Niesamowity sukces Pebble Time, czyli duch geeka wciąż żywy
Niesamowity, kolejny sukces Pebble’a pokazuje jedno - małe, niezależne, lecz ambitne i przełomowe projekty technologiczne mogą skutecznie funkcjonować w konkurencji do gigantów z wielkim zapleczem finansowym. Technologie to chyba jedyny rynek, na którym to możliwe.
8 mln dol. przychodu i 37 tys. zamawiających nowy smartwatch Pebble w ciągu zaledwie kilkunastu godzin od startu kickstarterowej kampanii to sukces wręcz gigantyczny. Tym bardziej, że chodzi przecież o produkt półamatorski, start-upowy, bez wsparcia milionów dolarów na projektantów, inżynierski know-how i marketingowy splendor.
To sukces piękny w swojej naturalności i prostocie, który udowadnia jedno - jeśli wyróżniasz się na rynku, jeśli masz coś do zaproponowania, czego nie mają inni, to możesz być nawet z Zimbabwe i bez grosza przy duszy, ale masz szansę na sukces.
Pebble wyróżniał się od początku.
Nawet w fazie pomysłu, marzenia, które pomysłodawca smartwatcha Eric Migicovsky przedstawił po raz pierwszy na Kickstarterze w 2012 r. Pebble był bowiem jednym z pierwszych konceptów inteligentnych zegarków sparowanych ze smartfonem. Był też od początku projektem otwartym na współpracę z obiema najpopularniejszymi platformami mobilnymi: iOS oraz Android. Przy okazji był konceptem iście geekowskim, co dodawało mu naturalnego uroku.
Nie inaczej jest dziś, gdy Pebble pokazuje nową wersję swojego zegarka nazwaną Time. To wciąż projekt, który o zachwyt przyprawia tylko najbardziej zatwardziałych geeków. Tych, którzy 30 lat temu zachwycali się połączeniem kalkulatora z zegarkiem, a 20 lat temu dłubali niezgrabnymi rysikami po ekranach PDA. Tych, którzy mają po prostu dusze geeokowskie łaknące alternatywnych, acz przełomowych projektów spoza rynkowego mainstreamu.
Pebble to pasmo nieciągnących się sukcesów.
Ponad 10 mln dol. zebranych z pierwszej kampanii zegarka na Kickstarterze w 2013 r., ponad 1 mln sprzedanych zegarków pierwszej generacji (Pebble i Pebble Steel) i teraz niesamowity początek kampanii Pebble Time i 8 mln dol. po kilkunastu godzinach na koncie.
To są liczby, których nie powstydziliby się inni producenci smartwatchy, no może poza Apple (choć w tym przypadku sukces Pebble Time pokazuje dobitnie, że Apple Watch ma szansę na kosmiczny wręcz sukces sprzedażowy). Jeśli wierzyć wyliczeniom analityków, zegarków z systemem Google’a Android Wear sprzedało się dotychczas zaledwie 720 tys. Samsung również nie informuje o wybitnym sukcesie sprzedażowym swojej linii zegarków i opasek Gear, więc można domniemywać, że sukcesu nie ma tam w ogóle.
Na tym tle Pebble wyrasta nie tyle na skutecznego outsidera, co wręcz lidera rynku!
Pebble Time nie zmienia charakteru marki Pebble. To wciąż geekowskie urządzenie, paskudnie brzydkie dla jednych, milusińskie dla drugich. Pebble świetnie rozumie, w czym tkwi magia jego produktów - w niesamowitym w porównaniu do innych zegarków czasie pracy na jednym ładowaniu (do 7 dni), autorskim pomyśle na quasi-system operacyjny oraz wsparciu deweloperów dedykowanymi aplikacjami.
Ja jestem pod wielkim wrażeniem. Pebble Time oczywiście zamówiłem.