Polacy przejęli międzynarodową grupę na Facebooku. Wtedy się zaczęło
Miejsca, które mijamy codziennie i nawet nie zwracamy na nie uwagi, stały się internetowym fenomenem. Okazało się, że Polska jak mało który kraj na świecie obfituje w przejściowe krajobrazy. Kiedy nasi rodacy przejęli facebookową grupkę zrzeszającą fotografów specjalizujących się w takich ujęciach, pojawił się spory problem.
Facebookowa grupka „New Topographics Photographers and the Aesthetic of the Liminal Space” skupia się na zdjęciach… i tu zaczyna się problem. Zdefiniowanie, jak i zresztą sam fenomen tych fotek, to wcale nie tak łatwa sprawa. Wieczór na osiedlu, pastelowe bloki, samolot przeszywający bezchmurne niebo. Przejście pod wiaduktem ze ścianami umazanymi graffiti. Nieczynny ogródek restauracyjny z zabawkami pokrytymi śniegiem. Krzesła w pustym biurowcu. Widok na puste molo nad jeziorem w zimowy wieczór. Niby nic, a jednak tak wiele.
Antropolog Marc Augé pisał kiedyś o „nie-miejscach”, czyli zestandaryzowanych przestrzeniach, w których stajemy się anonimowi, które zostały zaprojektowane tak, by nie generować żadnych uczuć (nie zawsze z powodzeniem, por. dworzec w Poznaniu). Przestrzeń liminalna, w takim znaczeniu, w jakim zaczęła nawiedzać współczesny folklor, to niezupełnie to samo: jest anonimowa, ale przez to napełniająca się intensywnymi uczuciami, głównie nostalgii, strachu, ciekawości niesamowitego. Patrzymy w pustkę i zaczynamy dostrzegać widma. Dla kogo gra odbijający się echem radiowy hit w opuszczonym centrum handlowym? Co dzieje się nocą w starym sklepie zagospodarowanym na ścianę paczkomatów?
- pisała o przestrzeni liminalnej Olga Drenda w swoim felietonie dla "Tygodnika Powszechnego".
Tak opisywał je z kolei jeden z użytkowników Reddita:
Polski liminal space wyobrażam sobie bardziej tak: korytarz na drugim piętrze szkoły typu "1000-latka", styczniowy wieczór, niemrawo świecąca co druga świetlówka i zasłonięta kotara. Tak, kotara, bo ci, co pamiętają tysiąclatki wiedzą, że korytarz składał się najpierw z węższego segmentu (tam była łazienka), potem szerszego - tego z oknami, a następnie znowu węższego. Po prawej wejścia do sal, po lewej okna (obecne w tej szerszej części). No i tę część węższą od tej szerszej można było odgrodzić taką wielką zasłoną, np. jak były tam jakieś wydarzenia czy apele. No więc jesteś w tej węższej części, po lewej jest damska toaleta i jakaś anonimowa tablica korkowa czy tam gablota. Z prawej sala drugiej "B" z gimnazjum trochę się nie domyka; na drzwiach coś jest wydrapane, klamka nieco zwisa. Na podłodze leży pogięta karta do budki telefonicznej TP S.A na impulsy; a z przodu, zza kotary bije blade światło.
Zwykłe mijane codziennie miejsca na tych fotografiach intrygują
Trudno nawet powiedzieć czym, bo pewnie wielu nie spojrzy na zdjęcia, tak jak nie skupia się na tych miejscach w rzeczywistości. Jest w nich dziwny smutek, tęsknota, ale w zasadzie nie wiadomo za czym. Szara codzienność, niby znana, lecz w tej wersji niepokojąca, bo pozbawiona ludzi, życia, czas się zatrzymał. Jak dawno?
Od jakiegoś czasu zdjęcia takich miejsc cieszą się w sieci sporym uznaniem. Jak zauważała Olga Drenda według użytkowników serwisu Reddit „krainą przestrzeni liminalnych jest Polska”. Boom był nagły i szybki, bo jeszcze w 2021 r., o czym pisał autor facebookowego profilu Dzieci Neo, takich materiałów z naszego kraju nie było zbyt wiele.
Szczególnie w ostatnich tygodniach grupa „New Topographics Photographers and the Aesthetic of the Liminal Space” przeżyła prawdziwy najazd polskich użytkowników. Polacy wrzucali swoje zdjęcia i zaanektowali styl. Być może trochę pomogły w tym algorytmy, bo nagle, kilka tygodni temu, grupa po prostu zalała moją facebookową tablicę. Pewnie jednak samo propagowanie by nie pomogło, gdyby nie to, że widząc zdjęcia, wielu mieszkańców polskich miast mogło pomyśleć: „to o nas”.
Tu Polacy, przejmujemy tę grupę
Aktywność rodaków była na tyle duża, że na tej międzynarodowej grupce, zrzeszającej ponad 36 tys. użytkowników, język polski na jakiś czas stał się językiem urzędowym. W końcu administrator nie wytrzymał i ostrzegł, że polskie komentarze będą odrzucane lub usuwane. Użytkownicy – choć skierował się głównie do Polaków – mieli pisać po angielsku, tak by każdy mógł zrozumieć.
Odzew był spory. Niektórzy Polacy stwierdzili, że to rasizm – dlaczego akurat język polski ma być zakazany? Inni zwracali uwagę, że Facebook pozwala tłumaczyć posty, więc problemu nie ma.
„Szczerze mówiąc nie widziałem komentarzy w innych językach. Również bym ich nie akceptował” – bronił się administrator, tłumacząc swoją decyzję tym, że w ostatnich tygodniach język polski nie tyle co dominował, a po prostu przyćmił nawet międzynarodowy angielski.
Co się jednak dziwić – skoro Polska została okrzyknięta ojczyzną przestrzeni liminalnych i ich wyjątkowość zachwyca cały świat, to po prostu przyszliśmy po swoje. Polska mistrzem świata miejsc przejściowych. I nie ma w tym szydery!