REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Bezpieczeństwo ruchu drogowego

Dwie zupełnie różne interpretacje jednej stłuczki. Ta druga zaskoczy i Was, i policję

Drobna stłuczka bez większych szkód. Ale kto zawinił? Oto jest pytanie, ponieważ sytuacja ta wymyka się wszelkim jednoznacznym ocenom. Powodem jest niefrasobliwość drogowców. 

28.07.2023
7:00
zwężenie jezdni
REKLAMA
REKLAMA

Dwa samochody jadą po zwężonym odcinku drogi. Dochodzi między nimi do obtarcia czy urwania lusterka. Policja karze jednego z kierowców. Czy słusznie? Tak. I nie. Oraz również tak, ale nadal nie. A teraz film:

Co się zdarzyło? Kierowca auta z kamerą został potrącony przez kierowcę nadjeżdżającego z przeciwka Suzuki. Pora na dwie interpretacje, przy czym tylko jedna z nich znalazła zastosowanie.

Interpretacja numer jeden

Winnym jest kierowca Suzuki. Kierowca auta z kamerą jechał zgodnie z art. 16 ustawy Prawo o ruchu drogowym, który nakazuje jazdę możliwie blisko prawej krawędzi jezdni. Kierujący Suzuki jechał sobie środkiem, więc naruszył art. 16 i spowodował kolizję. Jest to proste i oczywiste, wynika z zasad ogólnych dotyczących ruchu drogowego.

Interpretacja numer dwa

Nagrywający w ogóle nie mógł jechać w tym miejscu, ponieważ nie miał wyznaczonego pasa ruchu. Przemieszczał się poza linią ciągłą, której przekraczać mu nie było wolno. Nawet gdyby nie było linii ciągłej, i tak musiałby ustąpić pojazdom nadjeżdżającym z naprzeciwka, bo to jego pas był zlikwidowany, a nie ich. Podkreślam: nie istniało żadne oznakowanie, które unieważniałoby ciągłą linię w tym miejscu, więc od 11. sekundy filmu nagrywający jedzie całkowicie niezgodnie z przepisami, zajmując przeciwny pas ruchu i zmuszając jadących z przeciwka do zjeżdżania na prawo. To, że nie postawiono zakazu wjazdu czy zakazu ruchu nie upoważnia do ignorowania ciągłej linii i przejeżdżania nad nią. Kierowca Suzuki nie jest winny, tylko poszkodowany - został staranowany przez auto jadące nieprawidłowo z przeciwka.

Prawda o tej kolizji

Policja uznała winę kierującego Suzuki, bo tak było łatwiej. Ukarano go aż 10 punktami (w sumie za co?) i grzywną 1020 zł. Stwierdzono, że przecież wszyscy musieli jakoś przejechać. Oznakowanie? Jakieś tam było, ale bez przesady, każdy musi jechać przy prawej krawędzi jezdni i tyle. Kto się nie stosuje, ten jest winny. Jestem jednak bardzo ciekaw, co by się stało, gdyby ukarany mandatu nie przyjął i sprawa trafiłaby do sądu. Sąd nie mógłby zignorować tego wątpliwego oznakowania, ponieważ znaki mają pierwszeństwo nad przepisami w drogowej hierarchii ważności. A na największą karę zasługuje wykonawca robót za brak tymczasowego oznakowania w postaci żółtych linii, które zwężałyby pasy i zmuszały wszystkich do zwolnienia oraz większej ostrożności. Ależ bym mu dosypał grzywnę. Ale łatwiej jest oczywiście karać zdezorientowanych tą absurdalną sytuacją kierowców.

REKLAMA

Czytaj również:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA