REKLAMA

Nowa Zelandia chce zbanować papierosy. Stopniowo wprowadzi całkowity zakaz palenia

Już nie tylko krajobrazy znane z filmowego „Władcy pierścieni” będą dla niektórych powodem do marzeń o wizycie w Nowej Zelandii. Oto państwo, które chce uwolnić się od tytoniu. Bardzo radykalnie.

27.04.2021 04.30
szkodliwy tytoń
REKLAMA

Pomysł zakłada, aby osoby urodzone po 2004 roku nie mogły kupować papierosów. Co za tym idzie, z czasem wszyscy mieszkańcy byliby objęci zakazem i sprzedaż tytoniu w końcu stałaby się nielegalna.

REKLAMA

Tamtejszy minister zdrowia zauważa, że nikotyna odpowiada za 4,5 tys. zgonów rocznie.

W Nowej Zelandii pół miliona mieszkańców pali codziennie. Państwo liczy zaś prawie 5 mln obywateli. 

Inne pomysły zniechęcające do sięgania po papierosy to między innymi zmniejszenie zawartości nikotyny znajdującej się w papierosach. Przeciwnicy takiego posunięcia obawiają się jednak, że przyniesie on odwrotny skutek. Nałogowi palacze będą zmuszeni do częstszego sięgania po papierosa, by mówiąc wprost, dawka się zgadzała. 

Osoby kręcące głową na jakąkolwiek formę „prohibicji” zwracają uwagę, że zakaz sprzedaży uruchomi handlarzy działających na czarnym rynku. W tym przypadku Nowej Zelandii może pomóc… geografia. W końcu łatwiej kontrolować wyspę, a nie kraj z granicami, gdzie kwitnąć może przemyt. 

Czarny rynek to jedno. W grę wchodzi jeszcze dyskusja o prawie dorosłych osób do decydowania o sobie. Można powiedzieć, że każdy ma prawo umrzeć i zachorować na co chce, ale przecież palaczy też się leczy, co jest kosztem dla społeczeństwa. Granica pomiędzy wolnością jednostki a jej wpływem na resztę w tym przypadku jest bardzo płynna i na pewno dyskusyjna. 

Tym bardziej bardziej że rodzi się pytanie: czy palacze faktycznie mogą przytoczyć powiedzenie „Wolnoć, Tomku, w swoim domku”. Sęk w tym, że niekoniecznie, z czego zdajemy sobie sprawę również w Polsce. 

To Polska, nie Nowa Zelandia. Ale naśladowców nie brakuje

Niewiele ponad połowa ankietowanych w sondzie warszawskiej radnej zagłosowała za zakazem palenia na balkonach. 

REKLAMA

Czy pomysł przejdzie? Cóż, kiedyś nikt nie wyobrażał sobie zakazu palenia w restauracjach, natomiast świat nikomu się od tego nie zawalił. 

Sam mam problem z takim domowym zakazem. Nie jestem palaczem, ale dym specjalnie mi nie przeszkadza - a przynajmniej nie dopuszczam do siebie myśli, że mi szkodzi. Rozumiem, że ktoś lubi zapalić sobie na balkonie, a jednocześnie wiem, że zapachy docierają na piętra wyżej. Jak to pogodzić? Jeśli już, to mnie bliżej do radykalizmu Nowej Zelandii, niż takich drobnych, acz niewpływających znacząco na rozwiązanie problemu decyzji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA