REKLAMA

Moje serce krwawi. Nie dorzucę się artystom do nowego samochodu

Od dziecka jestem kształtowany przez społeczeństwo w duchu solidarności. Nauczyłem się, że mam się dzielić jedzeniem, zabawkami, a jak poszedłem do pracy, to dowiedziałem się, że również swoimi pieniędzmi. W ostatnim czasie miałem mieć możliwość solidaryzowania się z artystami za sprawą opłaty reprograficznej. Niestety chyba się jednak nie podzielę z nimi moimi pieniędzmi, bo rząd właśnie wrzucił jej zapisy do kosza.

Moje serce krwawi. Nie dorzucę się artystom do nowego samochodu
REKLAMA

Dzielenie się to podobno oznaka miłości, a że Polacy bardzo kochają swoich artystów, to padł pomysł, żeby zapewnić im godne życie za sprawą opłaty reprograficznej. To danina dla producentów, twórców i wydawców na poczet szkody, która powstaje w wyniku wykorzystywania ich praw autorskich. Opłata jest doliczana do nośników takich jak płyty CD-R, DVD-R, kasety magnetofony, a także np. do nagrywarek i odtwarzaczy. Jak dobrze widać, są to urządzenia, na które można kopiować filmy, muzykę i książki. Jest to taka swoista opłata na wszelki wypadek, bo zakłada, że jak kupujemy czystą płytę, to od razu biegniemy nagrać na nią pliki .mp3 z utworami wybitnych polskich artystów. Opłata wynosi od 1 do 3 proc. wartości sprzedaży i płacą ją producenci i importerzy wymienionego sprzętu.

REKLAMA

Więcej o opłacie reprograficznej przeczytasz w:

Dwa lata temu pojawił się pomysł, żeby do listy urządzeń dołączyć smartfony, laptopy, tablety itd. W końcu ich sprzedaż jest wysoka, zarówno pod względem sztuk, jak i wartości, nie zanosi się na zmianę w tym zakresie, więc to pieniądze, które artystom wręcz się należą. To nic, że kopiowanie filmów, płyt itd. w czasach powszechnego streamingu to margines i zajęcie dla masochistów lub amatorów dziwnych hobby, płacić mieli wszyscy. Polska podzieliła się na dwa obozy - artystów, którzy mówią, że te pieniądze wynagrodzą im straty zadane przez piratów oraz ludzi, którzy chcą, żeby artyści odczepili się od ich pieniędzy i smartfonów. Wszyscy wiemy, czym skończyłaby się taka opłata - wzrostem cen elektroniki.

Konsultacje trwały, opór społeczny rósł, a artyści oraz skupieni wokół nich lobbyści nie zamierzali składać broni i w pocie czoła wydeptywali sobie ścieżki po sejmowych i ministerialnych korytarzach. Z racji zbliżających się wyborów projekt ustawy o artystach zawodowych trafił do zamrażarki.

Wydawało się, że kryzys został zażegnany, ale niedawno pojawiła się informacja, że prace zostały wznowione

Po raz kolejny pojawił się temat smartfonów i innych nowoczesnych urządzeń. Przyznam, że trochę się bałem, ale na szczęście można nieco odkręcić korki od szampana, bo w projekcie, który trafił do sejmu nie ma już kontrowersyjnego zapisu. Oznacza to, że opłaty reprograficznej od smartfonów nie będzie w najbliższym czasie. Możemy odetchnąć z ulgą, a artyści protestują.

REKLAMA

Trochę cierpię, bo już się nastawiłem, że przy zakupie kolejnego smartfona odpalę parę złotych Maryli Rodowicz czy Rafałowi Brzozowskiemu lub Zenonowi Martyniukowi. W końcu trzeba się dzielić, mają trudną sytuację materialną, konsumenci na potęgę kopiują ich utwory, a ja jakoś przełknę te kilkadziesiąt złotych więcej zapłaconych przy kasie. Mama byłaby ze mnie dumna, że się dzielę.

Na osłode artyści zostaną wciągnięci do powszechnego systemu ubezpieczeń emerytalnych i renotwych, za co zapłaci państwo, czyli my. Dzięki temu nie przeczytacie w przyszłości, że znany muzyk, który zarabiał kilkadziesiąt tysięcy złotych za jeden koncert, ma tylko kilka groszy emerytury.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA