REKLAMA

Oto ostatnia deska ratunku kolekcjonera. Korzystam z niej, gdy zawodzą sklepy muzyczne

„Ktoś inny wylicytował, nie udało ci się wygrać licytacji” – informuje mnie Allegro w mailu. Przeważnie takie wiadomości są jak grom z jasnego nieba. Oznaczają, że ktoś był szybszy i na ostatniej prostej zachował zimną krew, albo – co gorsze i bardziej prawdopodobne – zapomniałem i walkowerem wycofałem się z pasjonującej rywalizacji na finiszu.

Oto ostatnia deska ratunku kolekcjonera. Korzystam z niej, gdy zawodzą sklepy muzyczne
REKLAMA

Teraz porażka była wliczona w koszty. Przewidziałem, ba, zaplanowałem ją i zaakceptowałem jeszcze przed rozdaniem kart. Owszem, winyl był kuszący, to pierwsze wydanie, z inną okładką niż moja reedycja wydana po latach, ale bardziej cenię solowe dokonania niż aktywność w zespole. Uwielbiam również, żeby nie było wątpliwości, lecz to dalsza część moich kolekcjonerskich zainteresowań. Mam jasne priorytety.

REKLAMA

Udział w licytacji potraktowałem jako zabawę, delikatnie podbiłem cenę, by sprawdzić zapalczywość koleżanek i kolegów fanatyków (tak ich sobie wyobrażam), rozgrzałem towarzystwo i rozpędziłem wyścig, udowadniając przy okazji, że jeszcze komuś zależy, że ta płyta to jeszcze nie odpad, który lekką ręką trzeba odrzucić na śmietnik historii, skoro nikt nie chce jej nawet za marne 2,99 zł. Poszła za znacznie więcej, więc cieszę się radością zwycięzcy i tym, że zespół mojego ulubionego artysty dalej dociera do nowych (albo starych i ciągle wiernych, którzy uzupełniają kolekcję) fanów.

Miło jest zakładać maskę bohatera. Tego ratującego sztukę przed zapomnieniem, w ostatniej chwili wyciągającego z otchłani skarby, które dla sprzedającego były bezwartościowe. Ale jednak miło też płytę wyrwać z rąk innego fana, kolekcjonera, któremu zależało tylko trochę mniej i dlatego dalej nie podbijał stawki w tej niszczycielskiej grze. Czy to nie ostatni bastion fanatyzmu?

Owszem, przede wszystkim są koncerty, nawet grupki na Facebooku, ale… tak, to już nie to samo. Jeśli fora istnieją, to przy życiu utrzymuje je garstka ludzi. Czasami odwiedzam forum zespołu, którego dawniej słuchałem. Od czasu do czasu ktoś coś napisze, ale nie wzbudza to żadnego zainteresowania. Najgorsza z możliwych reakcji: zobojętnienie.

A przecież zespół dalej z powodzeniem koncertuje, wypuszcza płyty, wyprzedaje sale. Ludzie dalej żyją ich twórczością, ale niekoniecznie w internecie. Ma to swoje dobre strony, tyle że brakuje mi tego sieciowego fanatyzmu, którym tętniły fora. Przegrały z facebookową szyderą i ironią, tak powszechną w komentarzach,  kiedy do dyskusji dołączają też inni, chcący błyszczeć dystansem, poczuciem humoru (i dlatego powtarzają ten sam żart od 10 lat) i tym, że nic ich nie rusza, mogą pozwolić sobie na wszystko.

Być może mam pecha i słucham akurat takich wykonawców, których słuchacze nie potrzebują miejsca, gdzie można analizować piosenki z 1995 r. i pisać, że nie możesz doczekać się zbliżającej trasy koncertowej, ale mam też wrażenie, że na przykładzie wiernych słuchaczy najlepiej widać, jakiego spustoszenia dokonały media społecznościowe. Rozbiły poczucie jedności i solidarności. Trudno napisać, że podoba się jakiś utwór czy, broń boże, cała płyta, skoro wszyscy wiedzą, że pierwsze były najlepsze, teraz koncerty są słabe, bo tylko zespół sprzed 15 lat dawał radę.

Tak, na forach też to było – ale mimo wszystko bardziej wśród swoich, więc to co innego. A może tylko tak zmyślam, żeby pogodzić się z niepasującą rzeczywistością.

Rzecz jasna nie mam gwarancji, że odkupuję płytę od innego fana

Nawet jeśli teraz jest rozczarowany albo po prostu ogień w nim zgasł i dlatego pozbywa się kolekcji, to nadal w pewnym momencie swojego życia był to fan. Jego kolekcja była cenna, miała swoją historię.

Jest też mniej magiczny scenariusz. Być może sprzedawca znalazł płytę w zagranicznym lumpeksie, zaryzykował, że ktoś to kupi i sprzedaje trzy razy drożej niż sam wydał, czyli za 15 zł. Podejrzewam, że właśnie tak trafiło do mnie sporo singli na CD czy nawet winylu. Niektóre trzeba było wylicytować, przebijając innych – naiwnie wierzę, że byli to inni wierni słuchacze, którzy jak ja po cichu budują swoją kolekcję, a Allegro i inne serwisy aukcyjne są ostatnią szansą, by na to pozwolić.

Uwielbiam małe płytowe sklepiki i antykwariaty, jednak kiedy słucha się mimo wszystko popularnego, ale w Polsce raczej niszowego artysty, to naprawdę rzadko można w nich znaleźć coś dla siebie. Kiedy pytam sprzedawców o płyty, najpierw upewniają się, czy nie mam na myśli innej muzycznej legendy, której nazwisko brzmi podobnie.

- Tak, tak, kojarzę – kiwają głową, bo szczególnie im nie wypada się przyznać do niewiedzy – ale nie: od dawna niczego nie mamy.

Na Allegro codziennie pojawia się podsumowanie nowych ofert i zawsze coś się trafia. Wprawdzie znaczną większość już mam, ale i tak to miłe. Nie ma rozczarowania znanego z przeglądania fizycznych płyt w sieciówkach czy antykwariatach. „No cóż, może jutro” – myślę zamykając kartę. I czasami życzenie się spełnia: a to winyl, a to CD, a to kaseta.

Jest jeszcze archiwum aukcji. Wiem, że nie powinienem, ale zaglądam. W 2018 r. winylowy siedmiocalowy singiel, którego od dawna nie wiedziałem i boję się, że mogę nie zobaczyć, ktoś wylicytował za 17,50 zł. Dwa lata temu, a więc w momencie rozkwitu mojego fanatyzmu, inny singiel, na który poluję, poszedł za 13 zł.

To z jednej strony lista przegapionych szans i zmarnowanych okazji, ale z drugiej – ciągle gdzieś nadzieja się tli

REKLAMA

Płyty krążą, są w obiegu, może jeszcze powrócą. W moim ulubionym łódzkim antykwariacie, w którym książki tworzą ściany labiryntu, właściciel też potrafi szybko odpowiedzieć, że dany tytuł był, ale sprzedał się dwa tygodnie temu. Podejrzewam jednak, że miałby problem ze wskazaniem, że coś było w 2018 czy 2023 r. Tymczasem mam dowód i nadzieję, że otwierając jutro maila o tytule „zobacz X nowo dodanych ofert w Twoich 2 ulubionych wyszukiwaniach” znajdę coś, czego jeszcze nie mam.

Zdjęcie główne: Billy F Blume Jr / Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-02-28T08:56:26+01:00
Aktualizacja: 2025-02-27T21:32:46+01:00
Aktualizacja: 2025-02-27T20:48:50+01:00
Aktualizacja: 2025-02-27T16:51:27+01:00
Aktualizacja: 2025-02-27T13:43:32+01:00
Aktualizacja: 2025-02-27T12:15:25+01:00
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA