Miejskie ładowarki smartfonów to najgłupszy pomysł od lat
Obecnie praktycznie każde duże miasto dysponuje budżetem obywatelskim, czyli pewną kwotą, o której przeznaczeniu decydują sami mieszkańcy miasta. Wielu z nich zamiast nowych dróg, chodników i placów zabaw woli przeznaczyć kilkaset tysięcy złotych na... uliczne ładowarki do telefonów. Ten absurdalny pomysł uzmysłowił mi, że mimo posiadania smartfonów, tabletów oraz komputerów tak naprawdę nie potrafimy korzystać ze zdobyczy technologii.
O całej sytuacji dowiedziałem się z artykułu na portalu NaTemat. Wynikało z niego, że stacjonarne ładowarki do smartfonów to największe zapotrzebowanie mieszkańców dużych miast. Że obywatele domagają się od lokalnych władz zainstalowania na ulicach ładowarek korzystających z aktualnej infrastruktury elektrycznej, energii słonecznej lub siły ludzkich mięśni.
Katarzyna Zuchowicz, autorka artykułu, zdaje się też twierdzić, że ładowarki tego typu to produkt pierwszej potrzeby. W końcu każdy z nas znalazł się w sytuacji, gdy rozładował się mu smartfon i nie mógł wykonać ważnego telefonu. Co więcej, wówczas na nic zdaje się posiadanie ładowarki, ponieważ nie ma możliwości podłączenia jej. Że w takiej sytuacji nikt nie myśli o dziurawym chodniku i o tym, że w okolicy nie ma placu zabaw, woda zbiera się w piwnicy, trzeba odnowić elewację, albo że nie ma parkingów.
Pomysł ten popierają między innymi Michał Krawczyk, lubelski radny z Platformy Obywatelskiej oraz Krzysztof Żuk, prezydent Lublina. A podobno ładowarki są pożądane też w Krakowie, Łodzi, Szczecinie, Rzeszowie i Koszalinie. Cały zamęt postanowił wykorzystać Łukasz Listwoń, który złożył petycję o stworzenie w mieście punktów ładowania telefonów. Jeśli zostanie przyjęta, w Krakowie powstanie kilkanaście punktów, w których bezpłatnie będzie można naładować telefon.
//
Mieszkańcy Krakowa chcą również stworzenia ekologicznych ładowarek ulicznych, czyli urządzeń wyposażonych w akumulatory zasilane za pomocą energii słonecznej. Mają one umożliwiać też naładowanie smartfonu za pomocą rowerka. W Koszalinie za to ma się pojawić ładowarka solarna w postaci słupa. Argumentem przemawiającym za tym pomysłem jest fakt, że tego typu elementy zastosowano już w 18 miastach na całym świecie.
Wszystkie te pomysły łączy jedna rzecz. Otóż są bezdennie głupie.
Ładowanie większości smartfonów przy użyciu standardowej ładowarki trwa grubo ponad godzinę. Jeżeli będziemy chcieli naładować nasz smartfon lub tablet na tyle skutecznie, by za chwilę się znowu nie wyłączył, będziemy musieli stać przy takim słupie prawie pół godziny. Gdy dodamy do tego fakt, że instalacje takie mogą kosztować w sumie nawet kilkaset tysięcy złotych i najzwyczajniej w świecie szpecą miasto, łatwo będzie dostrzec, że nie mają one racji bytu.
Stosowanie dodatkowych ładowarek ma rację bytu tylko w miejscach, w których spędzamy dużo czasu. Dlatego jak najbardziej popieram instalację ładowarek indukcyjnych w kawiarniach i restauracjach, bardzo cenię sobie autokary i autobusy wyposażone w gniazdka oraz popieram instalowanie punktów ładowania na dworcach i lotniskach. Przystanki autobusowe czy słupy w środku miasta to złe miejsca na ładowanie smartfonu, bo nie nadają się do spędzania przy nich dłuższego czasu. Ile przeciętnie czekasz na autobus? Pięć minut? Kwadrans? To zdecydowanie za krótko, by naładować swój telefon. Jeszcze zrozumiałbym instalację gniazd ładowania w parkowych ławkach. I to w ostateczności!
A Panu Michałowi Krawczykowi, Łukaszowi Listwoniowi oraz wszystkim osobom, które są gotowe stać przy słupie przez godzinę tylko po to, by naładować swój smartfon, chciałbym uświadomić, że istnieje coś takiego jak powerbank. To taki kieszonkowy akumulator wyposażony w port USB. Pozwala on nawet na kilkukrotne naładowanie smartfonu.
Co więcej, można mieć go zawsze przy sobie i ładować urządzenie bez potrzeby odbywania godzinnej posiadówy na przystanku. Polecam wydanie kilkudziesięciu złotych i nabycie takiego gadżetu. To o wiele lepszy pomysł od naciągania swojego miasta na pseudonowoczesne i w gruncie rzeczy niepotrzebne gadżety, które w erze mobilności są nam potrzebne mniej więcej w tym samym stopniu co rybie ręcznik.