Relacje

W końcu możesz rozbić bagażnik na haku. Tak, dobrze przeczytałeś

Relacje 20.11.2023 59 interakcji

W końcu możesz rozbić bagażnik na haku. Tak, dobrze przeczytałeś

Piotr Barycki
Piotr Barycki20.11.2023
59 interakcji Dołącz do dyskusji

Wprawdzie ten namiot na hak ma jeden niespecjalnie ukryty haczyk, ale i tak jest spora szansa na to, że jest grupa ludzi, która czekała właśnie na coś takiego.

Możliwe, że nawet ja czekałem na coś takiego, bo jeśli chodzi o namioty montowane na samochodzie, to nienawidziłem w nich zawsze jednego – były i są po prostu piekielnie ciężkie. Może i mój samochód nie należy od najwyższych, ale i tak wrzucenie kilkudziesięciu kilogramów na dach, mając do dyspozycji w roli dźwigów drobną kobietę i mężczyznę o przeciętnej budowie ciała, zawsze należało do czynności z kategorii „a może zrobimy to jutro”.

I wtedy wjeżdża on, cały na… zielonkawo. On, czyli Thule Outset.

Który jest… namiotem, który wozimy na samochodzie, ale nie na dachu, jak większość namiotów do tej pory, ale na haku holowniczym. Co ciekawe, podczas mojej wizyty w fabryce Thule w Hillerstorp, dowiedziałem się, że taki rodzaj namiotu niekoniecznie powstał dlatego, że dowiedzieli się tam, że nie było mi łatwo wrzucać poprzednie namioty tej marki na dach. Uproszczona historia powstania Outseta wyglądała raczej tak: w ramach poszukiwania nowych pomysłów na produkty zauważono, że Thule produkuje bagażniki na hak (np. Onto) oraz namioty dachowe i… może udałoby się jakoś połączyć jedną i drugą kategorię.

Absolutnie uroczy był przy tym pierwszy etap prototypowania, w ramach którego na prowizorycznej konstrukcji zainstalowanej na haku zamontowano po prostu… sam materac, żeby sprawdzić, czy to się w ogóle wszystko pomieści, jak się będzie mniej więcej składać, jakie to będzie miało rozmiary i czy będzie się z tym dało żyć. Ostatecznie wyszło na to, że będzie się dało, a ostateczna wersja Outseta wyszła oczywiście daleko poza bycie złożonym i obwiniętym sznurkiem materacem.

Thule Outset – jak to właściwie ma działać?

Zacznę może od uspokojenia – nie, ten namiot nie opiera się w formie rozłożonej w całości na haku. Owszem, w formie transportowej nie wymaga żadnych akcesoriów i montujemy go bezpośrednio na hak – jedyny warunek, jaki musimy spełnić, to hakowy udźwig na poziomie około 60 kg. W trakcie transportu całość wygląda jak trochę przerośnięte Onto albo jak Epos z zamontowanym boksem, czyli – wybaczcie jakość zdjęcia – mniej więcej tak:

I tak, dobrze widzicie są kółeczka. A to oznacza, że można sobie samemu przetargać wygodnie ten namiot np. z jakiegoś schowka do samochodu, bez angażowania dwóch lub więcej osób.

Po dojechaniu na miejsce zdejmujemy zabezpieczenia:

I tutaj następuje właściwie najtrudniejszy i trochę najmniej thule’owy fragment, czyli musimy złożyć konstrukcję, która stanowi ramę namiotu, dzięki czemu nie urywamy w całości haka od razu po zajęciu miejsca w środku:

Na pocieszenie – dwóm osobom, które zajmowały się tym podczas konferencyjnej prezentacji, zajęło to maksymalnie kilkadziesiąt sekund, może nawet mniej. Oczywiście były do tego odpowiednio przeszkolone i pewnie ćwiczyły to wielokrotnie, ale w sumie jeśli kupimy taki namiot i będziemy z niego regularnie korzystać, to czy sami nie będziemy tak przeszkoleni? Inna sprawa, że z tego co widzę, to Thule dyskretnie pominęło ten aspekt nawet w swoim filmie promocyjnym, więc chyba jakoś przesadnie z tego rozwiązania dumne nie jest. Natomiast biorąc pod uwagę fakt, o ile łatwiejsze jest takie „dostarczanie” namiotu do samochodu i montaż – przyznaję z czystym sumieniem, że mógłbym z tym żyć. Szczególnie w sytuacjach, kiedy miałbym ochotę na samodzielną wycieczkę.

Po instalacji stojaka właściwie zostaje nam już tylko rozwinięcie głównej części namiotu i „kliknięcie” na wszystkich punktach łączących. To tyle – można wrzucać śpiwory i lecieć spać.

Przy okazji – cały stelaż oczywiście chowa się w jednym opakowaniu z namiotem, natomiast każda z nóg ma osobną regulację wysokości:

Co ciekawe, w środku nie jest wcale tak ciasno, jak mogłoby się wydawać.

Zmieszczenie się w środku dwóch dorosłych osób nie powinno być najmniejszym problemem, oczywiście pod warunkiem, że lubią swoją bliskość. O ile bowiem długość materaca to mniej więcej 2 m, o tyle już szerokość jest zdecydowanie mniejsza. Traktujmy więc ten namiot jako namiot w wersji maksymalnie 2+0, ewentualnie 2+pies.

Zresztą tutaj przechodzimy do kilku kluczowych zalet tego sprzętu.

Tak, jest nisko nad ziemią. I to jest plus.

Odpada wrzucanie na dach. Odpada niewygodne noszenie. Odpadają też problemy osób, które po prostu nie chcą albo nie lubią się wspinać po drabince. Odpadają też problemy osób, które podróżują np. z psami i nie chcą wciągać psa na taką wysokość – tutaj nawet starszy pies powinien wskoczyć bez problemu, a jak wyskoczy albo przypadkiem wypadnie – nic mu się nie stanie. Podejrzewam, że podobnie można napisać o dzieciach, ale nie wiem, jak one działają, więc nie będę ryzykował.

Dodatkowo namiot można… odpiąć od haka i pomimo wizualnie dość wątłej konstrukcji, powinien wytrzymać większość niekorzystnych warunków, może z wyjątkiem prawdziwych huraganów. Czyli tak po prawdzie dostajemy dwa w jednym – albo namiot rozkładany z haka, na stałe zamontowany do samochodu, albo namiot wolnostojący, który możemy po prostu transportować bez zajmowania miejsca we wnętrzu auta.

Przyznaję, że nie mogę się doczekać testów, aczkolwiek może w trochę lepszych okolicznościach pogody.

Oczywiście Thule Outset nawet w teorii ma już swoje wady.

Czyli ten haczyk wspomniany we wstępie, a raczej dość potężny hak. Tym problemem jest to, że… cóż, dostajemy to, co wspomniane wcześniej, czyli osobny namiot, przyczepiony albo nie, do haka. Po pierwsze – taki zestaw ma długość auta plus dwa metry z kawałkiem, więc rozłożenie się na standardowym miejscu parkingowym kompletnie odpada.

Po drugie – tracimy argument, że my tutaj wcale nie kempingujemy, tylko śpimy sobie kulturalnie w/na samochodzie. Absolutnie nikogo nie uda nam się przekonać, że to jest coś innego niż pełnoprawny namiot, po prostu przewożony w inny sposób. Witajcie więc poszukiwania większych miejsc postojowych i ewentualne dopłaty za namiot i auto (nie, nie te rządowe dopłaty).

Rodzi to też pewne komplikacje natury prawnej, bo prawdopodobnie nie wszędzie można rozbić namiot, natomiast prawie wszędzie można wjechać autem. Z namiotem na dachu jakoś się wybronimy. Tutaj – nie próbowałbym.

Mimo to Thule Outset ma ogromny potencjał.

Bo znosi przede wszystkim barierę „dźwigania” i teraz każdy będzie mógł – bo niestety namiot wejdzie do sprzedaży dopiero na wiosnę 2024 – błyskawicznie zapakować się na taką namiotową podróż, a potem mieć pełny wybór – mieć namiot stacjonarny i odpiąć go od samochodu, czy może każdego dnia być w innym miejscu, a namiot stale wozić ze sobą na haku, składając go i rozkładając w pojedyncze minuty.

Nie napiszę wprawdzie, że sam czekam w kolejce do zakupów, bo znając ceny namiotów Thule, 10 000 zł zostanie przekroczone bez trudu, ale na testy czekam z niecierpliwością. A potem, kto wie – może zakocham się i nie będę miał innego wyboru, niż przestać jeść przez kilka miesięcy i kupić taki właśnie dodatek do samochodu?

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać