Radny ma dość e-potworów zagrażających mieszkańcom. Zażądał działań od miasta
Dostawcy jedzenia chcą jak najszybciej przewieźć zamówienie użytkownikom aplikacji, by szybko móc zabrać się za kolejne i dlatego nie przejmują się innymi uczestnikami ruchu. Dotychczas byli bezkarni, bo zarówno policja, jak i właściciele platform przymykali oko na ich zachowanie na drodze. To wkrótce może się zmienić.

O problemie piszemy na Spider’s Web od dłuższego czasu. Chociaż dostawy w ten sposób realizowane są od dawna, to zjawisko nasiliło się w ostatnich miesiącach. Na chodnikach i drogach dla rowerów pełno jest pojazdów, którym daleko do nazwania ich e-rowerami. Teoretycznie można napędzać je siłą własnych mięśni, ale znacznie częściej wysokie prędkości osiągane są dzięki pozbyciu się ograniczeń w silnikach. „E-rower” nie powinien przekraczać 25 km/h, ale za sprawą przeróbek pędzi znacznie szybciej, niczym skuter.
Zmodyfikowane, ciężkie bestie, wyposażone w kilka baterii, zawłaszczają drogi, a ich kierowcy mają w nosie bezpieczeństwo pozostałych uczestników. W tym pieszych, bo dostawcy skracając sobie drogę regularnie manewrują pomiędzy przechodniami. Dziury czy nierówności to żadne przeszkody – grube opony pozwalają szybko przemieszczać się również po niedoskonałej nawierzchni. Pieszym pozostaje tylko gwałtowny odskok.
Jesienią i zimą doszło kolejne zagrożenie – dostawcy byli niewidoczni. Właściciele platform, dzięki którym można zamawiać jedzenie, nie przejmują się zachowaniem kurierów na drodze, ale też tym, jak są wyposażeni. A raczej: w co nie są.
Co na to policja? Na razie nie widzi przeszkód
Już wcześniej problem nagłaśniali radni w Poznaniu. Teraz podobny apel pojawił się w Warszawie. Interpelację do prezydenta stolicy wystosował Piotr Wertenstein-Żuławski z Koalicji Obywatelskiej. Skoro dało się okiełznać operatorów hulajnóg na wynajem, to miasto powinno też zwrócić większą uwagę na dostawców jedzenia z aplikacji – uznał radny.
"Proszę o podjęcie działań o podobnym charakterze w stosunku do operatorów dostaw jedzenia zamawianych przez aplikacje, tak aby uporządkować ruch dostawców na rowerach elektrycznych" – napisał w interpelacji.
- Tu problem jest systemowy. Nie może być tak, że jeżdżą 50 km na godz. po chodnikach. A przecież nie postawimy na każdym skrzyżowaniu policjanta czy strażnika miejskiego. Tak jak wprowadzono fabryczne ograniczenie prędkości w hulajnogach, podobnie powinno być w rowerach elektrycznych wykorzystywanych do dostaw jedzenia – mówi w rozmowie z warszawską „Wyborczą”.
Jakub Dybalski, rzecznik prasowy Zarządu Dróg Miejskich, jest gotowy na rozmowy z właścicielami aplikacji, ale ci muszą się do ZDM-u najpierw… zgłosić. Wydaje się, że powinno być odwrotnie. To miasto powinno wymagać, a nie czekać, aż platformy łaskawie spróbują znaleźć rozwiązanie. Takie podejście doprowadziło do hulajnogowego chaosu, który dopiero niedawno w niektórych miastach udało się okiełznać.
Przedstawiciele firm odpowiadają wprawdzie, że wcale nie przymykają oczu. Szkolą dostawców, wyposażają w niezbędny sprzęt, a same pojazdy spełniają wszelkie normy - zapewniają.
Takie szkolenia rzeczywiście się odbywają. Np. niedawno pyszne.pl zorganizowano jedno w Łodzi, a wcześniej przeprowadzało podobne w Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu oraz Gdańsku.
- Zależy nam, aby kurierzy nie tylko znali przepisy, ale przede wszystkim potrafili je właściwie stosować w praktyce. Budowanie świadomości na temat bezpiecznej jazdy na rowerze jest niezwykle ważne, nie tylko w Łodzi, ale i w całej Polsce – mówił Michał Miącz, city operations manager w łódzkim hubie Pyszne.pl.
Doświadczenia mieszkańców z dostawcami bardzo często są jednak negatywne. Niedawno cytował je „Dziennik Łódzki”.
Chodzę obolała, bo jakiś furiat z firmy rozwożącej jedzenie z impetem przejeżdżał na skrzyżowaniu Przybyszewskiego i Śmigłego Rydza i jadąc prosto na mnie z zawrotną prędkością. W konsekwencji wpadłam na barierkę obijając żebra – pisała jedna z rowerzystek na lokalnej facebookowej grupce.
Niestety sam nie zauważyłem poprawy, od kiedy pisałem o problemie wiosną 2024 r. Dostawcy ciągle korzystają na tym, że policja przymyka oko na ich niebezpieczną jazdę. Mało tego – jak ujawnił „Dziennik Łódzki”, służby w Łodzi nie prowadzą statystyk dotyczących wypadków z udziałem kurierów rowerowych. A to przecież wcale nie oznacza, że do takich nie dochodzi. Podobnych przykładów nie przypominają sobie również funkcjonariusze w stolicy.
Nawet jeżeli potrąceń czy kolizji jeszcze nie ma – lub po prostu nie są zgłaszane – to i tak nieprzepisowa jazda zmodyfikowanymi bestiami wpływa na bezpieczeństwo pieszych
To żadna przyjemność musieć schodzić z chodnika, by ustąpić miejsce pędzącemu dostawcy jedzenia. Nie ma niczego złego w zwykłej uprzejmości. O tę jednak trudno, kiedy kurier doskonale wie, że pieszy nie ma wyjścia i musi zejść, bo inaczej skończy się to dla niego fatalnie.
- Bardzo bym chciał, żeby kurierzy przestali poruszać się na skuterach udających rowery elektryczne - mówił „Dziennikowi Łódzkiemu” Hubert Barański, prezes wspierającej rowerzystów łódzkiej Fundacji Fenomen.
W tym jest największy problem. Tymczasem nawet jeśli kontrole się odbywają, jak w Poznaniu, to i tak kar jest niewiele. Same platformy starają się uświadamiać dostawców, ale ciągle nie interweniują w najważniejszej kwestii: kontroli pojazdów. Mamy problem systemowy, z którym na razie nikt nie chce się zmierzyć. Niestety, pewnie do czasu pierwszego tragicznego wypadku.