Dziwnie się dzieje w państwie amerykańskim. Nie dość, że demokraci i republikanie zgadzają się ze sobą, co samo w sobie ma posmak niesamowitości, to jeszcze zgadzają się w tym, żeby w roku wyborczym poważnie wkurzyć dużą część swoich wyborców. Ci masowo dzwonią do polityków z prośbami i groźbami, żeby poszli po rozum do głowy i nie odbierali im zarobków, rozrywki i społeczności. Przyczyną tego całego zamieszana jest TikTok, który już dawno temu przestał być tylko niepozornym źródłem śmiesznych tańców, żartów czy wyzwań. Jego użytkownicy kręcą teraz filmy o tym, że platforma jest zagrożona – smutne, poważne wściekłe albo kpiące z grupy białych oderwanych od życia staruszków, którzy chcą zakazać medium, którego po prostu nie rozumieją. Dla nich TikTok to nie jest jakaś maszynka do prania mózgu – dla nich to źródło informacji, rozrywki, spotkań z ludźmi myślącymi tak samo jak oni, ale też miejsce zakupów i reklamowania swojego małego biznesu. Protestują nie tylko wirtualnie, telefonują do swoich polityków, występują w śniadaniówkach czy jadą do Waszyngtonu.