Idziesz do automatu, a tam biblioteka. W polskim mieście pokochali Książkomaty
Wygląda jak automat paczkowy, ale chociaż jego rola jest inna, to jedno się nie zmienia – dalej jest oblegany. Nie tylko w Poznaniu automatyzacja wszystkiego postępuje.

Miasto Poznań informuje, że jego mieszkańcy pokochali książkomaty. Urządzenia pozwalające zwrócić i wypożyczyć książki w stolicy Wielkopolski działają od trzech lat. W tym czasie czytelnicy Biblioteki Raczyńskich skorzystali z nich ponad 11 tys. razy. Dziennie średnio odbywa się sto operacji. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę nasze problemy z czytelnictwem.
W Poznaniu zwracają uwagę, że dzięki urządzeniom do placówki zapisało się prawie 2,5 tys. nowych czytelników
Ich plusem jest nie tylko to, że działają całą dobę. Jak podkreśla miasto, maszyny ustawiane są tam, gdzie mieszkańcy mają słabszy dostęp do oferty bibliotecznej. "Lokalizacje książkomatów to miejsca licznie odwiedzane przez mieszkańców, na przykład pętle tramwajowe lub okolice supermarketów" – opisuje miasto.
Niekiedy mam problem z automatami paczkowymi. To świetna inicjatywa, ale przeraża mnie ich liczba w bliskim sąsiedztwie i fakt, że wciskane są gdzie się da - często nawet tam, gdzie nie powinny. Książkomaty pokazują, że technologię można wykorzystać nieco inaczej, z nieco większą korzyścią dla społeczeństwa. Owszem, lepiej by było, gdyby stacjonarne oddziały powstawały – nawiasem mówiąc, jestem pod wrażeniem, jak rozwijają się łódzkie biblioteki: są nowoczesne, dobrze wyposażone, organizowane są spotkania, to miejsca przyjemne jak kawiarnie – ale skoro nie można mieć idealnego scenariusza, to szukajmy rozwiązań. A dzięki książkomatom mieszkańcy mają szansę na dostęp do lektury.
Automatyzacja postępuje
Książkomaty są też przykładem na to, jak koncepcja automatów w Polsce się rozwija. Coraz więcej miast stawia na urzędomaty – czyli skrytki, do których trafiają urzędowe pisma. Można odbierać dokumenty całą dobę, nawet w święta. Niedawno pojawiły się koło urzędów we Włocławku, wcześniej zainstalował je m.in. Olsztyn. Za to w Warszawie i Gdańsku kręcą na nie nosem.
Wydaje się, że to dobry pomysł. Nie każdy ma czas skoczyć do urzędu w godzinach jego otwarcia, a ten częsty problem urządzenia rozwiązują. Tylko że dużym kosztem. Właśnie na wysoką cenę zwracano uwagę w Gdańsku, gdzie wyliczono, że postawienie i serwis jednego urządzenia to wydatek rzędu ok. 180 tys. zł.
Dziś coraz więcej rzeczy możemy dostać z automatu. Łódź zalewają urządzenia wydające… pizzę. Podobną furorę robią kwiatomaty, które stawiane są na kolejnych osiedlach. Skoro ktoś rozszerza usługę na kolejne lokalizacje to najwyraźniej oznacza, że chętnych nie brakuje.
Mnie jest jednak trochę smutno, bo bezduszne maszyny wkraczają na teren, który powinien należeć do małych, lokalnych przedsiębiorców. Z kosztami jednak się nie wygra, bo prowadzenie pizzerii na małym osiedlu jest pewnie dużym wyzwaniem, a placek z automatu kosztuje właściciela dużo mniej.
Tę automatyzację widać nawet na dworcach. Przekąski z maszyny dostaniemy w okolicach warszawskiego Centralnego, na łódzkim Fabrycznym automatów jest więcej niż sklepów czy kawiarni. A jak nie zdążycie wrzucić monety przed podróżą, to spokojnie – nadrobicie w pociągu, bo i tam urządzenia się znajdują.
Wygoda to jedno, ale wraz z automatyzacją idzie ograniczony wybór, bo wszędzie dostajemy to samo. Coś za coś, ale tej wyjątkowości miejsc szkoda.
Zdjęcie główne: poznan.pl