Oczywiście, że jest świetny. 24 godziny z Samsungiem Galaxy S10+
Minęła doba, odkąd testowy egzemplarz Samsunga Galaxy S10 Plus trafił w moje ręce. Jest kilka rzeczy, którymi urzekł mnie od razu. I kilka, które odrobinkę irytują już przy pierwszym kontakcie.
Patrzę na trzymaną w dłoni taflę szkła i aluminium, oczami wyobraźni widząc plik gotówki, który trzeba na tę taflę przeznaczyć. 4399 zł – tyle wynosi cena egzemplarza wyposażonego w 128 GB miejsca na dane. To mnóstwo pieniędzy, niezależnie od tego, co mówią o tym niektórzy przedstawiciele Samsunga.
Powiem więc uczciwie, że choć ekscytuje mnie ten telefon niemożebnie, jak żaden inny Galaxy przed nim, mam zamiar być wobec niego ponadprzeciętnie krytyczny. Bo telefon, na który statystyczny Polak musi pracować aż 28 dni, musi nie tyle spełniać oczekiwania, co wręcz dalece je przekraczać.
Niepopularna opinia – nie podoba mi się wygląd zewnętrzny Samsunga Galaxy S10+
To czysto subiektywny punkt widzenia, ale spędziwszy ostatnio trochę czasu z obłędnie wyglądającym Oppo Find X czy LG V40, nie potrafię westchnąć z zachwytu nad urodą nowego Galaxy. Nie powaliły mnie ani egzemplarze ze szklanymi pleckami, ani te z tyłem wykonanym z ceramiki. Inni producenci robią więcej, by ich smartfony odcinały się wizualnie od wizerunku typowej szklano-metalowej kanapki. Samsung tego robi.
Samsung zrobił za to jakieś czary-mary ze szkłem na pleckach i o dziwo nie jest ono tak śliskie, jak w innych szklanych smartfonach. Przynajmniej tak mi się wydaje; może po prostu trzymam go mocniej, żeby wart 4399 zł telefon nie gruchnął o ziemię…
Nie powaliło mnie też rozmieszczenie przycisków. Galaxy S10+ jest sporym telefonem, ale producent najwyraźniej nie uznał za stosowne dostosować układ klawiszy do gabarytów. I tak przycisk blokady ekranu jest niemożebnie wysoko, znacznie wyżej niż w iPhonie XS Max czy LG V40, przez co bardzo trudno do niego sięgnąć. Równie trudno jest – trzymając telefon prawą dłonią – sięgnąć do klawiszy głośności.
Od strony wygody obsługi Samsung Galaxy S10+ zdecydowanie wymaga przyzwyczajenia i regularnego rozciągania palców.
Powalający jest za to ekran.
Samsung nazywa wyświetlacz „z dziurką” Infinity-O Display. W przypadku Samsunga Galaxy S10+ powinno to być raczej Infinity-OO, bo dziurka jest dość długa, ale nie przeszkadza ona w codziennym użytkowaniu telefonu.
Tak naprawdę zwróciłem na nią uwagę tylko w dwóch przypadkach: w przeglądarce, gdzie na białym tle otwór dość mocno się odcina, oraz w aplikacjach wideo, gdzie – po rozciągnięciu obrazu na pełny ekran – zwyczajnie zasłania treść. Gdy oglądamy filmy w proporcjach 16:9 „oczko” chowa się między wygaszonymi pikselami wyświetlacza AMOLED. Gdy rozciągamy je na pełen ekran, nieco przeszkadza.
Nie da się jednak powiedzieć o tym ekranie nic innego jak to, że jest prześliczny. Idę o zakład, że panel w Galaxy S10 zostanie okrzyknięty najlepszym ekranem na rynku. Jest szalenie jasny (do 800 nitów, 1200 szczytowej jasności), bardzo wiernie odzwierciedla kolory i rozciąga się na cały front urządzenia, skutecznie tworząc iluzję trzymania w dłoni samego ekranu. Nie robi tego może aż tak dobrze, jak Oppo Find X, ale ramki są na tyle cieniutkie, że aż nieistotne.
Ekran okalają też zaskakująco dobre głośniki.
Nie byłem fanem głośników stereo w Galaxy S9, ale tutaj chyba w końcu udało się stworzyć układ, który może rywalizować z najlepszymi. Samsung Galaxy S10+ może nie gra tak głośno, jak LG V40, ani tak szczegółowo, jak Sony Xperia XZ3, ale oferuje na tyle głębokie, donośne brzmienie, że naprawdę trudno się przyczepić.
Obejrzałem na nim odcinek serialu i naprawdę nie czułem, żebym tracił cokolwiek istotnego względem konkurencji.
Co z tym czytnikiem?
Jedno z najczęściej zadawanych pytań, które padają w komentarzach pod tekstami o nowym Galaxy, jest to o czytnik linii papilarnych.
I tu muszę powiedzieć, że ultradźwiękowy czytnik umieszczony pod wyświetlaczem działa… tak sobie. Dowiedziałem się, że po części jest to wina przedpremierowego oprogramowania; przed debiutem rynkowym Galaxy S10 ma otrzymać jeszcze aktualizację, która usprawni działanie czytnika.
Na ten moment jednak nie zawsze poprawnie rejestruje on palec i działa bez porównania wolniej od fizycznego czytnika linii papilarnych. Według zapewnień Samsunga jest on jednak bardziej bezpieczny od zwykłych czytników.
Aktualizacja oprogramowania nie sprawi jednak, że w czytnik będzie łatwiej trafić. Brak fizycznej „podpowiedzi” gdzie położyć palec na ekranie odrobinę utrudnia odblokowanie ekranu. Może z czasem nabiorę wprawy, ale przez pierwszą dobę zdecydowanie wolałem odblokowywać ekran twarzą. Nie jest to może tak bezpieczne jak czytnik, ale działa wzorowo.
Oczywiście, że jest super-szybki.
Czy ktoś spodziewał się czegokolwiek innego? Połączenie procesora Exynos 9820, 8 GB RAM-u i 128 GB pamięci na dane musiało zaowocować idealnie płynnym działaniem. Nawet przy napakowanym funkcjami po brzegi oprogramowaniu ten telefon działa doskonale.
Oczywiście nie miałem jeszcze dość czasu, by przyjrzeć się wszystkim funkcjom, ale to, co już mogłem zobaczyć, nie pozostawiło do życzenia absolutnie nic.
Każde działanie wykonywane na Galaxy S10+ dokonuje się natychmiastowo, z płynnością, jakiej oczekujemy po telefonie wartym ponad 4000 zł. Swoje zrobiło też chłodzenie komorą parową, znane z Note’a 9 – nawet po godzinie oglądania serialu i kilkunastu minutach grania w wymagającą grę Galaxy S10+ robi się co najwyżej ciepły w dotyku, w żadnym wypadku gorący.
Oczywiście, że robi dobre zdjęcia.
Aparatowi w Galaxy S10+ poświęciłem osobny tekst, więc do niego was odsyłam. Funkcjom profesjonalnym w aparacie nowego smartfona przyjrzę się w najbliższych dniach, podobnie jak możliwościom wideo, ale aparat na pełnej automatyce robi znakomite zdjęcia, niezależnie od warunków.
Czy jednak robi lepsze zdjęcia od najlepszych smartfonów w stawce – Huawei Mate 20 Pro i iPhone’a XS? O tym przekonamy się dopiero w bezpośrednim porównaniu.
Oczywiście, że nie jest doskonały.
Samsung bardzo mocno chwali się funkcją, którą znamy już z Mate’a 20 Pro – dwustronnym ładowaniem bezprzewodowym. Możemy telefon zarówno ładować, jak i ładować inne urządzenia telefonem.
Już na prezentacji w Londynie okazało się, że funkcja nie jest tak intuicyjna, jak producent zachwala. Prowadząca prezentację przedstawicielka firmy nie mogła rozpocząć ładowania, bo zapomniała włączyć odpowiednią opcję w ustawieniach. A nawet gdy ją włączyła, chwilę zajęło, nim ładowanie zadziałało.
Ja z ładowaniem dwustronnym miałem dwojakie przeżycia. Z jednej strony Galaxy S10+ od razu zaczął ładować LG V40, gdy tylko położyłem na sobie smartfony. Z drugiej zaś, gdy próbowałem ładować bezprzewodowo nowe Galaxy Buds, musiałem bardzo pilnować, aby położyć słuchawki w odpowiednim miejscu. Wystarczy delikatnie spudłować, a ładowanie zostaje przerwane. Użyteczność tej funkcji póki co oceniam na marginalną, ale zobaczymy, może w miarę trwania testów zmienię zdanie.
Jestem też okrutnie rozczarowany faktem, że nie można przypisać przycisku wywoływania Bixby’ego.
Moje nadzieje rozbudziły zagraniczne portale, które napisały, że taka możliwość istnieje. I owszem – ale nie u nas. Zaznaczam, że może to być kwestia konkretnych egzemplarzy testowych, ale w tych urządzeniach, które dziennikarze z Polski otrzymali do recenzji, dodatkowego przycisku na obudowie nie da się przypisać do innej funkcji, niż do Bixby’ego.
A ten nadal jest równie bezużyteczny, jak był przy premierze Note’a 9. Zwłaszcza w zestawieniu z Asystentem Google’a, którego od ponad miesiąca każdy posiadacz nowego telefonu z Androidem może u siebie włączyć.
Oczywiście, że jest świetny.
Ale czy na tyle świetny, by wydać na niego 4400 zł? Na to pytanie odpowiem dopiero w pełnej recenzji.
Samsung Galaxy S10+ wiele rzeczy robi dobrze. Wybitnie wręcz. Ale to samo można powiedzieć o wielu urządzeniach na rynku, nierzadko kosztujących połowę kwoty, na jaką Samsung wycenił swój nowy smartfon.
Czas pokaże, czy nowy Galaxy wyróżnia się na tyle, aby usprawiedliwić ten kosztowny zakup. Zaczynamy testy!