Smartfon zamiast papierosa, czyli nowy nałóg
Mój nos coraz bardziej czuje, że świat się zmienia. Żyjemy bowiem w czasach, w których jak ktoś chce zapalić papierosa, to najpierw musi go naładować. Palenie bez prądu staje się niemodne, jak noszenie tradycyjnych zegarków.
Ale co może ważniejsze - w ogóle palenie papierosów staje się zajęciem niszowym, godnym hipsterów. Zapach papierosów, czy jak uważają inni: smród, coraz rzadziej uderza w nasze nozdrza. To bardzo istotna przemiana cywilizacyjna, na którą nie zwracamy uwagi, a przecież wpłynęła na nasze życie w stopniu nie mniejszym, niż pojawienie się smartfonów, a nawet Shreka. A jak nie na nasze życie, to przynajmniej PC-tów.
Z punktu widzenia blogu technologicznego warto zauważyć, że dzięki modzie na niepalenie trochę odetchnęły nasze komputery.
Przyznam się, że przez wiele lat narażałem je na olbrzymie katusze, zupełnie nie martwiąc się o stan wnętrzności. Pal sześć moje płuca, ale co też musiało dziać się z płytami głównymi pod wpływem nikotyny!
Miałem kiedyś sekretarza redakcji, który gonił wszystkich, którzy cokolwiek jedli albo popijali przy komputerach. Była to trochę walka z dziennikarskimi wiatrakami, ale nasz samotny Don Kichot codziennie biegał między biurkami i strofował pożeraczy kanapek. A wszystko to z troski o życie wewnętrzne PC-tów.
Sekretarz redakcji z pewnością miał rację - wystarczyło odwrócić klawiatury i potrząsnąć nimi, aby zobaczyć, ile one same „pożarły” z naszych posiłków. W jakimś stopniu ta szkoła dziennikarsko-życiowa do dziś działa na mnie – nie jem przy komputerze, a najwyżej popijam kawę. Podejrzewam bowiem, że klawiatura nie podziela moich gustów kulinarnych.
Co jednak zaskakujące, ów sekretarz redakcji nigdy nie wytoczył swoich dział przeciwko redaktorom palącym papierosy przy komputerach.
Najwyraźniej uważał, że PC-ty mają bardziej od ludzi odporne płuca czy też wiatraki.
Nasz wspólny reporterski pokój był tak pełen dymu, że do swojego biurka trafiałem posługując się kolejnymi punktami nawigacyjnymi. Najpierw trzeba było przejść obok kolegi, który od kilku lat grał w Indianę Jonesa, potem skręcić za koleżanką, która tylko nieznacznie wystawała zza piętrzącego się na biurku stosu gazet. Kiedy już zadowolony opadałem na swoje krzesło, mogłem dołączyć do szanownego koleżeństwa, również sięgając po papierosa.
Komputery i dym papierosowy były ze sobą nierozerwalnie związane.
Nie potrafiłbym napisać na klawiaturze nawet jednego zdania, gdyby na popielniczce nie czekał zapalony papieros. Mój mózg pozbawiony nikotyny przechodził w stan czuwania.
To niestety przerażająco zgubne przywiązanie. Skojarzenie pracy z paleniem okazało się potwornie silne, gdy postanowiłem rzucić palenie. Wyglądało na to, że będę musiał również rzucić pracę. Mogłem zdrowszy umrzeć z głodu.
Dopiero jakiś czas później pojawiły się te nowomodne wynalazki w postaci palarni, do których należało się udać celem donikotynowania płuc. Pewnie powstały z myślą o komputerach, którym coraz bardziej doskwierali palacze. Ale wywołały jeden zbawienny efekt – po jakimś czasie udawało mi się już pracować bez papierosa, a jedynie myśląc o tym, że jak skończę kolejny akapit, to pójdę zapalić.
Potem odkryłem, że są komputery, które bardzo dbają o zdrowie. W serwerowniach obowiązywał całkowity zakaz palenia. Ale kto by tam chciał palić, skoro w środku było zimno od pracującej klimatyzacji. I szumiało, jakbyśmy wybrali się na wakacje do hotelu z oknami na autostradę. Pewnie dlatego informatyków spotykałem głównie w palarni.
Wokół mnie dziś tak mało osób pali papierosy, że zdarza mi się całymi miesiącami nie spotkać żadnego palacza.
Kiedyś to było zupełnie niewyobrażalne – cały świat wokół przesiąknięty był papierosowym dymem. I ta zmiana dokonała się w raptem kilka, może kilkanaście lat. To zdumiewające, jak szybko ludzie potrafią porzucać swoje przyzwyczajenia, które wydawały się silnie zakorzenione. Pokolenie moich rodziców pamięta jeszcze, że papierosy paliło się nawet w autobusach. A ja przez wiele lat nie wyobrażałem sobie domowej imprezy, podczas której nie ćmiłoby się przy stole. Do dziś moja żona wspomina wyjazd nad polskie morze, kiedy trzy osoby (w tym ja) odymiały ją w „maluchu”.
Na rzucaniu palenia znam się znakomicie, bowiem jak spora grupa palaczy rzucałem kilka razy.
Ale dość skutecznie udało mi się dwukrotnie. Za pierwszym razem na kilka lat a za drugim sam już nie pamiętam na ile, w każdym razie nie palę do dziś.
Kilka dni paliłem nawet fajkę. Z fajką jest jednak taki problem, że ładnie pachnie dla otoczenia, ale palacz zupełnie tego nie odczuwa. A dziś niektórzy młodsi czytelnicy mogą nawet nie wiedzieć, co to jest fajka – stała się tak rzadka, jak wspomniane „maluchy” na drogach.
Oczywiście jako miłośnik nowoczesnych technologii spróbowałem z ciekawości również e-papierosów. Z obawą, czy jako nikotynista nie powrócę do nałogu. Na szczęście poczułem się, jakbym palił sziszę i na tym zakończyły się moje eksperymenty. Z arabskich wynalazków lubię tylko słodycze.
Ale e-papieros to jedno z coraz ważniejszych urządzeń naszej współczesności.
To, że rzadziej czujemy wokół smród tradycyjnych „fajek” to również zasługa rosnącej popularności e-papierosów, a nie tylko silnej woli popychającej ludzi do zrywania z nałogiem. A komu by przyszło kilkanaście lat temu do głowy, że można palić papierosa zasilanego prądem? Za kilka następnych lat e-papierosy pewnie będą wyświetlały dymne reklamy. Albo do palenia posłużą smartwatche.
Od kiedy przestałem palić, rzadziej zmieniam komputery. To dość efektowna myśl, choć raczej jedno z drugim nie ma zbyt wiele wspólnego. W każdym razie mogę z dumą powiedzieć, że moje komputery nie są już biernymi palaczami.
Raz na jakiś czas palenie bardzo silnie kojarzy mi się ze światem nowoczesnych technologii. Dzieje się tak za każdym razem, gdy podliczę, na ile świetnych gadżetów można wydać pieniądze zaoszczędzone na niepaleniu. Przecież to są tysiące złotych rocznie! Liczyliście kiedyś?
Każdy kto rzucił palenie z radością sumuje te potencjalne wydatki. To nowy tablet i smartfon co roku!
Niestety związany z tym jest jeden kłopot. Ja już dawno wydałem kasę, którą bym zaoszczędził w co najmniej dwóch następnych wcieleniach. Ale przynajmniej pocieszam się, że jestem oszczędny i gospodarny bardziej niż towarzysz Władysław Gomułka, bo ten choć nie znosił kawy, to jednak papierosy palił.
Chętnie wybrałbym się w podróż w czasie aby zobaczyć, czy za dwieście lat ludzie będą jeszcze kurzyć nikotynę. Czy może uzależnią się od czegoś innego? Od jakichś elektrogadżetów bezprzewodowo pobudzających w mózgach obszary odpowiedzialne za odczuwanie przyjemności. – Strzelimy sobie po mocniejszej fali? – pewnie będą siebie kusić.
Być może z malejącą liczbą palaczy związany jest również rozwój telefonii komórkowej. W końcu przecież palenie to też odruch, żeby cały czas trzymać coś w ręce. Ludzie więc przestają miętolić papierosy a zaczynają dzierżyć smartfony.
Wygląda więc na to, że rzucając palenie uzależniliśmy się od smartfonów.
Piotr Lipiński – reporter, fotograf, filmowiec. Pisze na zmianę o historii i nowoczesnych technologiach. Autor kilku książek, między innymi „Bolesław Niejasny” i „Raport Rzepeckiego”. Publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Na przełaj”, „Polityce”. Wielokrotnie wyróżniany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i nominowany do nagród „Press”. Laureat nagrody Prezesa Stowarzyszenia Filmowców Polskich za dokument „Co się stało z polskim Billem Gatesem”. Bloguje na PiotrLipinski.pl. Żartuje na Twitterze @PiotrLipinski. Nowa książka „Geniusz i świnie” – o Jacku Karpińskim, wybitnym informatyku, który w latach PRL hodował świnie – w wersji papierowej oraz ebookowej.