Przegląd rynku

To auta tylko dla najbogatszych. Podnosisz maskę, a tam cztery powody do rozczarowania

Przegląd rynku 06.10.2023 134 interakcje

To auta tylko dla najbogatszych. Podnosisz maskę, a tam cztery powody do rozczarowania

Piotr Barycki
Piotr Barycki06.10.2023
134 interakcje Dołącz do dyskusji

Jak pokazać, że naprawdę ma się niemal nieograniczone fundusze? 6 cylindrów? E tam. 8 cylindrów? Trochę zbyt oklepane. A gdyby tak pod maską znalazły się 4 cylindry? O, i to jest jakieś.

W końcu raczej nikt nie spodziewa się tego, że jeśli zajedziemy na miejsce samochodem, który wręcz ocieka premiumem, to na pytanie o to, co drzemie pod maską tego potwora, odpowiemy „a, 2 litry, 4 cylindry”. A w tych przypadkach możemy właśnie tak zrobić:

Mercedes AMG SL 43

Najprawdopodobniej król cenowy 4-cylindrowców. Ten przepiękny – choć może niekoniecznie w konfiguracji ze zdjęcia – model w bazowej odmianie wyposażono właśnie w 2-litrową, 4-cylindrową jednostkę, która generuje 381 KM i rozpędza niemieckiego roadstera do setki w mniej niż 5 sekund, więc raczej ostatni spod świateł nie będziemy.

Taka sama liczba cylindrów jak w naszej poprzedniej, służbowej Octavii (niezły awans, gratuluję), wymaga jednak w tym przypadku sporych nakładów finansowych. SL obecnej generacji startuje od niemal 650 000 zł, a jeśli poniesie nas fantazja i zaznaczymy wszystkie opcje, dokręcimy licznik cenowy do niemal okrągłego miliona złotych. Pełna „bańka” raczej nie jest możliwa, ale ale 969 000 zł spokojnie osiągniemy.

W rozmowach ze znajomymi możemy oczywiście tę kwotę zaokrąglić, podkreślając, że oczywiście mogliśmy kupić wersję z ośmioma cylindrami, no ale takie to wszyscy mają…

Land Rover Defender 110

Walka o drugie miejsce była zaciekła i ostatecznie wygrał ją dwulitrowy Defender, głównie dlatego, że w konfiguratorze oprócz zatrzęsienia standardowych opcji znajdziemy też gigantyczny zestaw akcesoriów, obejmujący m.in. miskę dla psa za niecałe 400 zł czy trójkąt ostrzegawczy za prawie 700 zł. Każdym z tych elementów na pewno można zrobić wrażenie, a do tego napoić psa oraz oznaczyć miejsce awarii. Lepiej tylko nie pomylić, co służy do czego.

Sam Defender za niemal 800 000 zł to natomiast wersja 110, czyli ta środkowa, jeśli chodzi o długość, i dwulitrowym benzyniakiem, wspomaganym jednostką elektryczną. Moc? 404 KM, aczkolwiek opinie na temat 2-litrowych hybryd LR są raczej mieszane

Mercedes C 63

Tutaj sytuacja jest o tym łatwiejsza do zaakceptowania niż w przypadku mnie-niż-400-konnego SL, że do dyspozycji dostajemy nie tylko 4 cylindry i 2 litry, ale i elektryczne wsparcie – w rezultacie koni mechanicznych jest tutaj aż 680, a do setki rozpędzimy się w 3,4 s. W sumie w sam raz, żeby zawstydzić kogoś z ośmioma cylindrami pod maską i zapytać, do czego – poza hałasowaniem – mają one niby służyć.

Cena? Klasa C kombi w tej wersji, z wszystkimi dodatkami i dość krępującym malowaniem, może być nasza za jedyne… 715 000 zł. Wychodzi prawie 180 000 zł za każdy cylinder – zdecydowanie na bogato.

 

Mercedes GLE Coupe

Niestety Mercedesowi nie udało się zająć całego podium, ale GLE Coupe w wersji 400 e, a więc z kombinacją 2 litry + prąd bez problemu daje się skonfigurować hen powyżej 600 000 zł. Nie zyskuje wprawdzie dzięki temu na urodzie ani nie staje się wizualnie sympatyczne, ale może i dobrze – tym bardziej zwraca na siebie uwagę, a 4 cylindry nie pasują tutaj w jeszcze większym stopniu.

Jeep Grand Cherokee

Niestety tutaj musimy już trochę spuścić z cenowego tonu, bo za dużo więcej niż pół miliona tego Jeepa nie kupimy. Na szczęście na naszą obronę – i dla spotęgowania zaskoczenia znajomych – Gran Cherokee nadrabia wymiarami i swoją ogólną amerykańskością – nikt nie spodziewa się, że pod maską terenówki o długości przekraczającej 4,9 m drzemie sobie spokojny i niezbyt wielki dwulitrowy silnik z czterema cylindrami (272 KM), do tego wspomagany napędem elektrycznym (145 KM).

 

A jeśli i to nie wystarczy, żeby zadziwić naszych znajomych, to zawsze możemy im pokazać magiczne lusterko albo ukryty wyświetlacz. W końcu amerykańskie samochody od lat słyną z prostoty i braku zbędnych gadżetów, więc dobrze, że nowego wielkiego Jeepa utrzymano również w tym duchu.

W sumie to nie ma co się śmiać, bo już niedługo 4 cylindry faktycznie mogą powszechnie tyle kosztować. A atrakcyjniejszą cenowo alternatywą będzie… zero cylindrów i to z jakimś egzotycznym logo z Chin.

Dlaczego nie narzekajmy, i śpieszmy się kochać cztery cylindry „Made in na zachodzie”.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać