REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Wiadomości

Może i mamy drogie paliwo, ale mamy. A u bratanków zaraz może go nie być

Nasi „bratankowie” z Węgier mają spory problem z cenami paliw. Rząd nieustannie im miesza, doprowadzając do sytuacji, w której sztucznie obniżone ceny uniemożliwiają stacjom benzynowym funkcjonowanie. Chcielibyście takiej sytuacji w Polsce? 

07.05.2024
11:19
Może i mamy drogie paliwo, ale mamy. A u bratanków zaraz może go nie być
REKLAMA

Rząd polski dotrzymał słowa – paliwo jest po 5,19 zł, tyle że nie za litr, a za 770 centymetrów sześciennych. Prawie się zgadza, nie ma z czego robić zagadnienia. Znacznie gorszą sytuację mają na Węgrzech, gdzie rząd na serio wziął się za regulację cen paliw, co w mniejszych miejscowościach i na wsiach skończy się ich realnym niedoborem. I to już od tego tygodnia.

REKLAMA

Cena benzyny w Węgrzech przekroczyła ostatnio znacząco poziom 7 zł

To jest mniej więcej 635-640 forintów za litr. Według serwisu e-petrol, rząd węgierski zażądał od stacji benzynowych, by w ciągu dwóch tygodni obniżyły ceny do poziomu maksymalnie 647 forintów za litr benzyny, to jest 7,11 zł. Olej napędowy ma kosztować maksymalnie 635 forintów, czyli 6,95 zł. Chodzi o to, by zrównać ceny paliw na Węgrzech z cenami w krajach ościennych, ponieważ mimo ograniczeń koncerny paliwowe (a właściwie jeden węgierski koncern MOL) wywindowały ceny w Węgrzech do poziomu wyższego o 3-5 proc. niż w Czechach czy Słowacji. Wymuszone przez ministra gospodarki Martona Nagy obniżki mają sięgnąć od 10 do 25 forintów na litrze.

Węgierscy kierowcy mogą więc powiedzieć: to super, że rząd coś dla nas robi

Tyle że to trochę tak nie działa, bo jeśli rząd zarazem nie zmniejszy choć minimalnie obciążeń podatkowych, to jedyne co „robi” to przymusza przedsiębiorców, by obniżyli marżę. O ile w przypadku wielkiego koncernu tymczasowe obniżenie marży niczego nie przewróci, o tyle wyobraźmy sobie sytuację, że prowadzimy stację benzynową gdzieś w głębokiej węgierskiej puszcie. I nagle pewnego dnia minister mówi: od piątku sprzedajesz o 25 forintów taniej. Ale twoja marża to 24 forinty na litrze, bo tak traktuje pomniejszych odbiorców węgierski monopolista naftowy. Wszystko przestaje się więc opłacać, nie ma sensu pracować, skoro każdy litr paliwa to strata, którą musisz pokryć z własnej kieszeni. Bardzo łatwo zarządza się cudzymi pieniędzmi, nie ponosząc z tego tytułu żadnych konsekwencji.

Węgrzy mieli już limit cen paliw. Było to w roku 2021

To wtedy przed wyborami wprowadzono maksymalną cenę benzyny i oleju napędowego na poziomie 6,05 zł za litr. Pod koniec roku 2022 limit zniesiono i ceny poszybowały w górę do poziomów nieznanych w innych krajach regionu. Benzyna skoczyła do 7,30 zł za litr, olej napędowy gdzieniegdzie kosztował aż 7,90 zł za litr. Wprawdzie potem sytuacja nieco się uspokoiła, ale później znowu ceny zaczęły rosnąć i stąd obecna interwencja ministra. Tyle że przy okazji poprzedniego limitu cenowego doszło do sytuacji, w której ok. 25 proc. stacji benzynowych w ogóle nie funkcjonowało z powodu braku zaopatrzenia. I były to często stacje w regionach rolniczych, gdzie nie bardzo da się jechać ciągnikiem 30-40 km do innej stacji z nadzieją, że może się zdąży załapać na pełny zbiornik.

REKLAMA

Czy rząd powinien w ogóle interweniować w sprawie cen paliw?

Moim zdaniem jest to samoregulujący się rynek. Przy pewnym poziomie cen popyt zacznie spadać, więc i ceny trochę się cofną. Tym sposobem wszystko utrzymuje się we względnej równowadze. Grzebanie przy tym powoduje niespodziewane i niepożądane dla kierowców efekty. W niektórych, znanych dobrze starszym czytelnikom przypadkach, może to spowodować reglamentację paliw i wprowadzenie systemu kartkowego. I wtedy ta cena 5,19 zł, podobno wcale nieobiecana przez polskiego premiera, na nic by się nam nie zdała.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA