Przegląd rynku

Przegląd ofert: samochody ze wschodu i z południa. Co przyjechało do Polski z Ukrainy, Chorwacji albo Bułgarii?

Przegląd rynku 25.08.2022 53 interakcje
Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk 25.08.2022

Przegląd ofert: samochody ze wschodu i z południa. Co przyjechało do Polski z Ukrainy, Chorwacji albo Bułgarii?

Mikołaj Adamczuk
Mikołaj Adamczuk25.08.2022
53 interakcje Dołącz do dyskusji

Wozy jeżdżące po polskich drogach nie muszą przyjeżdżać z Zachodu. Co trafia do nas ze wschodu, z nietypowych kierunków? Oto przegląd – od Bentleya po Microcara.

Niemcy, Francja, Belgia, Holandia, Stany Zjednoczone – to z tych krajów Polacy najczęściej sprowadzają samochody. Przyjęło się, że wóz – jeśli nie został kupiony w polskim salonie – pochodzi z Zachodu. Albo tego bliskiego, pełnego doner kebabów i tabliczek z napisem Ausfahrt, albo dalekiego, za wielką wodą.

Co z autami ze wschodu?

„Europejskie samochody z Japonii mają kierownicę po lewej stronie, ponieważ jest to tam oznaką prestiżu. Są świetnie utrzymane ze względu na wysoką kulturę techniczną w tym kraju i małe przebiegi…” – tak brzmi treść niemal każdego ogłoszenia reklamującego wozy z Tokio, Kioto czy Osaki. Rzeczywiście, jeśli już do Polski trafiają auta ze Wschodu, to zwykle z Japonii. Sprowadza się stamtąd śliczne Porsche, błyszczące BMW i pachnące nowością, choć klasyczne, Mercedesy.

Co z pozostałymi krajami na wschód od Buga? Aut z Ukrainy z wiadomych powodów zrobiło się u nas sporo. Niektórzy ich właściciele je sprzedają, bo potrzebują pieniędzy na dalszą podróż albo na życie. Albo po prostu chcą już jeździć czymś innym. Z tego powodu w polskich ogłoszeniach pojawiają się wozy, które wcześniej się tu nie zdarzały – radzieckie, chińskie czy koreańskie, ale nietypowe.

Samochody ze wschodu – jakie można kupić?

Przygotowując ten przegląd rynku, włączyłem najpopularniejsze portale aukcyjne i zaznaczyłem, że chcę oglądać tylko wozy z „nietypowych” kierunków. Żadnej Francji i Włoch. W rubryce „kraj pochodzenia” zaznaczyłem Ukrainę, Białoruś, Bułgarię, Rosję, Rumunię, Węgry i Chorwację. Pokazało mi się niecałe 40 ogłoszeń i nie każdy ze wspomnianych krajów miał swojego reprezentanta. Kto i co sprowadza do nas z tych stron? Sprawdźmy.

Na początek – Renault 4 TL z Chorwacji

samochody ze wschodu
Źródło: screen ogłoszenia z OLX, autor: Bzynka

Ostatni raz byłem w Chorwacji kilka lat temu. Zauważyłem wtedy, że lokalnie produkowane w zakładach w kiedyś jugosłowiańskim, a dziś słoweńskim Novym Meście Renault 4 – od których jeszcze dekadę temu roiły się adriatyckie wsie i miasteczka – powoli znika. To oczywiście zupełnie normalne i nieźle świadczy o gospodarczym rozwoju tej części Europy, ale serce miłośnika gratów trochę ubolewa. „Co by było, gdybym przywiózł sobie takie Renault do Polski?” – pomyślałem i oczywiście nic z tą myślą nie zrobiłem. Są jednak i tacy, którzy wcielili mój plan w życie. Urokliwy, nieduży samochód, który kiedyś zmotoryzował Francję (na spółkę m.in. z Citroenem 2CV) i kawał północnej Afryki, a potem Jugosławię, przybył do Polski i jest wystawiony za 15 900 zł. Ma jeszcze tamtejsze rejestracje, miło kojarzące się wielu Polakom z wakacjami. Pochodzi z roku 1980. Sprzedający zapewnia o braku rdzy, co oczywiście trzeba by dokładnie sprawdzić. Lakier ma różne odcienie na różnych częściach auta, ale wóz wygląda na kompletny. Może być niezłą podstawą do dalszej zabawy w relatywnie niedrogiego klasyka.

Spójrzmy jeszcze na Mercedesa z Rumunii

Źródło: ogłoszenie z Otomoto, autor: DMMOTORS

Nie samymi Daciami Rumunia stoi. Ktoś przytargał do Polski Mercedesa 190 z 1963 roku. Ma 55-konnego diesla 1.9, ale nie wygląda jak samochód, którym warto byłoby udać się na przejażdżkę. „Zaawansowana korozja podłogi”, napisano w ogłoszeniu. Na zdjęciach widać też, że zaawansowana jest korozja reszty auta. Mercedes, którego na upartego można nazwać bazą do remontu – ale to na pewno byłaby trudna i kosztowna przygoda, kryjąca masę niespodzianek niczym rumuńska mamałyga – kosztuje 6900 zł. Trudno nie przyznać, że w obecnym stanie ma pewien niepowtarzalny urok. Jak wielkie, szare bloki na bukaresztańskim przedmieściu. Niby brzydkie, a jednak nie można oderwać od nich oczu.

Hyundai Genesis pochodzi z Rosji

Źródło: screen ogłoszenia z Otomoto, autor: FeniksChemia Sp z oo

To obecnie wyjątkowo kontrowersyjny kierunek do sprowadzania aut. Biały Hyundai już tu jednak przyjechał, ma polskie rejestracje i jeździ po Zambrowie na Podlasiu. Hyundai Genesis to rzeczywiście popularna w Rosji limuzyna. W Europie stanowi pełną egzotykę, choć były próby oferowania go na specjalne zamówienie i u nas. Wiem, że podobne wozy mieli kiedyś ambasador Korei Płd. w Polsce i prezes polskiego oddziału Hyundaia. Pod maską – 315-konny silnik 3.8 V6. Czy to pełnoprawny konkurent BMW, Audi i Mercedesa? Pod względem dynamiki jazdy i prestiżu, pewnie nie. Ale ma swój urok. Zapewne szybko pryska w momencie szukania części zamiennych. Cena: 88 500 zł. Całkiem atrakcyjna, jak na niski przebieg (65 000 km) i wyposażenie.

Z Rosji przyjechał też Bentley Continental GT

Źródło: screen ogłoszenia z Otomoto, autor: Kancelaria Royal Edyta Okińczyc-Górz

Kto ma słabe zdanie o rosyjskim guście i poczuciu estetyki, może spojrzeć na to ogłoszenie i powiedzieć „a nie mówiłem?”. Bentley Continental GT z 2004 roku został w Rosji pomalowany w barwy przypominające taksówki z niektórych europejskich miast. Matowa, czarna folia połączona z żółtym dachem i takimi też felgami, wygląda przaśnie jak świecąca biżuteria i krzykliwie markowe ciuchy moskiewskiego turysty uciekającego w popłochu z Krymu. Nawet sześciolitrowe W12 o mocy 560 KM nie pomoże. Jest słabo. Osłodą może być za to cena. Bentley z 2004 roku kosztuje 129 900 zł, czyli tyle, ile trzeba teraz zapłacić za nieprzesadnie dobrze wyposażonego Golfa. Można kupić i natychmiast gnać na zerwanie folii.

Mitsubishi Lancer Evo IX pochodzi za to z Ukrainy

Źródło: screen ogłoszenia z Otomoto, autor: Szymon

To ciekawy przypadek. Mówimy bowiem o samochodzie zarejestrowanym w Polsce od 2014 roku, który został jednak kupiony jako nowy w ukraińskim salonie w roku 2007. „Sprowadzone do Polski i zarejestrowane w Polsce przez pierwszego i jedynego do tej pory właściciela 16.10.2014” – napisano w ogłoszeniu. Ściągnięcie siedmioletniego Lancera Evo IX z Ukrainy do Polski brzmi jak nietypowy pomysł. Być może było tanio, być może dopiero tam znalazł się egzemplarz, który spełniał oczekiwania właściciela. Teraz też nie powinien rozczarować. Jest zmodyfikowany (zmieniono m.in. turbo, intercooler czy korbowody, zamontowano wydajniejsze hamulce i hydrauliczny „ręczny”) i robi wrażenie zadbanego. Cena może jednak zaskoczyć nawet fanów modelu. Mitsubishi Lancer Evo IX został wyceniony na 229 000 zł. Czy to już ten moment? Przywykłem do cen o 100 tysięcy niższych.

Z Ukrainy przybył również Mercedes G 6×6

samochody ze wschodu
Źródło: screen ogłoszenia z Otomoto, autor: Edward

Po co jeździć na czterech kołach, jeśli można na sześciu? Polska była jednym z większych rynków na sześciokołowego Mercedesa klasy G oferowanego kilka lat temu. Kto nie dał rady kupić wozu wtedy, może znaleźć w ogłoszeniach innych egzemplarz 6×6, zarejestrowany na Ukrainie. Nie jest to jednak oryginalny wytwór Mercedesa ani AMG. Za rozmnożenie liczby kół w G klasie – pochodzącej zresztą z roku 2008 – odpowiada firma Kubay Design, sprzedająca ten samochód. „Nie ma osoby, która nie spojrzy na tego przystojniaka” – zapewnia sprzedający, a jestem przekonany, że ma rację. Gdyby jakiś samochód miał definiować słowo „krzykliwy”, sześciokołowy Mercedes G robiłby to idealnie. Wóz ma przerobione wnętrze na nowsze niż wskazywałby na to jego rocznik. Pokonał 110 tysięcy kilometrów, ale raczej większość na czterech kołach. Cena: 320 tysięcy euro, czyli ponad 1,5 miliona złotych, co jak na samochód będący owocem tuningu jest kwotą odważną.

Dla kogo to za drogo, może kupić mikrosamochód bułgarskiego pochodzenia

samochody ze wschodu
Źródło: screen ogłoszenia z OLX, autor: Piotr

Sprzedający zaznaczył, że Microcar Virgo – choć produkowany i sprzedawany głównie we Francji – przybył do Polski z Bułgarii. Pewnie zmieścił się do walizki turysty wracającego z all inclusive w Złotych Piaskach. Kosztuje 13 900 zł. Czy faktycznie jest „kolekcjonerski”, jak napisano? Powątpiewam i kręcę głową – choć przecież po bułgarsku kręci się na „tak” i kiwa na „nie”. Warto jednak zajrzeć do tego ogłoszenia, by dowiedzieć się czegoś ważnego o życiu. „Tylko konkretnie telefonicznie, oferty i teksty pisane nie mają żadnej konkretnej wartości” – napisano. A skoro teksty pisane nie mają żadnej konkretnej wartości, to ja już kończę. Dziękuję za tę wycieczkę po nietypowych kierunkach importu, czekam na więcej. Ciekawy jaki jest najdziwniejszy kraj, z którego przybył do Polski samochód.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać