Ludzie są zdziwieni, że Galaxy Note’a 9 nie warto wymieniać na Note’a 10. Serio?
W środę o 22:00 opublikowaliśmy na Spider’s Web serię materiałów o nowych Samsungach Galaxy Note. Zrobiliśmy newsa. Zrobiliśmy pierwsze wrażenia. Zrobiliśmy porównanie do konkurencji. Zrobiliśmy wideo. Pod materiałami na blogu, YouTubie, Facebooku i Twitterze pojawiły się głosy rozczarowanych (a może tak naprawdę to jednak szczęśliwych), że Note 10 nie daje żadnego powodu, aby wymienić Note’a 9 na nowszy model.
CZEGO WYŚCIE SIĘ SPODZIEWALI? - to była pierwsza moja myśl. I nie chodziło mi o to, że Samsungowi w tym roku absolutnie wszystko, co istotne, wyciekło przed premierą. Zastanawiam się jednak, jakiegoż to cudownego odświeżenia serii Note spodziewali się co poniektórzy.
Przecież Note 9 był smartfonem rewelacyjnym, doskonałym, znakomitym, wyśmienitym, znamienitym, świetnym, a przy tym pierwszorzędnym, wybornym idealnym, fantastycznym, ale również genialnym, perfekcyjnym, wybitnym, fenomenalnym, a jednocześnie nieprzeciętnym, wzorowym, boskim i mistrzowskim, popisowym, celującym - w tym miejscu ze smutkiem muszę skończyć to zdanie, ponieważ na stronie z synonimami wyczerpały się podpowiedzi.
Pierwszej klasy, najwyższej próby, bez zarzutu, na sto dwa, na piątkę, na medal, jak się patrzy - dobra, znalazłem jeszcze kilka.
Teraz już na poważnie. Jakie wady miał Note 9? Może był… nie wiem. Albo nie miał… nie wiem. Albo miał za mało… nie wiem. Albo…
Trudno się czegokolwiek doczepić, bo przecież Note 9 był smartfonem rewelacyjnym, doskonałym, znakomitym… Dobra, żartowałem.
To już nie te czasy, że smartfonom brakuje czegoś poważnego. Jeszcze kilka lat temu nawet sztandarowe smartfony były wybrakowane. A to jakiś nie miał czytnika linii papilarnych, a to jakiś nie miał odporności na wodę i pył, a to zapomniano o sensownym akumulatorze, a to przyoszczędzono na pamięci, a to nie było Dual SIM-a, a to aparat pozostawiał wiele do życzenia, a to obudowa była z tandetnego plastiku, itd.
Takie wady były i zdarzały się wszystkim producentom. Poświęćcie chwilę i rzućcie okiem na YouTubie na recenzje i porównania chociażby Galaxy Note’ów 3, 4 i 5. W ich epoce smartfony się jeszcze dynamicznie rozwijały. Nadrabiały zaległości. Ścigały konkurencję.
Dzisiaj smartfony są już dojrzałą kategorią produktów. Dojrzałą do znudzenia - piszę to jako fan nowych technologii, który momentami przysypia podczas relacji wideo z niby ważnych branżowych premier. iPhone X działa i wygląda jak iPhone XS. iPhone XI będzie do złudzenia przypominał XS-a. U Samsunga to samo - Galaxy S8 wygląda jak S9, a działa jak S10. Różnice są naciągane i wątpliwe, a nowe funkcje to często - wybaczcie angielskie słówko - gimmick. Czyli po naszemu: chwyt, haczyk, trik, sztuczka, machlojka, gadżet, etc. Mówiąc wprost: pierdoła.
Zobaczcie tylko na to, jak Samsung silił się, żeby z rysikiem Note’a 10 zrobić coś nowego:
Machanie w powietrzu? Jakieś dziwne gesty? To jest telefon Harrego Pottera czy topowy biznesowy smartfon? Odpowiedzi na te pytania prawdopodobnie nie zna nikt.
Nie marudzić. Cieszyć się
Dobra rada: przestańcie przestańmy marudzić, że nic istotnego się nie zmieniło. Cieszmy się, że smartfony, które mają rok, dwa lub trzy nadal są dobre i warto z nich korzystać.
Ktoś kiedyś powiedział, że operatorzy nauczyli nas, że telefony wymienia się co dwa lata, ale potem przyszedł Steve Jobs i powiedział, że nie wymieniać co roku, to wstyd. Te słowa były długo aktualne.
Ale już nie są. Nie trzeba wymieniać smartfona co roku. Wręcz nie ma sensu. Nie ma też powodów, aby wymieniać co dwa lata. Co trzy? To nadal kwestia dyskusyjna.