10 gadżetowych porażek – bezużyteczne gadżety, które nigdy nie zastąpiły popularnych produktów

Lokowanie produktu

Rozwój technologii pędzi do przodu i nie da się go zatrzymać, ale w całym tym pędzie bardzo często na światło dzienne wychodzą wynalazki, które są… nieszczególnie użyteczne. Ba, czasem takie “innowacje” nawet zdążą trafić na rynek i przez chwilę na nim pozostać. Potem jednak zdajemy sobie sprawę, że to przecież nie ma sensu i wracamy do sprawdzonych rozwiązań. Oto 10 takich przypadków, kiedy ludzkość patrzyła w złą stronę.

10 gadżetowych porażek, czyli bezużyteczne gadżety

Hoverboard

Świeżutki wynalazek, który miał być chyba protezą niespełnionych marzeń z “Powrotu do Przyszłości”. Był rok 2015, a nadal nie mamy lewitujących desek? To zróbmy sobie jeździdełko na kółkach. I to nic, że można było na nim przejechać może kilkaset metrów i to o ile nie wyłożyliśmy się na pierwszej nierówności w chodniku.

Szczęście w nieszczęściu, te tak zwane hoverboardy okazały się niezbyt bezpieczne. I nie mówię tu tylko o opcjonalnym połamaniu kończyn przy upadku. Wykonane z dużą niedbałością o detale hoverboardy zaczęły… wybuchać. Rząd USA zakazał więc ich sprzedaży i stopniowo do tego bana przyłączają się też inne kraje. Jak widać zdrowy rozsądek czasem przychodzi nawet z Ameryki.

Segway

Zanim świat ogarnęła gorączka jeździdełka na dwóch kółkach bez kierownicy, na rynku pojawiło się jeździdło z kierownicą i dwoma wielkimi kołami - Segway. Pochodzę z miejscowości nadmorskiej i mogłem na własne oczy obserwować ten sezonowy boom na przejażdżki Segwayem.

Piszę “sezonowy” bo mniej więcej tyle potrwał. Segwaye były atrakcją może przez jakieś dwa lata, a potem Polska o nich zapomniała. W USA podobno dalej można spotkać stróżów prawa czy prywatnych strażników pomykających na Segwayu dookoła strzeżonego kwartału, ale to wymierający gatunek.

Segway class="wp-image-133836"

HD-DVD

Czy ktoś jeszcze pamięta, że był format, który próbował konkurować z Blu-Rayem? No właśnie. HD-DVD było ciekawą koncepcją - mieściło o wiele więcej danych od standardowej płytki i było bardziej uniwersalne, bo nagrywając dane tylko na jedną stronę płyty, można ją było odtworzyć w standardowym odtwarzaczu DVD.

Dystrybutorzy wpadli więc na pomysł, żeby na jednej stronie nagrywać obraz w gorszej jakości (żeby ludzie ze zwykłymi napędami też mogli obejrzeć), a na drugiej w wysokiej jakości, dostępnej tylko dla wybrańców, którzy zakupili urządzenie mogące w ogóle odtworzyć ten nośnik (a ta “wysoka jakość” i tak była gorsza od Blu-Raya).

Na szczęście koncepcja nie pożyła długo. W zasadzie Blu-Ray też mógłby się już znaleźć na tej liście, ale ostatecznie… to przecież nie wina formatu, że dzisiaj nikt już nie kupuje filmów na płytach.

Mini-CD

Nie szukając daleko, płyty Mini-CD to kolejny wynalazek, który zniknął z rynku równie szybko, jak się na nim pojawił. Koncepcja w zasadzie ciekawa, pozwalała producentom myszek znacząco ograniczyć wielkość pudełek (bo nie musieli do nich wkładać pełnowymiarowej płyty CD), ale realistycznie, oprócz względów logistycznych, ten format absolutnie nic nie zmienił. Gdzieniegdzie można jeszcze nawet kupić takie małe płytki, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego ktoś miałby to robić. W zasadzie to… nie bardzo rozumiem po co w 2016 w ogóle kupować płytę.

Żarówka z wbudowanym głośnikiem Bluetooth

Nie wiem co kierowało działem R&D Sony, kiedy wpadali na ten pomysł, ale podejrzewam, że mogła być to zbyt duża ilość sake w czasie burzy mózgów. Bo chyba nikt na poważnie nie myślał, że klienci naprawdę będą chcieli powiesić sobie pod sufitem żarówkę, która jednocześnie dubluje jako marnej jakości głośniczek Bluetooth?

W momencie premiery kosztowała ona “jedyne” 200 dolarów (czyli była w cenie DOBREGO głośnika Bluetooth lub domowego audio), co samo w sobie zapewniło jej krótki, rynkowy żywot. Niemniej jednak pomysł zdążyli podłapać pomniejsi producenci sprzętu, a żarówki z głośnikiem firmy krzak nadal można kupić np. na Allegro. Nie ma to jednak większego sensu. Chyba że chcemy pochwalić się szwagrowi kupnem bezużytecznego gadżetu.

Jednorazowa maszynka do golenia

Narzędzie ludzi będących w wielkim pośpiechu i desperatów. Ewentualnie element samobiczowania się stojących przed lustrem masochistów, którzy chcieli ukarać swoją twarz za jej występki. Do tego tylko pozorna oszczędność. Jednorazowe maszynki do golenia może świetnie sprawdzają się u kobiet, ale gdy przychodzi do pozbycia się zarostu z twarzy, lepiej omijać je szerokim łukiem.

gillette_625x300_v2 class="wp-image-487344"

Ogolić ogolą, ale - jak sama nazwa mówi - tylko raz. Zamiast tego lepiej zainwestować w maszynkę Gillette Mach 3 Turbo, która nawet po 10 goleniu jest skuteczniejsza od nowej jednorazówki. Można też kupić zestaw z 4 wymiennymi ostrzami, które równają się aż 4 miesiącom (sic!) golenia. I nawet po tych 4 miesiącach lepiej mieć na twarzy taką maszynkę, niż świeżą jednorazówkę. Te ostatnie pewnie z rynku nie znikną, ale kupowanie ich, szczególnie jeśli wydaje się nam, że na czymkolwiek tu oszczędzamy, to jakieś nieporozumienie.

Elektroniczna folia bąbelkowa

Z nazwy wydaje się być istnym perpetuum mobile, prawda? Nieskończone źródło redukcji stresu i tej pokrętnej satysfakcji towarzyszącej ściskaniu w palcach bąbelków. Do tego można te bąbelki wszędzie ze sobą zabrać, bo urządzenie było tak małe, żeby można było je przypiąć do pęku z kluczami i odstresowywać się w każdym miejscu i czasie.

Do tego za każde 100 ściśnięć ściskający nagradzany był zabawnym odgłosem. Brzmi jak coś rodem ze stereotypowej wizji Europejczyków o Japończykach, ale jednak - takie urządzenie istniało, przez moment była na to moda, a potem… ludzie zdali sobie sprawę, że nic nie zastąpi prawdziwej folii.

elektroniczna-folia-babelkowa class="wp-image-487263"

Smartfony z systemem Windows Phone

Przyznaję, ja też dałem się złapać w tę pułapkę i jeszcze jakieś dwa lata temu wierzyłem, że oni tak na serio. Tymczasem kolejne lata i miesiące mijają, i chyba już nikt nie ma wątpliwości, że Windows Phone (czy teraz Windows Mobile) to po prostu niewypał. I zmarnowana okazja, zaprzepaszczona przez Microsoft i grono deweloperów, które tę platformę po prostu olało, przyczyniając się do jej przedwczesnej śmierci. Dopóki Windows Phone’a będzie można kupić na urządzeniach za niecałe 500 zł, ten system jakoś się na rynku utrzyma, ale potem, kiedy już nikomu nie będzie się chciało nad nim pracować, zejdzie do podziemia i będzie tylko ciekawostką dla najbardziej zapalonych fanów.

Tablety z Androidem

Premiera pierwszego iPada była trzęsieniem ziemi. Steve Jobs głosił ze sceny nową ewangelię, wieszcząc śmierć prasy drukowanej i kompletną zmianę w konsumpcji treści, której miało dokonać pojawienie się tabletu Apple na rynku. iPad miał jedną wadę - był paskudnie drogi.

nexus 9 class="wp-image-285699"

Ale przecież był jeszcze Android! Rozmaite firmy technologiczne, większe, mniejsze, co prędzej zaczęły zalewać rynek tabletami z Androidem, a gawiedź zachłysnęła się możliwością posiadania “iPada” za ułamek ceny oryginału.

Tylko… co z tego, skoro tablety z Androidem do dzisiaj są wyłącznie rozciągniętymi wersjami smartfonów z Androidem? Oprócz większego ekranu nie mają do zaoferowania absolutnie nic. I ludzie szybko zdali sobie sprawę, że kupowanie tych urządzeń jest kompletnie bez sensu. Tym bardziej, że współczesne smartfony są od nich niewiele mniejsze, a oferują znacznie więcej.

Smartwatche

To miała być rewolucja! Technologia ubieralna miała nami zawładnąć, a jej dominację głoszono równie często, co zapowiedź “roku Linuxa”. Kiedy jednak pierwsze smart-zegarki pojawiły się na rynku, to… pozostawało tylko prychnąć śmiechem. Potrzeba było trzech lat, żeby te małe, przytroczone do nadgarstków urządzenia zaczęły w ogóle jakoś wyglądać, żeby ktokolwiek (prócz najbardziej zapalonych geeków) chciał je nosić. Producentom kompletnie nie wychodzi jednak przekonanie tłumów, że smartwatch jest czymś, czego mogą potrzebować. Bo i do czego?

Sam noszę smartwatch i bardzo lubię to, jak przychodzą mi na niego powiadomienia i nie muszę sięgać po telefon. Ale czy jest mi to niezbędne? Nie. Czy mogę bez tego żyć? Bez większego problemu. A za cenę dobrego smartwatcha (który po roku będzie przestarzały) możemy kupić piękny, analogowy zegarek, który zapewne nas przeżyje. Dopóki producenci nie znajdą dla smartwatchów lepszego zastosowania, niż wyświetlanie powiadomień i nie przekonają klientów, że to coś więcej, niż tylko bajer, dopóty ta kategoria będzie zagrożona rychłym wyginięciem.

Lokowanie produktu
Najnowsze