26.08.2020

Chyba muszę poważnie pomówić z red. Adamczukiem. Wypisuje straszne dyrdymały

Red. Mikołaj Adamczuk napisał ostatnio, że dźwięk silnika jest zbędny. Oczy zrobiły mi się po przeczytaniu tego wielkie niczym kamienie młyńskie. Jak to?!

Cisza. Wszędzie cisza. Cisza w domu, cisza poza domem, cisza w samochodzie. Może i jest to opcja kusząca dla kogoś, kto na co dzień pracuje w hucie lub w przedszkolu, ale tak się złożyło, że nie pracuję w żadnym z tych miejsc. I choć ciszę bardzo sobie cenię (z tego względu najlepiej pracuje mi się wieczorem i w nocy), to nie wyobrażam sobie, by pozbawić większość samochodów dźwięku silnika.

Przecież to część ich charakteru

„O nie, on znowu plecie o charakterze samochodu. Przecież to zwykłe narzędzie.” Jeśli przyszło Wam na myśl coś w podobnym tonie – bardzo mi przykro, nie zrozumiemy się.

Owszem – samochody to narzędzia. Ale nie tylko.

To także arcydzieła inżynierii i furtka na świat. To wolność i przyjemność z jazdy. Ba – niektórzy czerpią przyjemność nawet z ciągłego naprawiania swoich czterech kółek. Nie rozumiem, dlaczego miałbym się pozbawiać czegoś, co do mnie, jako automaniaka, przemawia – a dźwięk wydobywający się spod maski i z układu wydechowego to coś, co uwielbiam od zawsze.

Oczywiście nie jest tak, że lubię brzmienie wszystkich silników.

W końcu nie jestem nienormalny. No… przynajmniej nie aż do tego stopnia. Nie lubię m.in. dźwięków generowanych np. przez starsze 1,2-litrowe Skody Fabie HTP i Ople Corsa z silnikami 1-litrowymi. Nie przepadam za tym, co słychać spod maski Fordów Mondeo Mk3 i Jaguarów X-Type z dieslami. Denerwuje mnie większość 6-cylindrowych silników amerykańskich z lat 70. i 80. Po prostu mam wrażenie, że wszystkie wymienione silniki brzmią, jakby miały się lada chwila rozlecieć (zresztą, w przypadku fordowskiego 2.0 TDCi i oplowskiego 1.0 R3 nawet nie mijam się tu jakoś szczególnie ze stanem faktycznym).

Volkswagen Golf R? Z seryjnym wydechem to jakaś masakra – sporo basu i nic poza nim. Rolls-Royce Ghost czy Wraith? Najgorzej brzmiące nowożytne V12. Ale wiecie co? Nadal wolałbym w tych wszystkich autach słyszeć silnik, niż go nie słyszeć.

Wygląda strasznie, ale brzmi lepiej od Rolls-Royce’a.

Uspokaja mnie to i jest cennym uzupełnieniem wrażeń z jazdy.

Nie muszę jeździć 500-konnym autem sportowym, by cieszyć się jazdą. Czerpię przyjemność z podróżowania najzwyklejszymi modelami, które spotkacie pod każdym lokalnym spożywczakiem. Jednym z samochodów, które najbardziej zaskoczyły mnie na plus – w tym także dźwiękiem silnika – był Hyundai i20 mojej mamy, pod którego maską kryje się 86-konny silnik 1.25. Auto brzmi zaskakująco poważnie jak na tak niewielką pojemność skokową, a co więcej, jego dźwięk jako żywo przypomina modele z moich ulubionych lat 90.

Nie uważam, że samochody brzmią nudno. Nudno brzmiałyby, gdyby każdy silnik 3-cylindrowy brzmiał tak samo. I gdyby ta sama uwaga dotyczyła jednostek 4-, 5- 6- czy 12-cylindrowych. A tak przecież nie jest – Fiat Tipo 1.4 brzmi zupełnie inaczej niż moje Mondeo. Daewoo Tico jest nie do pomylenia ze wspomnianą Corsą 1.0. Citroen C4 1.6 HDi też zapewnia inne wrażenia słuchowe niż 2,1-litrowy diesel w Mercedesie klasy E.

No niestety, ale do nudy zdecydowanie bliżej modelom elektrycznym. A że często można sobie włączyć jakiś sztuczny dźwięk silnika płynący z głośników? Nie, dziękuję – silnik jest albo go nie ma, nie zależy mi na takich dźwiękowych protezach. Jak będę chciał posłuchać dźwięku z głośników to włączę sobie jakąś grę.

Oczywiście nie da się przeskoczyć argumentu przyspieszania w ciszy.

Tak, to może robić (i na ogół robi) duże wrażenie – na mnie też. Tylko że to nadal są wrażenia porównywalne z szybkim tramwajem lub pociągiem, a ja nie odczuwam jakiejś wyjątkowej przyjemności we wsłuchiwaniu się w tramwaj lub pociąg (no chyba, że mówimy o odpalaniu na zimno jakiejś lokomotywy spalinowej). A że taka np. Tesla będzie szybsza od większości naprawdę szybkich aut z tradycyjnymi silnikami o spalaniu wewnętrznym? No będzie. I co? Jak często korzysta się z pełnych osiągów takich aut? Auto, które lubimy, będzie nam dawać przyjemność z jazdy zawsze, a nie tylko podczas wklejania sandała w podłogę.

ALE W MIASTACH POWINNO BYĆ CICHO

A kto tak powiedział? Jak niegdyś słusznie zauważył Tymon, w miastach nigdy nie było cicho – nawet zanim samochody pojawiły się na drogach. W miastach zawsze był gwar, tłok i hałas. Oczywiście nie jestem idiotą i nie uważam, że normy hałasu są do niczego – uważam jednak, że przy zachowywaniu ograniczeń prędkości dźwięk silników normalnych, sprawnych technicznie samochodów osobowych (ba, nawet motocykli) w niczym nie przeszkadza, a większym problemem są szumy toczenia opon. A tych ostatnich przecież nie pozbędziemy się po całkowitym przejściu na napęd elektryczny, prawda?

A jeśli ktoś montuje jakiś głośny wydech akcesoryjny i z niego, że tak to ujmę, korzysta? Cóż, policja zawsze się skarży na niskie wpływy z mandatów, prawda? Zawsze jest pole do usprawnień w tym zakresie – zaczynając właśnie od liczby wystawionych świstków.

Dlatego też mam takie skromne życzenie.

Zostawmy w spokoju dźwięki silników. Nie mam nic przeciwko skuteczniejszemu wyciszaniu komory silnika i karoserii, ale niech sobie tam coś mruczy chociaż w tle. Aha, i skrzynie manualne też zostawmy. Przecież są fajne.