Nowy MacBook to komputer, który na pewno kupię. Za rok
Po konferencji Apple nazwanej Spring Forward spodziewaliśmy się nowych informacji na temat zegarka firmy z Cupertino. Prezentacja Apple Watcha okazał się jednak rozczarowaniem, a scenę skradł najnowszy MacBook w ofercie firmy.
O Apple Watchu dowiedzieliśmy się wszystkiego tak naprawdę już we wrześniu ubiegłego roku już na pierwszej prezentacji. Dzisiaj zaprezentowano po raz kolejny to samo, a oglądając keynote w wykonaniu Tima Cooka i innych pracowników Apple miałem uczucie déjà vu.
Prezentacja nowego komputera też nie miała ogromnej mocy.
W siedzibie giganta z Cupertino marketingowcy muszą być teraz wściekli. Nowy MacBook to naprawdę przełomowy komputer, ale prezentacja po wyciekach kilka tygodni temu nie zrobiła na nikim już większego wrażenia.
O tym, że nowy nowy MacBook będzie miał procesor Intel Core M, jeszcze bardziej kompaktową obudowę i zostanie wyposażony wyłącznie w jeden port USB typu C wiedzieliśmy już wcześniej. To ogromna zmiana, ale już nie zaskoczenie.
Na prezentacji pojawiło się jednak kilku informacji ważnych z punktu widzenia potencjalnego klienta.
Jestem posiadaczem MacBooka Air w wariancie 13-calowym, którego wykorzystuję do pracy w domu i poza nim. Wymiana na wyrażnie lżejszego i znacznie bardziej wygodnego w transporcie MacBooka z 12-calowym ekranem Retina byłaby z pewnością dobrym krokiem.
Z dużym entuzjazmem przyjąłem informację o masie poniżej kilograma, grubości komputera wynoszącej nieco ponad centymetr i gabarytach zbliżonych do MacBooka Air z 11" calowym ekranem. Cieszy mnie też, że Apple nie zrezygnowało z wyświetlacza o proporcjach 16:10.
Jak tylko pojawiły się pierwsze nieoficjalne zdjęcia obudowy do nowego MacBooka zadawałem sobie pytanie, jak będzie wyglądało podłączanie do niego peryferiów.
Okazuje się, że Apple ten problem rozwiązało, a jakże… przejściówką. Za jedyne 79 dol. lub astronomiczne jak na nasze warunki 379 zł (!) będzie można dokupić gadżet, który pozwoli jednocześnie ładować komputer oraz podłączyć do niego monitor lub telewizor przez port HDMI. Ciekaw tylko jestem, czy adapter pojawi się w pudełku z komputerem.
Na przejściówce wyprowadzony został też jeden klasyczny port USB 3.1, do którego można podłączyć dysk przenośny, pendrive’a lub np. hub USB na więcej peryferiów. Szkoda tylko, że cena jest tak zabójczo wysoka, że mało kto pozwoli sobie na jeden adapter do domu, a drugi do pracy lub torby na laptopa.
Pomijając drakońską cenę przejściówki, decyzji o wprowadzeniu jednego portu USB-C nie mam zamiaru jakoś specjalnie krytykować.
Bez dwóch zdań będzie to cholernie upierdliwe jeszcze przez kilka lat, ale taka jest cena postępu. To podobna sytuacja do rezygnacji ze stacji dyskietek, napędów optycznych i portów Ethernet. Tak jak dzisiaj będzie to bardzo wkurzające rozwiązanie, tak kilka lat stanie się - zapewne - standardem również u innych producentów.
Jedyne, czego żałuję, to złącza MagSafe. Wtyczki magnetyczne odczepiające się przy zahaczeniu nogą o kabel już kilka razy uratowały mój komputer przed zniszczeniem. Wprowadzenie USB typu C w tym kontekście to ogromny krok wstecz, chociaż doceniam możliwość podłączania kabla dowolną stroną tak jak w przypadku Lightning.
Decyzja o wyrzuceniu wszystkich portów jest kontrowersyjna, ale nowy komputer Apple, nazwany po prostu MacBookiem, jest przeznaczony dla odbiorcy o bardzo konkretnych potrzebach. MacBooki Air i MacBooki Pro z Retiną nie znikają przecież z oferty i doczekały się odświeżenia, więc każdy może wybrać komputer dla siebie.