Szykują fotowoltaicznego giganta. Sąsiedzi boją się "eksperymentu na żywym organizmie"
To ma być trzecia największa farma fotowoltaiczna w Polsce. Budowa takiego kolosa niepokoi tych, którzy mieszkają w okolicy.
Ponad 100 hektarów powierzchni, 275 tys. paneli, 25 kontenerowych magazynów energii, 800 falowników, 100 stacji transformatorowych i 2 duże stacje głównego punktu odbioru. W rozmowie z portalem nowiny24.pl zaniepokojeni mieszkańcy cytują dokumentację planowanej inwestycji. Jeśli powstanie, farma fotowoltaiczna w gminie Miejsce Piastowe będzie trzecią największą w kraju.
- Nie znam osoby, która patrząc na pagórki zasiane rzepakiem, pszenicą czy kukurydzą chciałaby je zamienić na tafle czarnego szkła, stacje transformatorowe i magazyny energii – mówi serwisowi jedna z okolicznych mieszkanek.
Inny protestujący obawia się, co będzie za kilka lat, gdy coś pójdzie nie tak i firma odpowiedzialna za farmę fotowoltaiczną zbankrutuje. Twierdzi, że inwestorzy mówią o zyskach, ale zapominają ostrzec właścicieli działek o ewentualnych zagrożeniach.
Podobnie jak w przypadku protestów przeciwko 5G czy wiatrakom pojawiają się również teorie spiskowe. Jedna z mieszkanek sugeruje, że tak ogromna farma fotowoltaiczna w pobliżu ludzi to "eksperyment na żywym organizmie". Jej zdaniem wpływ na zdrowie i bezpieczeństwo jest nieznany.
Przedstawiciele stowarzyszenia „Nasza Wrocanka”, które zainicjowało protest, podkreślają, że nie są radykałami walczącymi z zieloną energią. Przyznają, że sami mają panele na dachach, ale duże farmy powinny znajdować się z dala od ludzi.
W petycji, którą podpisało 900 osób, napisano, że "wielkopowierzchniowe farmy fotowoltaiczne skutecznie zniechęcą ludzi do osiedlania się w ich pobliżu".
Wyłączenie dużych terenów z możności zamieszkania w dłuższym horyzoncie czasowym przyniesie gminie Miejsce Piastowe wymierne straty finansowe. Tego typu instalacje powinny być zlokalizowane m.in. na terenach przemysłowych, wzdłuż linii kolejowych i autostrad, wokół wysypisk śmieci i oczyszczalni ścieków, z dala od osiedli ludzkich - proponują.
Rozumiem te argumenty. Gołym okiem widać, że ogromne elektrownie wiatrowe czy właśnie fotowoltaiczne zajmują olbrzymie kawały terenu. Właściciele działek tłumaczą, że często ziemia i tak nie nadaje się do uprawy, a przynajmniej dzięki temu mogą zarobić. Mam świadomość, że potrzebujemy OZE, ale tak samo niezbędne są dla nas dzikie tereny, przez wielu uznane za nieużytki. To, że człowiek nie może z nich skorzystać, by czerpać różne zyski, nie musi oznaczać od razu, że są niewykorzystanym potencjałem. Zysk to sam krajobraz. Właściciele działek nierzadko odpowiadają, że łatwo to mówić tym, którzy patrzą, bo oni woleliby jednak zarabiać. Dlatego konflikt jest tak gorący i trudny do rozwiązania – wszyscy mają swoje racje.
Szkoda tylko, że po raz kolejny obserwujemy tryumf teorii spiskowych
W petycji pojawił się argument o tym, że "obecnie brak jest badań całkowicie wykluczających negatywne oddziaływanie farm fotowoltaicznych na zdrowie ludzkie". To samo słyszymy w trakcie protestów przeciwko masztom czy wiatrakom. Być może niektórzy rzeczywiście się obawiają – choć to nieprawda, że nie ma badań mówiących o bezpieczeństwie technologii – ale nie zdziwiłbym się, gdyby celowo kopiowano tę narrację z prostego powodu. Skoro tam się sprawdziła i protestujący osiągali sukcesy, to jest duża szansa, że taktyka przyjmie się również w przypadku farm fotowoltaicznych.
Tracimy na tym wszyscy, bo sensowne argumenty się rozmywają, dyskusja schodzi na inny tor, jeszcze trudniej się porozumieć. A temat OZE jest szczególnie ważny.
Czytaj też:
