dostrzegają ten trend. A Microsoft? Xbox One to nie miejsce na indie…

Microsoft nie pomoże twórcom gier niezależnych. To błąd!
REKLAMA

Rynek gier wideo ma swoje początki, jak właściwie większość segmentów rozrywki elektronicznej, w garażu. Pierwsze gry na konsole i 8-bitowe komputery były tworzone przez jedno, dwu-, trzyosobowe zespoły. Ograniczenia sprzętu powodowały, że budżet na grę był nieistotny. Liczyła się pasja i kreatywność dewelopera. Z czasem jednak możliwości konsol i komputerów rosły. Budżety gier zwiększały się do tysięcy, setek tysięcy a później milionów dolarów. Typowy, nowoczesny hit „growy” to efekt pracy setek programistów, grafików, dźwiękowców i innych specjalistów, a budżety są porównywalne z hollywoodzkimi superprodukcjami.

REKLAMA

Z jednej strony to dobrze. Nie jestem konsolowo-pecetowym hipsterem. Uwielbiam blockbustery takie, jak Battlefield czy Call of Duty. Kocham epickość Mass Effecta. Nie da się jednak ukryć, że powoli zaczyna brakować pomysłów. Wydawcy się wręcz ich boją. Mogą zaryzykować i wpakować dziesiątki milionów dolarów w oryginalną, innowacyjną grę, która może, ale nie musi się spodobać graczom. Mogą też zrobić kolejną FIFĘ, Need for Speeda czy Call of Duty, co i tak się sprzeda. To wszystko są dobre gry, ale coraz częściej potrzeba nam… odmiany. Na szczęście uważają tak nie tylko gracze.

Odważni deweloperzy wrócili do garaży. Znowu mniej istotne stały się budżet i „ilość contentu”, a bardziej kreatywność i pomysł. Tanie, małe gierki odżyły, urzekając graczy swoją świeżością. Limbo, Minecraft, Braid okazały się wielkimi hitami. Gry indie są dostępne głównie na komputery PC, z bardzo prostej przyczyny: koszty licencyjne związane z pisaniem gry na konsolę przekraczają możliwości małych studiów deweloperskich. Nintendo, Sony i Microsoft zaczęli to doceniać. Pierwsza dwójka producentów konsol dalej widzi w nich wielki potencjał. A Microsoft? Patrząc po Xbox One, nie za bardzo. Na konsoli Xbox 360 znajdziemy sklepiki Xbox Live Arcade z niewielkimi, prostymi, ale dopieszczonymi grami, oraz Xbox Live Indie Games, czyli sklepik dla deweloperów z grami niecertyfikowanymi przez Microsoft, ale za to bez wsparcia wydawcy, a co za tym idzie, umieszczone bez opłat licencyjnych. Na Xbox One pożegnamy się z tymi tytułami.

Dostępny bowiem będzie jeden sklep: Xbox Games. Niezależnie od tego, czy to będzie wysokobudżetowa produkcja zajmująca dziesiątki gigabajtów, czy prosta gra logiczna, wszystkie zostały wrzucone do jednego worka. Oznacza to, że twórcy niezależni będą musieli szukać sobie wydawcy i konkurować z marketingowymi budżetami takich wydawców, jak Electronic Arts, Ubisoft, Activision i reszta. Nie mają szans. Dlatego odwrócą się od Xboxa i pójdą tworzyć do konkurencji. Do Sony i Nintendo, którzy mają zamiar pomagać indie-deweloperom.

Jedna gra indie to nie jest system seller, nie ma co się oszukiwać. Ale dziesiątki mniej lub bardziej udanych, świeżych, tanich gier, kontra nieliczne i droższe, mogą już zadecydować o kupnie danej platformy kosztem innej. Xbox One tu zdecydowanie traci.

Jest jednak światełko w tunelu. Xbox One nie pojawi się na rynku jeszcze przez wiele miesięcy, a omawiany problem nie wymaga zmian w sprzęcie, a w polityce. Microsoft chyba zaczął czytać fora internetowe i opinie graczy. Wskazuje na to najnowszy post na blogu Majora Nelsona, czyli opiekuna xboxowej społeczności.

REKLAMA

Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA