Wkurzona na ludzi. Może właśnie na ciebie, może na twojego sąsiada
Tak, wiem, to blog technologiczny, a ten temat nie ma z technologiami nic wspólnego. Tak, w Polsce i na świecie cierpi wielu ludzi i powinniśmy im pomagać. Wiem. Mimo wszystko nie mam zamiaru ukrywać, że jestem wkurzona. Wkurzona na ludzi. Może właśnie na ciebie, może na twojego sąsiada, może na kogoś, kogo mijasz w drodze do pracy.
Ile razy przeszedłeś obok psa wyglądającego na bezdomnego, ale pomyślałeś sobie “pewnie to taki pies wędrowniczek, pewnie wróci potem do pana”. Ile razy słyszałeś o jakimś zwierzęciu porzuconym gdzieś tam, cierpiącym i nie zrobiłeś nic? Czy jesteś jedną z tych osób, która uważa, że zwierzęta są tylko po to, by służyć ludziom i nie ma co się nimi przejmować?
Właśnie opiekuję się pięcioma małymi, około miesięcznymi kotkami. Nie jestem wielką fanką kotowatych. Indywidualiści z ostrymi pazurami przegrywają u mnie z kultową psią wiernością. Jednak zwierzę to zwierzę, koteczki cierpiały. Ot, durni ludzie mają w nosie to, że po ich ośrodku turystycznym błąkają się dzikie koty i że o ile w lecie jeszcze przeżyją podkarmiane przez turystów, o tyle w zimie zostaną same i pewnie zagłodzą się na śmierć.
Jeszcze gorzej, że durni ludzie mają w nosie to, że koty rozmnażają się jak szalone. Dwa, trzy razy do roku. W ciągu roku z dwóch kotów potrafi zrobić się kilkanaście, a że rozmnażają się dziko to pewnie większość z nich zdechnie w cierpieniach,
Durni ludzie mają to w nosie, więc doprowadzają do sytuacji, że inni durni ludzie, tym razem turyści, znajdują takie maleństwa i… dają swoim rozpieszczonym dzieciom do zabawy. Tak. Pięć małych, chudych, bo matka nie chce już ich karmić (co się dziwić, kocica dzika i sama zagłodzona), biednych, z zaropiałymi oczkami kociąt służy jako zabawki dzieci.
Dookoła pełno ludzi, podobno odpowiedzialnych dorosłych i nikt nie reaguje. Bo po co? Koteczki zabaweczki. Jedynie trójka dzieci interesuje się na tyle, żeby pytać, szukać pomocy. Bo dzieci zwykle lubią zwierzątka i potrafią im współczuć. Bo dzieci jeszcze nie zgłupiały.
Mam nadzieję, że moja klątwa się spełni i kobieta która potraktowała żywe stworzenia jak zabawki, będzie musiała odrobaczać swojego wypielęgnowanego yoreczka, bo zaraził się od kotków. Znając życie to kupiła yorka za kilka stów od pseudohodowcy. Nic, że suka pewnie siedziała w klatce i służyła tylko do rozpłodu, a gdy stała się do niego niezdolna to pewnie wylądowała na ulicy czy gdzieś w rowie. Yoreczek taki fajny, zabaweczka taka, a i niech ludzie zobaczą, że się powodzi skoro stać na takie cudeńko.
Żaden odpowiedzialny dorosły nie traktowałby kotków jako zabawek i żaden odpowiedzialny dorosły nie dopuściłby do nich swoich dzieci. Koteczki pewnie zarobaczone, dzieci zarażają się łatwo, zresztą może nie tylko robakami.
W lecie ludzie masowo wyrzucają zwierzęta, zwłaszcza psy. Wywożą je gdzieś i po prostu wykopują z auta, przywiązują do drzew czy nawet wsadzają do worków i wrzucają do rowu. Robią to po kryjomu wiedząc - muszą zdawać sobie z tego sprawę - że zachowują się nieludzko i skazują zwierzę na cierpienie. Tłumaczą sobie, że ktoś je znajdzie, jakoś sobie poradzi, ale to wszystko ściema.
Powody? Jadą na wakacje i nie mają z kim zostawić psa. Suczka zaciążyła, nie chcą kłopotu w postaci szczeniaków. Pies spod choinki zdążył urosnąć i okazał się nie taki słodki, jak wszyscy chcieli, a poza tym wymagał uwagi i pieniędzy. Myślą, że jak wyrzucą je w lecie, to przynajmniej będą miały ciepło.
Ostatnio przez dwa tygodnie nad moim jeziorem błąkał się czarny piesek ze starym, ciężkim paskiem zamiast obroży. Okazało się, że pies potrafi usiąść, dać łapę i nawet… otworzyć drzwi. Ktoś postanowił podrzucić go nad jezioro licząc, że turyści go nakarmią, może nawet któryś przygarnie.
//
Czasem zastanawiam się, co stanowi że człowiek jest człowiekiem i dochodzę do wniosku że to, jak traktuje zwierzęta. To, że zdaje sobie sprawę, iż wzięcie psa czy kota to nie same przyjemności, ale też ogromna odpowiedzialność na kilkanaście lat. Psa trzeba wyprowadzać, zawieźć do weterynarza gdy dzieje się coś złego, zapewnić mu opiekę podczas wyjazdów, zadbać o jego zdrowy rozwój i nauczyć podstaw, a poza tym trzeba go kochać bezwarunkowo. Nawet, jak pogryzie nowe drogie buty, nawet gdy przyjdzie brudny i śmierdzący, nawet gdy zestarzeje się i trzeba będzie wynosić go na dwór i po nim sprzątać.
Czarne psy, choćby i najgrzeczniejsze, mają najmniejsze szanse na adopcję. Im pies starszy i im więcej ma problemów zdrowotnych, tym większe prawdopodobieństwo, że umrze samotny w schronisku. Za to gdy do adopcji pojawia się york czy inne prawie-rasowe stworzonko dziesiątki, ba - setki osób chcą je przygarnąć. Tak, jakby wygląd psa miał tak wielkie znaczenie, tak jakby inne psy nie zasługiwały na szansę.
Problem w tym, że to my, dorośli, uczymy przyszłe pokolenia tego jak traktować zwierzęta. To my wciąż uważamy, że zwierząt nie należy sterylizować “bo to nienaturalne”, to my decydujemy, że jak kotu coś dolega to nie warto jechać do weterynarza, to my uciekamy od odpowiedzialności i przede wszystkim edukacji. To nam wydaje się, że skoro jesteśmy tacy wspaniali, rozwinięci, zaawansowani i świadomi, nie musimy dbać o zwierzęta. Codziennie uprawiamy spychologię.
Nie namówię nikogo do pomocy zwierzętom. Nie chcesz psa, masz wymówki “a bo praca, miejsce, to, tamto” - nie bierz go. Wziąłeś kota? Wysterylizuj go. Szukasz psa? Pomyśl o takim ze schroniska czy z innych miejsc, które zajmują się pomocą zwierzętom. Nie, wcale nie są gorsze. Tak, mają swoje historie, czasem sprawiają problemy, ale szczeniaczki od pseudohodowców też sprawiają problemy. Przynajmniej nie napędzisz nielegalnego przecież i okrutnego przemysłu z szarej strefy.
Przede wszystkim pomyśl, czy stać cię na zobowiązanie, które potrwa kilkanaście lat. Jeśli nie, nie podejmuj go i nie czuj się z tego powodu winny.
A gdy widzisz zwierzę w potrzebie, nie dawaj go dzieciom do zabawy, tylko użyj Google’a i zadzwoń po pomoc.