Prosta kombinacja związków chemicznych może pomóc pacjentom z uszkodzeniem mózgu
Uszkodzenia neuronów związane z urazami, chorobą Alzheimera lub wylewem krwi do mózgu zazwyczaj pozostawiają nieodwracalne lub jedynie częściowo odwracalne efekty, wpływające na działanie całego organizmu. Naprawa tych uszkodzeń nie jest w naturalny sposób możliwa, ale na horyzoncie pojawiło się światełko nadziei.
Neurony jak wiadomo, nie dzielą się, więc regeneracja połączeń neuronowych w mózgu jest ekstremalnie utrudniona przy miejscowym uszkodzeniu. Jednak neurony nie są jedynymi komórkami, z jakich zbudowana jest tkanka mózgowa. Innym istotnym i nie do końca zrozumianym budulcem są komórki glejowe, w tym największe z nich, czyli astrocyty.
Astrocyty mają nieregularny kształt, i mnóstwo rozgałęziających się na wszystkie strony wypustek.
Wypełniają naturalnie uszkodzenia mózgu, tworząc tzw. blizny glejowe. Przez lata uważaliśmy je za wypełniacz niewpływający na funkcjonowanie tego ważnego organu w inny sposób, niż poprzez budowę bariery krew-mózg. Jednak niedawne odkrycia pokazują, że astrocyty jeszcze mogą nas niejednym zaskoczyć. Są one bowiem neuroprzekaźnikowo aktywne - komunikują się pomiędzy sobą, a nawet z sąsiadującymi neuronami.
Grupa naukowców z Uniwersytetu Stanu Pensylwania ogłosiła niedawno, że udało im się stworzyć prostą kombinację związków chemicznych, które za pomocą udziału astrocytów zmieniają się w miejscach uszkodzonych neuronów w nowe komórki. Warunek? Astrocyty muszą sąsiadować z martwymi do tej pory neuronami.
Eksperymenty były prowadzone na razie w warunkach laboratoryjnych. Uzyskane w ten sposób neurony były stabilne - przeżyły czas trwania doświadczeń, czyli ponad siedem miesięcy. Były one częścią aktywnej sieci neuronowej, przesyłającej sygnały elektryczne - dokładnie tak, jak dzieje się w żywym mózgu.
Nie jest to pierwsza próba wpłynięcia na astrocyty tak, aby pomogły w regeneracji tkanki mózgowej. Poprzedniej dokonał również zespół pod tym samym kierownictwem. Była to próba stworzenia terapii genowej. Jednak ze względu na jej ogromne koszty, szacowane na pół miliona dolarów za pacjenta, badania zarzucono na rzecz próby odnalezienia leku chemicznego.
Wiele wskazuje na to, że uda się go odnaleźć. Eksperymenty in vitro przeprowadzone w Pensylwanii to prawdopodobnie dobry trop. Być może więc doczekamy się, jak liczą badacze, stworzenia terapii w formie leku doustnego, który znacząco poprawiłby jakość życia pacjentów z chorobą Alzheimera bądż po wylewie.