REKLAMA

Spider's Web płakał, jak grał. Najbardziej rozczarowujące gry wideo, których nie mogliśmy się doczekać

Najpierw było oczekiwanie. Oglądanie każdego zwiastuna, czytanie każdego wywiadu i wyrywanie kartek z kalendarza. Później pędziło się na złamanie karku do sklepu. Brało się wolne albo odliczało godziny do wieczora. Następnie wyczekiwana gra wideo lądowała w napędzie konsoli lub pamięci komputera i... rozpoczynał się płacz. Zaczynało się zgrzytanie zębami. Każdy z nas boleśnie pamięta długo oczekiwaną produkcję, która okazała się gigantycznym rozczarowaniem. O najbardziej rozczarowujące gry i związane z nimi wspomnienia zapytałem kolegów z redakcji Spider's Web:

Najbardziej rozczarowujące gry na jakie czekaliśmy - sonda Spider's Web
REKLAMA
REKLAMA

Szymon Radzewicz - pamiętacie Final Fantasy XIII? Ja nie chcę pamiętać

 class="wp-image-536481"

To miała być rewolucja. Zupełnie nowy poziom. Moment, w którym gra wideo staje się częścią kultury wysokiej. Final Fantasy XIII było zapowiadane niczym prawdziwy mesjasz gatunku. Piękna, rozbudowana, odważna produkcja jakiej świat wcześniej nie widział. Dostaliśmy grę poprawną i wciągającą, ale w żaden sposób nie dorastającą do oczekiwań, jakie rozdmuchali deweloperzy. Pamiętam, że gdy magazyn EDGE wystawił Final Fantasy XIII ocenę 5/10, pracownicy redakcji zostali moimi bohaterami. Są nimi po dziś dzień.

Jasne, w większości przypadków FFXIII otrzymało ósemki i dziewiątki. Skołowani recenzenci dali sobie wmówić, że faktycznie obcują z ponadczasowym tytułem, który wymyka się prostym ramom ich pojmowania oraz optyki. Byłem tym obrzydzony. Rozczarowany. Jeden dziennikarz za drugim rekomendowali Trzynastkę fanom. Żaden nie był jednak w stanie dobrze uzasadnić, dlaczego to robi. Gra była jednym z tych przykrych przykładów pokazujących, że propagandą sukcesu, mocnym PR-em oraz odcinaniem kuponów od znanej marki da się owinąć media wokół palca. Final Fantasy XIII faktycznie było dobre, ale dopiero w następnych odsłonach: XIII-1 oraz XIII-2.

Ciekawe, czy polscy recenzenci tej gry wstydzą się dzisiaj za swoje materiały.

Piotr Grabiec - kosmiczny czar prysł w Mass Effect: Andromeda

 class="wp-image-536473"

Z lekko opóźnionym zapłonem, ale stałem się ogromnym fanem Sheparda i jego barwnych towarzyszy. Trylogię przechodziłem na długo po premierze, ale pochłonąłem wszystkie trzy części jeden po drugim razem ze wszystkim dodatkami. Zrobiłem wszystkie misje poboczne, importowałem save’y z jednej odsłony do kolejnej, łkałem po stracie Mordina, a po pokonaniu Reaperów zarywałem dalej noce oglądając kilkugodzinne filmy na YouTubie analizujące zakończenie i czytając wszystkie książki i komiksy, jakie wpadły mi w ręce. Zapowiedzi kolejnej odsłony śledziłem z wypiekami na twarzy, ale gdy tylko Mass Effect: Andromeda trafiła na mój dysk, czar prysł.

Genialnie zapowiadający się tytuł oddano w ręce stażystów, podczas gdy prawdziwi progamiści pracowali nad innymi projektami. Fatalne animacje, taka sobie mechanika i liczne błędy sprawiły, że w grze... spędziłem bite 100 godzin. To w końcu nowy Mass Effect. Pewnie, że zatopiłem się w story i oczywiście, że zajrzałem pod każdy kamień w nowej galaktyce, wykonałem wszystkie questy i nawet zebrałem surowce z każdej planety, ale cały czas ze świadomością, że ta gra jest tylko cieniem tego, czym faktycznie mogła by być. A jak tylko zobaczyłem pierwszy gameplay z Anthem to tylko czułem ukłucie zazdrości, że tej oprawy kolejna odsłona serii nie dostała…

Marcin Połowianiuk - płakałem jak grałem w Far Cry 5

 class="wp-image-536480"

Czekałem na Far Cry 5 od momentu pierwszej zapowiedzi. Śledziłem przedpremierowe gameplaye i słuchałem specjalnej ścieżki dźwiękowej wypuszczonej na Spotify. I co? I był to pierwszy Far Cry, którego nawet nie skończyłem. Potężne rozczarowanie nie tyle samą grą, co jej wtórnością.

Kocham serię Far Cry, a trójka to jedna z moich ulubionych gier w historii. Przeszedłem ją trzy razy, w tym dwukrotnie na 100 proc. Po niej był Blood Dragon (przyjemna zmiana konwencji, choć z tą samą mechaniką), remake FC3 na konsolę PS4/XB1 pod tytułem Far Cry 4, a w końcu Primal z nową fauną. Każda kolejna gra z serii dawała mi coraz mniej frajdy, bo czułem się nabijany w butelkę. Grałem w to samo, tylko w innej scenerii. Far Cry 5 przelał czarę goryczy, nad czym bardzo ubolewam. Boli to tym bardziej, że jednocześnie słyszę zachwyty osób, które usiadły do FC5 bez bagażu z poprzednich gier.

Maciej Gajewski – Half-Life 2: Episode 3

 class="wp-image-536472"

To ciekawe – myślę długo i intensywnie, i jakoś nie mogę znaleźć takiego Wielkiego Rozczarowania, które zapadłoby mi aż tak głęboko w pamięć. To nie oznacza, że niczego nie żałuję jeżeli chodzi o podupadające gry wideo. Nawet Mass Effect Andromeda wskazany wyżej przez Piotrka dał mi mnóstwo radości, choć oczywiście jestem świadom jego ułomności względem doskonałej trylogii. Prędzej rozczarowywała mnie postępująca degrengolada: to co się stało ze studiem Lucasarts, z serią Need for Speed czy z następcą Duke Nukem 3D. Tematem jest jednak długie oczekiwanie oraz tragiczny koniec. Potraktuję to dosłownie.

Największą tragedią po wieloletnim oczekiwaniu jest dla mnie trzecie DLC do Half-Life’a 2. Zarówno sama gra, jak i jej kolejne epizody, wyprowadziły cały rynek gier wideo na zupełnie nowy poziom. Tak, cały rynek, nie tylko gatunek shooterów. Absolutnie doskonałe połączenie innowacyjnej narracji, niesamowitego uniwersum, znakomitych mechanik gry i zaawansowania technicznego poskutkowało grą arcygenialną. Drugie DLC do gry zakończyło opowiadaną przez nią historię szokującym cliffhangerem, który miał zostać rozwinięty w trzecim dodatku. Tymczasem mijają kolejne lata, a studio odpowiedzialne za grę nawet nie kiwnęło palcem by usatysfakcjonować rozczarowanych fanów, zakochane w swoim niesamowicie dochodowym sklepie z grami. Może kiedyś…? Nadzieja umiera, jak zawsze, ostatnia.

Tomek Domański - Żadna gra nie rozczarowała mnie bardziej niż Diablo 3

 class="wp-image-653665"

No, w końcu temat nad którym nie muszę się zastanawiać nawet sekundy. Moim największym rozczarowaniem, jeśli chodzi o gry wideo, jest z całą pewnością trzecia część Diablo. Po doskonałej poprzedniej części (licząc do wersji 1.09d), Blizzardowi najwidoczniej zabrakło utalentowanych ludzi. Dlatego w trójce wszystko zostało uproszczone (anglicy mają na to lepsze określenie - dumbed down) do tego stopnia, że gra była po prostu męcząco nudna.

Począwszy od bardzo małych możliwości dotyczących wyboru umiejętności naszej postaci, przez beznadziejny system generowania magicznych przedmiotów (czarodziejki biegające z dwuręcznymi toporami - #neverforget), aż po zupełnie niezrozumiałe ograniczenia w stylu: w jednej grze może przebywać maksymalnie 4 graczy (w dwójce dało się grać w 8 osób). Blizzard nie zrozumiał nawet o co chodzi w jego kultowym hack & slashu, sprawiając, że przez kilka pierwszych tygodni od premiery, ukończenie Diablo 3 na najwyższym poziomie trudności polegało głównie na uciekaniu przed potworami. Super gra, nie ma co.

 class="wp-image-540237"

Pamiętam też, że kiedy pisałem mniej więcej to samo (tylko bardziej szczegółowo) zaraz po premierze, fani tej serii twierdzili, że absolutnie nie mam racji i że Diablo 3 będzie takim samym hitem, jak poprzednia część. A potem wyszedł pierwszy dodatek, który w pierwszym miesiącu sprzedał się w śmiesznie niskiej liczbie egzemplarzy i tak właśnie skończył się hype na trójkę. I od tamtej pory nie mogę znaleźć żadnego godnego hack & slasha. Największy potencjał ma Path of Exile, ale to nie to samo.

Patryk Fijałkowski - Lepiej by było, żebyśmy się już nie spotkali, panno Kate Walker

 class="wp-image-751324"

Dwie pierwsze Syberie, opowiadające tak naprawdę jedną historię, stanowiły doskonałą całość. Wielka przygoda Kate Walker kończyła się w piękny, subtelny sposób, pozostawiając gracza z uczuciem spełnienia. To jeden z tych finałów, który zostaje w sercu na długo i stanowi celną puentę od twórcy, który jest świadomy swojego dzieła i tego, co chce nim opowiedzieć.

REKLAMA

Mimo to naiwnie cieszyłem się na wieści o Syberii 3. Pal licho, że historia świetnie zamknięta, że wiele lat minęło i czasy inne - moja nostalgia domagała się jedzenia. Moja nostalgia chciała Kate Walker, Oskara, pociągów na korbkę i surowych, magicznych krajobrazów. Nie słuchała za bardzo, że już u swoich podstaw pomysł trzeciej części Syberii jest chybiony, nawet gdyby to była bardzo dobra gra.

A nie była. Okazała się takim przeciętnym 6/10. Miała wspaniałą atmosferę rodem z dwóch pierwszych części, ale wywracała się właśnie na historii, dialogach i boleśnie wręcz złym zakończeniu. Brrr, aż mnie wzdryga, jak sobie przypomnę ostatnie minuty gry. Tamtejsi antagoniści powinni dostać jakąś nagrodę za najbardziej fatalną parę postaci w historii przygodówek. To o tyle smutne, że gdzieś między bugami i średnim scenariuszem ta gra miała swoje momenty. Nie są one jednak wystarczające, by usprawiedliwić istnienie tej odsłony.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA