Sennheiser IE 200 - słuchawki, które udowadniają, że kabel ma sens. Recenzja
Gdyby przeprowadzić sondę na temat największej bolączki słuchawek przewodowych, pewnie na pierwszym miejscu byłby... cóż, właśnie kabel. Ile nerwów straciłem próbując rozwiązać supeł, który potrafił się stworzyć zaledwie po 30 sekundowym pobycie w kieszeni. W przypadku słuchawek Sennheiser IE 200 takich problemów mieć nie będziecie, a to nie jest ich jedyna zaleta.
W ostatnim czasie przewodowe słuchawki cieszą się coraz większą estymą. Sam wróciłem do modeli na kabel i nie wyobrażam sobie powrotu do bezprzewodowych. Jasne, potrafię docenić takie sprzęty, ale paradoksalnie to kabel daje mi więcej wolności. Przede wszystkim dlatego, że nie muszę martwić się, czy słuchawki są naładowane. Inni mogliby się ze mną zgodzić, ale dodadzą: no tak, tylko wszystkie łamigłówki niezbędne do odwiązania przewodów... Jest rozwiązanie.
Sennheiser IE 200 – kabel, który nie chce dać się zaplątać
Słuchawki lądowały w kieszeni. Na dnie plecaka, razem z ładowarkami i innymi przewodami. Wyciągałem je i już po chwili były proste jak drut, podczas gdy kabel od ładowarki do telefonu za mocno zaprzyjaźnił się z tym od laptopa. Po tygodniach testów jestem gotów zaproponować nowe powiedzenie: węzeł sennheiserowy, czyli potoczne określenie problemu, który rozwiązuje się w mgnieniu oka.
Kluczem do sukcesu jest wykonanie przewodu, który przypomina łańcuszek. "Plecionka" sprawia, że przewód łatwo w razie czego rozwiązać, ale rzadko kiedy będzie taka potrzeba, bo po prostu się nie łączy. Dzieje się za to rzecz odwrotna: kable odpychają się od siebie. Zastosowanie rozwiązania ma pewne estetyczne wady. Spotkałem się z opiniami, że przewód wygląda na tani. I rzeczywiście w dotyku nie jest to coś, co pasuje do niemałej przecież ceny (700 zł). Na dodatek sama prezencja jest wątpliwa – jak łańcuszek bieda-rapera.
To jednak detal. Jeżeli nie chodzicie na co dzień w garniturze, to trudno uznać to za wadę eliminującą zakup. Tym bardziej że przewód spełnia swoją najważniejszą rolę – nie plącze się. A słuchawki grają bardzo dobrze.
Są wręcz zaskakująco potężne jak na swój mały rozmiar
Zaskoczyła mnie głębia dźwięku, którą śmiało można porównać do tego, co słyszymy w słuchawkach nausznych, znacznie większych i bardziej otulających nas muzyką. W ostatnich dniach obsesyjnie słucham płyty "Southpaw Grammar" Morrisseya, nieco innej niż jego tradycyjne dokonania, bardziej eksperymentalnej i poszukującej. Znajdziemy na niej utwór "The Operation", który zaczyna się solówką perkusisty, trwającą dwie i pół minuty. Nie jest to płaski dźwięk, słychać "tło", jakbyśmy byli na dużej sali, słuchając muzyka grającego na żywo. Potem dołącza zespół, a to wejście jest niezwykle mocne, świeże, z werwą, ze słyszalnym echem rockabilly. Na koniec jest zaś szaleństwo, istna kakofonia, każdy gra swoje, jak na zakończeniu punk rockowego koncertu, a mimo to IE 200 pozwalają usłyszeć dokładnie detale. Niby to banał, ale nagle słyszy się chórek, którego wcześniej się nie odnotowało.
Gdybym miał jednym słowem opisać dźwięk IE 200, użyłbym określenia: ułożony. Może to kojarzyć się źle w kontekście słuchawek, ale wcale nie chodzi mi o "grzeczność". Słuchawki bardzo dobrze wiedzą, co mają grać, nie wpuszczając dźwięków przed szereg. Podoba mi się to w kontekście basu, który jakby prowadził całą kapelę, ale nie zwracał na siebie uwagi. I chociaż lubię, gdy jest on charakterystyczny – świetnie uwypuklają go nowe bezprzewodowe słuchawki Sony – to tutaj imponowała mi klasa, z jaką wybrzmiewa. Dla smakoszy: trzeba go sobie odkryć, by w pełni się nim cieszyć.
Istotnym elementem IE 200 jest ich konstrukcja. Słuchawki mają elastyczny pałąk, który pozwala nam założyć je za uszami. Ciągle nie mogę się przekonać do tej formy używania słuchawek, choć to raczej kwestia moich okularów i długich włosów. Mam wrażenie, że za uchem dzieje się za dużo, jakkolwiek dziwacznie to nie brzmi.
Nie można jednak odmówić tego, że rozwiązanie ma sens, bo słuchawki faktycznie dobrze trzymają się ucha. A w środku leżą wręcz idealnie. Czy zagłuszają otoczenie? Poniekąd tak, ale nie do końca – idąc ulicą słyszałem przejeżdżające obok samochody czy dźwięki karetki, ale nie na tyle, by przeszkadzały w odsłuchu podczas spaceru. Są lekkie i wygodne, mimo tej charakterystycznej formy zakładania, o której powiedziałem. Dużym plusem jest to, że bardzo łatwo lekko je odgiąć od ucha, jeżeli chcemy kogoś usłyszeć – nie trzeba wyciągać ich całkowicie.
Raczej nie traktowałbym tych słuchawek jako treningowych
Mam wrażenie, że kabel do ćwiczeń jest jednak trochę za krótki. Nawet podczas spacerów zdarzało mi się, że zahaczył np. o ramię plecaka. Przy większych ruchach ciała jedna ze słuchawek może "szarpać" za ucho.
Ale też producent raczej w plebiscycie "najlepsze słuchawki do siłowni" IE 200 nie miał zamiaru wystawiać. To idealne słuchawki na co dzień. Bardzo praktyczne ze względu na nieplątający się kabel, oferujące świetną jakość dźwięku. Cena jest wysoka, ale trudno być rozczarowanym – dostajemy porządną jakość i solidne wykonanie. Może nie zachwycają wyglądem (są bardzo, bardzo minimalistyczne i gdyby nie przewód, nie rzucałyby się w oczy), ale po prostu świetnie grają. I o to przecież chodzi.