Wszystko co musisz wiedzieć o przeglądarce Edge na kilka dni przed premierą Windows 10
Przeglądarka Microsoftu ma pozwolić nam zapomnieć o produktach takich, jak Chrome czy Firefox. I choć Edge działa znakomicie, to na razie na to nie ma szans. Przynajmniej nie na chwilę obecną i nie dla wszystkich.
Edge to zupełnie nowa przeglądarka internetowa od Microsoftu, która odcina się od Internet Explorera i wszystkiego, co sobą reprezentował. Jest dostępna wyłącznie na Windows 10, do którego również dołączany jest, nieco ukryty przed wzrokiem użytkownika, Internet Explorer (dla niektórych starych aplikacji webowych, które nie działają pod żadną inną przeglądarką).
Deklaracja ta nie jest do końca prawdziwa. Fakt, Edge w przeciwieństwie do swojego starszego brata jest uniwersalną aplikacją windowsową a nie pulpitową, ma zupełnie nową warstwę interfejsu a także nowy silnik. Z tym że ów silnik jest niczym innym, jak znanym z Internet Explorera Tridentem, który został gruntownie odchudzony z przestarzałych rozwiązań utrzymywanych z uwagi na kompatybilność wsteczną, a także zoptymalizowany i obsługujący nowoczesny standard HTML.
Silnik EdgeHTML, bowiem tak nazwano tę reinkarnację Tridenta, jest traktowany przez Microsoft bardzo poważnie. Na tyle, że zrezygnowano z obsługi wszystkich innych poza HTML5 rozwiązań webowych, z jednym jedynym wyjątkiem. Sliverlight, Windows Media, Java, QuickTime czy przeróżne inne wtyczki nie są i nie będą obsługiwane. Wspomniany wyjątek to Flash, który również dostępny będzie wyłącznie na komputerach PC i dużych tabletach.
Jak się tego używa?
Spędziłem z Edge już bardzo wiele czasu i od razu mogę rozwiać pewne krążące o nim plotki: jego „niesamowita płynność” to bujda. Edge, dokładnie tak samo jak Internet Explorer, Firefox czy Chrome, potrafi nieco „przyciąć” podczas przewijania czy doczytywania dodatkowych funkcji. Nie radzi sobie zauważalnie lepiej od konkurencji czy swojego poprzednika. Radzi sobie równie dobrze, a wszelkie różnice są dla ludzkiej percepcji pomijalne. Barierą nie był sprzęt czy oprogramowanie: testujemy „czystą” instalację Windows 10 na Core i5 Broadwell, 8 GB RAM i dysku SSD.
Jeżeli chodzi o testy syntetyczne, to Edge zdobywa 402 z 555 punktów na HTML5test, a więc relatywnie niewiele w porównaniu do konkurencji. Dużo lepiej wypadają testy wydajnościowe, takie jak SunSpider (114,6 ms) czy Peacekeeper (1932 punkty) . Nie zauważyłem jednak żadnych trudności w przeglądaniu jakichkolwiek witryn internetowych, nie licząc tych wymagających wtyczek. To oczywiście nie oznacza, że takie witryny nie istnieją, jednak nie mamy powodów do krytyki Edge’a z jakiegokolwiek powodu w tym kontekście.
Interfejs przeglądarki jest prosty i bardzo czytelny. Mamy przyciski wstecz, dalej i odśwież na lewo od paska adresu (opcjonalnie, na życzenie, przycisk strony domowej), na prawo mamy widok do czytania (wrócimy do tego za chwilę), dodawanie do ulubionych lub listy witryn do przeczytania, przycisk zapewniający dostęp do tych zapamiętanych witryn, przycisk do tworzenia notatek, przycisk do udostępniania witryny do danej aplikacji oraz rozwijalne menu funkcyjne. Całość jest wygodna i bardzo elegancka, choć oczywiście ostatnia uwaga jest bardzo subiektywna.
Jak się sprawują nowe funkcje?
Już sama strona główna przeglądarki jest bardzo przemyślana. Microsoft wycofuje się nieco z rynku reklamy internetowej? To w sumie tym gorzej dla niego, bo stworzył przeglądarkę skrojoną na miarę pod jej sprzedawanie. Jest wręcz w tym doskonały. Zobaczcie sami na ten zrzut ekranowy:
Choć jak kliknę w pasek adresu „tam gdzie zawsze”, czyli na górze, to przestanie być niewidoczny, to posługując się jednak wyłącznie wzrokiem zamiast odruchów wyraźnie jestem zachęcany do kliknięcia w jeden, jedyny formularz. Krótko i zgrabnie jestem poinformowany, że mogę tu zarówno wpisać adres strony, jak i iść do wyszukiwarki. Oczywiście, do Binga, który może obudować nasze wyniki wyszukiwania kontekstowymi reklamami. Jest zarówno oczywiste, a zarazem tak subtelne i niezniechęcające, że nawet zrezygnowano z logotypu Bing. Ale to nie koniec. Zanim jeszcze cokolwiek wpiszemy, mamy „kurowaną” treść, zgrabnie i nieinwazyjnie nam zaprezentowaną. Co więcej, można ją za pośrednictwem MSN nieco spersonalizować, co sprawia, że staje się całkiem użyteczna. A że sprzedawanie linków można spieniężać...
Oprócz tego wprowadzono coś w rodzaju Pocketa, a więc wspomniane wyżej dodawanie witryn do przeczytania „na później”. Te są trzymane w chmurze i dostępne dla każdej naszej przeglądarki Edge. To też oznacza, że do tej listy nie dobierzemy się korzystając z jakiejkolwiek innej przeglądarki, co dla wielu uczyni ją bezużyteczną.
Unikatową funkcją Edge’a jest możliwość dokonywania notatek na witrynach internetowych, zarówno za pomocą klawiatury, jak i rysika. Taką zmodyfikowaną witrynę możemy sobie zapisać celem późniejszego jej sprawdzenia lub udostępnić za pośrednictwem zainstalowanych aplikacji innej osobie. Witryny bez notatek również można udostępniać za pomocą jednego, wygodnego menu.
Ostatnią funkcją jest tryb odczytu, znany już z Internet Explorera. W tym trybie załadowany przez nas artykuł jest obdzierany ze wszystkich ozdobników, menu nawigacyjnych i tym podobnych, koncentrując naszą uwagę wyłącznie na właściwym tekście oraz towarzyszących mu ilustracjach. Nowości względem poprzedniej przeglądarki Microsoftu brak, ale i tak funkcja ta jest, zwłaszcza na tablecie, bardzo użyteczna.
Przeglądarka obsługuje tryb InPrivate i pracę w wielu oknach z wieloma kartami. Pozwala też na zmianę domyślnej wyszukiwarki. Ale to właściwie oczywiste.
Czego zabrakło?
Po pierwsze, najbardziej oczywiste: rozszerzeń. Choć wielu internautów, w tym ja, z nich nie korzysta, tak równie wiele nie wyobraża sobie bez nich wygodnego przeglądania sieci Web. Te mają się pojawić w jednej z przyszłych aktualizacji przeglądarki i być łatwe do portowania prze ich twórców z przeglądarki Chrome.
Po drugie, równie oczywiste: multiplatformowości. Ulubione, lista „na później”, zapisane hasła i formularze nie zsynchronizują się w żaden sposób z urządzeniem z OS X, Androidem, iOS, Chrome OS czy jakimkolwiek innym, które nie posiada Windows 10. A to, dla wielu, oznacza, że Edge nie będzie przeglądarką dla nich.
Po trzecie, brakuje promowanej na Zachodzie integracji z Cortaną. Niestety, zaznaczenie tekstu i kliknięcie go prawym klawiszem myszy nie wywołuje asystentki, by ta poszukała więcej informacji na zaznaczony temat. Co więcej, nie wprowadzono nawet zastępczej funkcji, takiej jak „wyszukaj zaznaczony tekst w Bingu”.
Brakuje też obsługi „Jump lists”, a więc wywoływanej prawym klawiszem myszy funkcjonalnej, kontekstowo dopasowanej do aplikacji listy funkcji. Takich jak szybkie wywoływanie trybu InPrivate czy historii ostatnio odwiedzanych witryn.
Czy ten Edge się do czegoś nadaje?
Jeżeli nie korzystasz z rozszerzeń i nie masz urządzeń Apple’a lub tych z Androidem, to Edge jest znakomitą przeglądarką. Jest szybka, czytelna, wygodna i, bonusowo, bardzo przyjemna dla oka. Dodatkowe funkcje są dobrze pomyślane i użyteczne. Niestety, całkiem sporo tych „jeżeli” w pierwszym zdaniu. A to oznacza, że Edge, choć na pewno zostanie cieplej przyjęty od Internet Explorera, świata, przynajmniej na razie, nie podbije.