Felietony

Najlepsze czasy w motoryzacji już były. Niedawno – w latach 90. XX w.

Felietony 20.08.2020 690 interakcji
Piotr Szary
Piotr Szary 20.08.2020

Najlepsze czasy w motoryzacji już były. Niedawno – w latach 90. XX w.

Piotr Szary
Piotr Szary20.08.2020
690 interakcji Dołącz do dyskusji

Może i teraz mamy najmocniejsze, najbezpieczniejsze i najbardziej ekologiczne auta w historii, ale najlepsze lata w motoryzacji już były. Change my mind!

Kojarzycie zapewne memy z serii „Change my mind” – ot, siedzi sobie przy stoliku jakiś gość, a na tymże stoliku wisi plansza z mniej lub bardziej kontrowersyjną tezą. Załóżmy, że dziś ja będę tym gościem – ciekaw jestem natomiast, na ile ta teza wzbudzi w Was sprzeciw (lub wręcz przeciwnie, owację na stojąco – choć obstawiam to pierwsze).

No dobrze, skoro mamy już za sobą pierwsze zaskoczenie i pierwszą porcję (być może niemych) inwektyw w moim kierunku, pozwólcie, że zacznę.

A zacznę od stylistyki.

<uchyla się przed pomidorami lecącymi w jego stronę> Tak jest, od stylistyki właśnie. Wielu osobom lata 90. kojarzą się z mydelniczkami, rozmemłaniem i ogólną beznadzieją. O ile od biedy jestem jeszcze w stanie zrozumieć podobne opinie dotyczące co niektórych samochodów japońskich (nielicznych!), to w przypadku innych aut już nie.

Mitsubishi Galant
Auto japońskie? Nie szkodzi, Mitsubishi Galant to jeden z najładniejszych sedanów lat 90.

W tym miejscu oczywiście zaczyna się parada argumentów. Pierwszy z nich to jeden z moich ulubionych: „auta były nie do odróżnienia od siebie”. Oczywiście, w 2020 r. jest zdecydowanie łatwiej o modele w jakiś sposób się wyróżniające, ale myślicie, że tak trudno znaleźć modele, które całymi garściami czerpią z rozwiązań stylistycznych innych marek?

Rzecz w tym, że te 25 lat temu mało które auto krzyczało swoim wyglądem, że agresja to jego drugie imię i w ogóle to zjeżdżaj z drogi, leszczu. Standardem była wygładzona, zaokrąglona stylistyka, która mogła oczywiście być nieco podrasowywana, ale w ostatecznym rozrachunku naprawdę wiele aut było po prostu miłych dla oka… i faktycznie pływało w jednym nurcie stylistycznym ze wszystkim innym, co po drogach jeździło. Dla mnie to nie problem: Ford Escort? Super, poproszę – najlepiej z niebieską deską rozdzielczą. Renault Megane 1. generacji? Elegancko, proszę zapakować. A może Mercedes klasy A? O, ale śmieszny, jeździłbym!

najlepsze samochody
O rajuśku, ależ bym tym jeździł.

Łagodna stylistyka nadwozia często była też domeną aut sportowych.

Wyobrażacie sobie nowe auto zdolne osiągać blisko 300 i więcej km/h, a przy tym najzwyczajniej w świecie eleganckie? Zawsze w podobnym kontekście wspominam Ferrari, więc zwrócę na nie uwagę i tym razem. F355, 456 GT czy 550 Maranello były wspaniale narysowanymi, przepięknymi samochodami o fantastycznych osiągach. Co mamy teraz? Jakieś groźne pyski, jakby ktoś się zapatrzył w Peugeota 407 Coupe i dosypał mu pod nos sproszkowanej papryczki chilli.

najlepsze samochody

Nie inaczej było z samochodami brytyjskimi. Aston Martin DB7 czy Jaguar XK8/XKR to fantastyczne, ponadczasowe projekty, które do dziś robią wrażenie. Nawet niezbyt poważane przez niektórych Porsche 911 w latach 90. wyglądało świetnie, zwłaszcza jako seria 993. Cieszyłbym się jak dziecko, gdybym miał możliwość przejechania się taką maszyną.

Kolejna kwestia: dane techniczne a odczucia z jazdy.

W dzisiejszych autach – szczególnie tych luksusowych i sportowych – koni mechanicznych musi być mniej więcej pięć miliardów, żeby to na kimkolwiek robiło wrażenie. Co gorsza, tyle samo mocy musi być, żeby te auta miały osiągi uznawane za zadowalające. Jasne – auta zrobiły się cięższe niż kiedyś, więc i silniki muszą być mocniejsze. Ale serio, 800 koni w benzynowym aucie sportowym? 2000 w jego odpowiedniku z napędem elektrycznym?! Plażo, proszę.

Lotus Evija
Uwielbiam Lotusy, ale po stokroć wolałbym Esprita.

Jestem daleki od stwierdzenia, że skoro i tak nawet na autostradzie nie wolno jeździć szybciej niż 140 km/h, powinno się wprowadzić urzędowe ograniczenie mocy na poziomie 50 czy 75 KM. Ale nie zmienia to faktu, że parametry jednostek napędowych wyglądają dziś tak, jakby te suche dane techniczne dotknęła hiperinflacja. A gdy połączymy to z tym, że coraz trudniej o samochód dający podczas prowadzenia analogowe i niestłumione odczucia, to robi się po prostu smutno. I tak, ta uwaga dotyczy też najzwyklejszych w świecie aut widywanych na drogach: Opli Corsa, Volkswagenów Golfów, Mazdy 6 czy Chryslerów Voyagerów.

No i ta ergonomia.

Lata 90. (i początek kolejnej dekady) to w mojej opinii szczytowe osiągnięcie w zakresie łatwej obsługi samochodu. Oczywiście, poszczególne marki miały rozwiązania raczej niespotykane gdzie indziej (np. pokrętło do obsługi świateł w Oplach służyło też do zapalania światła w kabinie pojazdu), ale to były detale i pojedyncze kwestie, których można się było błyskawicznie nauczyć.

Potem przycisków robiło się coraz więcej i były coraz mniejsze. Następnie pojawiły się też ekrany, które naprawdę rzadko kiedy są zrobione na tyle dobrze, by nie mieć na ich temat absolutnie żadnych uwag. Teraz robi się jakieś kretyńskie panele dotykowe i wmawia wszystkim, że to doskonałe rozwiązanie – pół biedy, jeśli te panele są haptyczne (drżą przy ich używaniu), ale co jeśli nie są? Powodzenia ze zmianą stacji radiowej na polskiej drodze.

Mówicie, że są asystenci głosowi w coraz większej liczbie samochodów? Ano są, owszem – i zdarza się, że działają całkiem nieźle. Nie zmienia to jednak faktu, że nierzadko szybciej i wygodniej mi jest zmienić ustawienie klimatyzacji czy radia przyciskiem, zamiast mówić „ahoj, samochodzie, czy w swej nieskończonej łaskawości byłbyś uprzejmy skierować więcej ciepłego powietrza na moją lewą stopę?”.

Lata 90. uwielbiam za jeszcze coś, czego na drogach nie uświadczymy.

Mowa o prototypach. Wspomniane lata uważam za zdecydowanie najlepsze, z czym mieliśmy do czynienia w kategorii konceptów.

Rzecz w tym, że projekty z lat 60., 70. i 80. często były nie tylko bardzo odjechane, ale i niezbyt przemawiały do mnie od strony wizualnej. Obecnie jest jednak znacznie gorzej: prototypy są w większości po prostu skrajnie i bezdennie… nudne. Jeśli ktoś sili się na stworzenie wizytówki marki, to jest ona elektryczna, z diodowym i laserowym oświetleniem i z wnętrzem w stylu loft. Ma też tapicerkę z tworzyw uzyskanych na drodze recyklingu, a kierowca podczas jazdy może robić co innego, na przykład nudzić się.

Mercedes EQS
A idźcie mi z tym.

W latach 90. w wielu przypadkach uzyskano fantastyczny kompromis: auta wyglądały jak nic co znamy z ulic, ale wyglądały też tak, jakby bez problemu mogły na te ulice trafić. Mogły mieć krzykliwą kolorystykę, dziwne elementy wyposażenia i niepraktyczne nadwozia, ale wyglądały, jakby można było po prostu w nie wskoczyć i podjechać po bułki do sklepu. Wiele z nich dość nieładnie się zestarzało, tak – ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że dzisiejsze koncepty po latach będą wyglądać dużo, dużo gorzej.

najlepsze samochody
Nissan Trail Runner Concept

Tak, lata 90. nie były idealne i było im do tego daleko. Jak każdej dekadzie.

Szczególnie w zakresie bezpieczeństwa czynnego i biernego poczyniono od tego czasu ogromny postęp i niezbyt rozsądnie byłoby z niego rezygnować. Ale dla osoby, która kocha samochody, które niczego nie udają i – jak głupio by to nie brzmiało – są sobą – lata 90. to idealny kompromis pomiędzy klasyką a nowoczesnością.

Zabierzcie mi komputer, bo jeszcze sobie kupię Peugeota 306 GTI.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać