REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Felietony

Prawie żaden europejski samochód nie doczeka się spalinowego następcy. Czujecie to?

Czujecie to? Niemal wszystkie aktualne, nowe samochody europejskie nie będą miały spalinowych następców. Za 4-5 lat kupno auta spalinowego będzie oznaczało wybór wśród marek dalekowschodnich, ewentualnie Dacii. 

24.04.2023
9:56
Prawie żaden europejski samochód nie doczeka się spalinowego następcy. Czujecie to?
REKLAMA
REKLAMA

Zacząłem ostatnio przy okazji przeglądu ofert obserwować gamy modelowe producentów europejskich. Zauważyłem jedną rzecz: one są stare, chyba że mowa o samochodach elektrycznych. Próbowałem przypomnieć sobie jakieś spalinowe premiery z ostatnich lat. Trochę ich było, jak VW Taigo i Multivan, jak Citroen C4X i C5X, jak Renault Austral, Dacia Jogger czy BMW XM. Znacznie więcej jednak umiem przypomnieć sobie premier samochodów elektrycznych. Tych to naprawdę się wysypało, nawet podchodząca do elektryfikacji jak pies do jeża Toyota atakuje rynek z nieco dziwnym BZ4X-em. Po kilka aut elektrycznych w gamie mają już VW, Audi, Mercedes, BMW, Opel, Renault i inni producenci europejscy. Można wręcz zauważyć, że w ofertach rynkowych zaczynają być widoczne dwie linie modelowe obok siebie: auta spalinowe i elektryczne. Spodziewam się, że jest to dla producentów duży kłopot, ponieważ trzeba utrzymywać produkcję i sprzedaż dwóch zupełnie różnych „systemów”, różniących się i technologią wytwarzania, i sposobem serwisowania. Taka sytuacja na dłuższą metę jest zupełnie nie do utrzymania.

Nowe spalinowe samochody europejskie to ostatnie generacje

Z wyjątkiem może Dacii Sandero, nic już nie doczeka się następcy. Nie ma co liczyć na nowego spalinowego Golfa, Corsę czy Fiata Tipo. Również modele z tzw. segmentu premium, jak Porsche Macan, też będą miały następców wyłącznie elektrycznych. Ktoś tam zapewne już doszedł do wniosku, że utrzymywanie dwóch gam modelowych obok siebie to absurd, zwłaszcza jak dołożymy do tego konieczności spełnienia normy emisji spalin Euro 7 – która nastanie, ale nie będzie miała żadnego sensu, ponieważ nie zdąży wywrzeć spodziewanego efektu zanim nastąpi całkowity zakaz sprzedaży aut spalinowych.

Nowe samochody planuje się na wiele lat naprzód

Producenci wiedząc o tym, że w Europie za 12 lat nie będą mogli już sprzedawać nic spalinowego, przygotują się do tego o wiele wcześniej, wygaszając tradycyjne linie aut prujących dymem z rury. Są przygotowani na spadek sprzedaży i pewnie nieszczególnie ich to martwi. Pandemia już ich nauczyła, że można sprzedawać mniej, a zarabiać więcej, trzeba po prostu dynamicznie podnosić ceny. Na tym polega odpowiedzialność. Zwracam zresztą uwagę, że nawet te nowe samochody europejskie z silnikami spalinowymi, które zadebiutowały w ostatnich 2 latach, mają te same silniki co stare generacje. W tej kwestii nie pojawia się nic nowego i już się nie pojawi. Volkswagen zostanie z 1.0/1.5 TSI do jego ostatnich chwil, podobnie pewnie Stellantis z 1.2 Puretech i Renault ze swoim 1.0 TCe. Już przy obecnym stanie rzeczy widać nadchodzący koniec. Zdarzają się czasem sytuacje, że z elektryfikacją producenci idą za daleko i za wcześnie, ale to raczej wyjątki.

1.2 puretech rozrząd

Trendy w Europie też są dosyć jasne

Na wszystkich dużych, liczących się rynkach europejskich samochody elektryczne idą do przodu w tempie wykładniczym. Najpierw miały 1 proc., potem 2, potem 4, obecnie to jest pewnie ok. 15-16 proc., a będzie tylko więcej. Większość firm podjęła zobowiązanie do przejścia na zeroemisyjny transport, więc wymieniają całe floty na auta na prąd, a za nimi podążają obywatele, którzy też chcą wyglądać dobrze i nowocześnie, więc Tiguana 2.0 TDI wymieniają na ID.5. Tesla Model Y to numer jeden w Europie po pierwszym kwartale. W Norwegii sprzedaż aut elektrycznych przebiła 86 proc. rynku – wydaje się nam, że to na razie wyjątek i że „gdzie indziej pewnie tak nie będzie”. Moim zdaniem będzie, może nie od razu 86 proc., ale tak pół na pół to w Holandii czy Wielkiej Brytanii zobaczymy w ciągu 3-4 lat.

Zatem mam taką poradę

Nie kupujcie spalinowych samochodów. Pomóżcie producentom podjąć odważną decyzję o zakończeniu ich sprzedaży. Oni i tak już są w trudnej sytuacji. Słyszałem, że marki premium muszą za grube pieniądze wynajmować specjalne hale magazynowe, żeby trzymać tam worki z pieniędzmi, bo nie mieszczą im się w skarbcach. Nie naciągajmy już budżetów koncernów motoryzacyjnych i porzućmy myśli o nowym aucie napędzanym sokiem z dinozaurów. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej dla nas, bo zdążymy załapać się na przywileje dla aut elektrycznych zanim z przywilejów dla „elektryków” zrobią się restrykcje dla „spaliniaków”. A wiecie, co jeszcze będzie znikać wraz z wycofywaniem aut spalinowych? Stacje benzynowe. Kiedy w końcu auta elektryczne opanują ulice, to w Warszawie zostaną 4 stacje benzynowe, w Krakowie 3, a we Wrocławiu dwie i tak sobie będziecie egzystować. Nissan Leaf używany mazowieckie. Oj, przepraszam, nie to okno...

REKLAMA

Czytaj dalej:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA