O tym jak prowadzić fanpage na Facebooku na przykładzie firmy Lenovo
Media społecznościowe otworzyły przed wieloma firmami zupełnie nowe możliwości. Stały się nie tylko sposobem na łatwą i tanią promocję marki w sieci, ale również są doskonałym narzędziem pozwalającym utrzymywać dobry kontakt z klientami. O tym jak powinno się posługiwać np. Facebookiem opowiem na przykładzie firmy Lenovo.
Dynamiczny rozwój każdej gałęzi biznesu w internecie nie ominął również turystyki. Wręcz przeciwnie (przykład Empik Travel). Na przestrzeni ostatnich kilku lat coraz to nowe biura podróży pojawiały się w sieci niczym grzyby po deszczu. Wygoda jaką zagwarantowała dostępność ofert wypoczynkowych w Internecie jest niepodważalna. W kilka sekund jesteśmy w stanie wyszukać interesującą nas pozycje z uwzględnieniem najdrobniejszych szczegółów. Jak zatem biura podróży odbierane są przez internautów?
Darujmy sobie używanie stron z Facebooka jako argumentów w artykułach, poważnie niepoważnie
Czasem komentarze do artykułów i testów w internecie są ciekawsze, niż właściwe treści. Wczoraj czytałam sobie gdzieś coś, i zignorowałam to razem z komentarzami, jedna nie mogło mi to dać spokoju. Treść artykułu dotyczyła zakazu picia alkoholu w miejscach publicznych i w zasadzie uknęłaby mi całkowicie, jednak pewien komentarz zapadł mi w pamięć i doskonale opisał stan dzisiejszych mediów.
Debiut Facebooka na giełdzie to kwestia dni. Jednak to, co aktualnie najbardziej interesujące dla użytkowników, to zmiany jakie w tym serwisie zachodzą w ostatnim czasie. Zmiany, które wyraźnie potwierdzają sytuację w jakiej obecnie znajduje się cały internetowy świat. Facebook właśnie wprowadza do App Store Facebook Pages Manager, aplikację do zarządzania stronami za pośrednictwem iPhone’a. To tylko jedna z takich mobilnych zmian w ostatnim czasie.
Drobny błąd na Facebooku, a ile marketingowych szkód
“Z wielką władzą przychodzi wielka odpowiedzialność” – dziś, w technologicznym świecie, można powiedzieć “z wielką popularnością przychodzi wielka odpowiedzialność”. Takie słowa nasuwają mi się na myśl niemal za każdym razem, gdy wrzucam status na fanpejdż Spider’s Web na Facebooku. Nie wiem, czyja to wina – bitly, przez którego skracamy linki, czy Facebooka, który nie radzi sobie dobrze z odczytywaniem strony – ale Facebook jako jedno z największych społecznościowych narzędzi marketingowych wydaje mi się wtedy wielkim żartem. Od potężnych narzędzi, nawet darmowych, oczekuje się pewnej niezawodności i tu niestety Facebook często leży. Zresztą nie tylko Facebook, bo giganci, na usługach których wielu ludzi opiera swoją pracę, często zawodzą. I wtedy pojawia się trochę niepokojąca myśl, że nie ma żadnej alternatywy.
Naprostujmy Timeline na Facebooku i jego niesamowity podobno wpływ na zaangażowanie fanów stron. Timeline prawie w ogóle nie wpływa na aktywności fanów z fanpejdżami. EdgeRank Checker przeprowadził badania na 3,5 tysiącach fanpejdży, które mówią, że Timeline nie wpływa na kontakty z obecnymi fanami. Po ostatnich, niemal histerycznych wiadomościach o tym, że Timeline zwiększa zaangażowanie fanów o 50, 100, a nawet 150%. Ciekawe, jakim sposobem, skoro wyświetlany jest tylko i wyłącznie na stronie fanpejdża?
Timeline dla fanpage'y na Facebooku już jest. I wygląda całkiem fajnie!
To była jedna z tych nowości Facebooka, której najbardziej się bałem i – parafrazując popularny mem z reklam pewnego środka do higieny intymnej kobiet – z pewną dozą nieśmiałości klikałem w monit Facebooka informujący mnie o możliwości zmiany wyglądu fanpage’a na ten znany z Timeline’a w nowym profilu użytkownika serwisu. Fanpage to dla takiego serwisu jak Spider’s Web jeden z głównych driverów ruchu, więc grzebanie przy jego wyglądzie zawsze obarczone jest poważnym ryzykiem.
Na Facebooku jesteś tylko towarem. Na własne życzenie
Ostatnio robi się w mediach społecznościowych coraz weselej. Dziesiątki, ba, setki czy tysiące “ekspertów” oferuje swoje płatne usługi w celu zorganizowania kampanii reklamowych i wypromowania marki na Facebooku i Twitterze, a interes kręci się coraz lepiej. I chociaż część z takich akcji jest przeprowadzana przez prawdziwych profesjonalistów z pomysłem i wyczuciem, to zdecydowana większość obnaża fakt, iż ludzie klikają co popadnie i daje się nabrać na banalne sztuczki. Media społecznościowe udowadniają, że nowoczesne sposoby dotarcia nie oznaczają wcale większej świadomości.
Facebook i Google wespół z innymi robią co tylko mogą, byśmy używali prawdziwych imion i nazwisk w internecie. Niektórzy się buntują, reszta argumentuje, że prawdziwe dane urealniają postać i pozytywnie wpływają na dyskusję oraz na wiarygodność postaci w sieci. A oto krótka historia o tym, że takie obostrzenia mogą narobić też więcej kłopotu niż wirtualne podpisywanie się nickami.