Człowiek Roku Time'a dla Marka Zuckerberga? Przedwczesny
CEO Facebooka, Mark Zuckerberg, otrzymał niezwykle prestiżowe wyróżnienie - Człowiek Roku amerykańskiego tygodnika "Time". To swoista legitymizacja poważnego globalnego przedsięwzięcia jakim jest Facebook. W końcu Zuckerberg wszedł do historycznego panteonu gwiazd innych wyróżnionych przez "Time'a", wśród których głównie liderzy narodów: Winston Churchill (1940), George W. Bush (2000 oraz 2004), Władimir Putin (2007), czy Barack Obama (2008). Wydaje się jednak, że nagroda przyszła o co najmniej rok za wcześnie - zanim zaczniemy go nagradzać, Zuckerberg musi udowodnić biznesowe podstawy Facebooka.
W głowie ciągle dźwięczy mi zdanie jakie usłyszałem rok temu na konferencji Netii "Biznes to rozmowy" - "Facebook has come to stay", co w wolnym tłumaczeniu na język polski można zrozumieć jako "Facebook wpadł tu na dłużej". Można być więcej niż przekonanym, że tak właśnie będzie. Już dziś widać, że w odróżnieniu od mniejszych lub większych mód internetowych w ostatnich latach, Facebook wyrasta na drugiego po Google'u globalnego gracza, który zmienia kształt internetu, będąc jednocześnie dla niego realnym zagrożeniem.
Facebook powoli otacza sieć swoją społecznościową nakładką, co w konsekwencji doprowadzi do tego, że internet będzie Facebookiem - w taki sposób, że nie trzeba będzie w ogóle wychodzić z Facebooka, aby wykonać jakąkolwiek czynność internetową. Czy nam się to podoba czy nie, Facebook zmienia publiczne rozumienie tego co prywatne a co nie. Facebook zmienia także sposób komunikacji międzyludzkiej upraszczając ją i dynamizując. To Facebook w końcu na skalę globalną jako pierwszy wprowadził tzw. "social graph", o którym od dawna mówią obserwatorzy wyznaczając kierunek rozwoju internetu.
Facebook ma niesamowity 2010 rok: więcej niż podwoił liczbę użytkowników korzystających z serwisu, wbrew (i naszym) przewidywaniom film o początkach serwisu wniósł postać Zuckerberga pod strzechy i ma realne szanse na Oskara, w końcu prestiżowe wyróżnienie "Time'a" dla Zuckerberga. Tak patrząc, wyróżnienia dla Marka Zuckerberga wydawać by się mogły uzasadnione.
Tyle, że Mark Zuckerberg musi jeszcze udowodnić jedno - że Facebook ma realny wymiar finansowy, co czyniłoby go fenomenem o solidnych biznesowych podstawach. Na razie pieniądze, które wokół Facebooka się przewijają są pieniędzmi wirtualnymi - niektórzy twierdzą nawet, że wycena Facebooka jest największą bańką spekulacyjną w historii internetu. To istotne, bo jedynym hamulcem, który dziś może zwalniać rozwój Facebooka jest właśnie niedobór w przychodach firmy.
Na prywatnym rynku wtórnym Facebook jest już warty 50 mld dolarów. To gigantyczna kwota, która - jeśli przełożyłaby się na wymiar publicznego debiutu - stawiałaby firmę Zuckerberga od razu w pierwszej lidze największych technologicznych spółek świata. Tyle, że nie sposób uciec od pytań skąd bierze się aż tak wielka wycena.
Czy to nie symptomatyczne, że Zuckerberg, który "chce czynić świat otwartym" szczelnie zamknięty jest na pytania o podstawy biznesowe Facebooka? Nigdy z ust CEO Facebooka nie padła jednoznaczna deklaracja przychodów firmy. Facebook ma 600 mln użytkowników a tegoroczne przychody - zbierając wszystkie spekulacje - według różnych spekulacji mają wynieść od 1,1 mld do 2 mld dolarów. Przyrównując do innych start-upów, których wyceny na prywatnym rynku są kilka, kilkanaście razy mniejsze, to śmiesznie mało - Zynga, firma żyjąca głównie z ekosystemu Facebooka produkując popularne gry społecznościowe, ma zebrać w tym roku ok 800 mln dol., a Groupon - głośny start-up opierający swój biznes na społecznościowych zakupach ma pokazać ok 500 mln dol. Obie firmy wyceniane są przez rynek co najmniej 10 razy niżej - Zynga na 5 mld dol, a Groupon na 6 mld dol.
Rok 2011 będzie kluczowy dla Facebooka i przyniesie odpowiedzi na pytania o realny wymiar jego fenomenu - czy zbierze planowany 1 mld użytkowników?, czy sukces ilościowy przełoży na wartościowy, liczony w twardym pieniądzu?, czy zadebiutuje na giełdzie i jeśli tak, to czy zrealizuje obietnicę wielomiliardowego debiutu? Trzeba chyba było poczekać jeszcze jeden rok zanim Marka Zuckerberga nazwiemy prawdziwym Człowiekiem Roku.
Ps. Zdjęcie Zuckerberga na okładce magazynu "Time" jest niesamowite. Bliski profil, co w konsekwencji prowadzi do lekkiego "wydłużenia" twarzy, przekrwione gałki oczu, (chyba) lekko przejaskrawiona zieloność tęczówki, wyraźne piegi i krosty na twarzy - postać Zuckerberga została przedstawiona w taki sposób, aby szokować. To oczywiście potęguje uczucie "doniosłości" wydarzenia, przy okazji "mitologizując" samą postać bohatera. Rodzi się nam "nowy Steve Jobs".