Jestem znudzony technologiami, widziałem już wszystko, dookoła same porażki...
Z góry przepraszam za tak - ekhm - "kontrowersyjny" tytuł wpisu, ale zależy mi, żebyście go przeczytali. Poza tym, gdy poprzednią wersję nagłówka ("Konserwatysta w świecie technologii") pokazałem naszemu wydawcy, ten zwymiotował...
Prawdopodobnie tym tekstem podpisuję na siebie wyrok w redakcji Spider's Web. Oczywiście nie w oczach redaktora naczelnego, on mnie uwielbia. Ale w oczach niektórych czytelników na pewno. A to dlatego, że technologie przed kilkoma laty przestały mnie fascynować.
Nie zrozumcie mnie źle: dalej jestem gadżeciarzem, ale na przestrzeni ostatnich 2 lat większe wrażenie robi na mnie ekonomia, niż postęp. Ekonomia, skoro Xiaomi nauczyło się sprzedawać za 500 złotych smartfony lepsze od takich, za które jeszcze nie tak dawno temu płaciliśmy kilka tysięcy. Ale to już nie to samo, co jeszcze przed kilkoma laty, gdy Steve Jobs ósmego dnia stworzył iPhone'a i wiedział, że to było dobre.
Moda na sukces
Stawiam sobie trzy diagnozy, zapewne któraś jest trafna.
Po pierwsze innowacje się upowszechniły. Trafiła nam się era innowacyjności, wszystko musi być super innowacyjne, coraz trudniej sprzedać torebkę ryżu, jeśli na pudełko nie strzeli się jakiejś formułki o innowacyjnych metodach uprawy. No a jak na coś jest moda, to prawie na pewno jest to głupie. Nie powstaje dlatego, że naprawdę jest potrzebne, tylko za sprawą sztucznie budowanego popytu, by zapełnić zupełnie trzecioplanowe oczekiwania. I tak właśnie wygląda dzisiejsza scena nowych technologii, jakby wyszły spod planu jakiegoś wybitnie pretensjonalnego projektanta z rozpaczliwą nadzieją, że "a może chwyci".
Zresztą, spójrzcie na zdjęcie poniżej. Tak dziś mniej więcej wygląda typowy press pack z jakichś poważanych targów technologicznych.
Nadal jestem młodym człowiekiem, ale Spider's Web od lat czytam z miną znudzonego życiem satyra, z wyrazem twarzy towarzyszącym mniej więcej od 30 lat Piotrowi Najsztubowi, tkwiąc w pełnym przekonaniu, że "eee, to się nie uda".
Oczywiście nie jest to postawa życiowa, do której zachęcam. Pewnie jest nawet trochę demoralizująca. Jestem zupełnym przeciwieństwem redakcyjnego kolegi Karola Kopańko, który - gdyby tylko mógł - pewnie wczołgałby się do zamieszkanego mrowiska; on w takich chwilach - jak przyznaje - "czuje, że żyje".
Mnie niestety brakuje tej ciekawości świata. Może to parszywa cecha charakteru, rezultat wypalenia, a może jednak skutek doświadczenia, które pozwala inaczej patrzeć rozmaite sprawy. Wspomniany Karol Kopańko fascynuje się na przykład startupami. Ja zbyt wiele startupów widziałem z bliska, by wywierały na mnie pozytywne wrażenie.
Koniec Kolumbów technologii
Ale to zaczęło się o wiele wcześniej. "Muszę to mieć" po raz ostatni padło w 2009 roku na widok Motoroli Milestone, potem były już tylko kolejne ewolucje tego pomysłu. Tablety? No tak, w chwili premiery robiły na mnie wrażenie, ale nawet mając w kieszeni 3,7- calową Motorolę wyszedłem z założenia, że mając rower i samochód nie jest mi potrzebny motor. Tym bardziej czemu miałby być, gdy z czasem kolejne rowery rosły i dostawały nowe funkcje? Z politowaniem spoglądałem na projekt Google Glass, który od początku odrzucał mnie swoją futurystyczno-niepraktyczną ideą.
Przewidywałem, że ciężko będzie zrobić zawrotną karierę inteligentnym zegarkom i to nawet nie spodziewając się, że producenci stworzą nam półprodukty, które ostatecznie trafiły na sklepowe półki - brzydkie, ubogie w opcje, ze słabymi bateriami.
Nie tak dawno temu Nintendo prezentowało nową konsolę, z której jasno wynika, że chyba niczego nie nauczyli się na Wii U. Jest jeszcze ten cały VR, o którym słucham już tak długo, że prawie mi się znudziło, choć nawet jeszcze nie mam go w swoim domu.
Coś czuję, że i tu nie będzie zapowiadanej rewolucji w gamingu czy kinematografii, dużo szumu o nic, a koniec końców wrócimy do tradycyjnych rozwiązań. Kinect i Move też zresztą niczego w moim postrzeganiu świata nie zmieniły.
Unique doesn't mean useful
Telefony modułowe? Oh, gimme a break, jak mawia pewien popularny bywalec schowka na miotły. To właśnie ostatni materiał Łukasza skłonił mnie do dokonania tego antyprzełomowego coming outu.
Nie tylko obwołałem LG G5 koszmarem sennym transformersa, ale i z politowaniem spoglądam na iście lodówkowe magnesiki łukaszowej Motoroli. Żeby jeszcze producenci mieli jakiś pomysł na te moduły, to może... Ale zauważcie, że to jest zwykle "tu mamy doczepiany głośniczek, tu aparacik, a najlepsze dopiero w drodze" i... nic więcej wartego odnotowania się już w tej sprawie nie wydarzy.
Nieco mniej krytyczny jestem w odniesieniu do aplikacji, tutaj rzeczywiście dokonuje się przełom: Uber, Tinder, Pyszne.pl, gdyby umieli sobie zrobić działającą aplikację. Jest też Snapchat, którego niestety nie rozumiem, ale nawet ignorancja ma swoje granice, dlatego nie podejmę się oceny szans powodzenia tego projektu, póki ktoś mi wreszcie nie wytłumaczy o co w tym snapowaniu chodzi (nie żeby wielu nie próbowało).
Szaleni naukowcy jak z Kickstartera
Jeśli ktoś myśli, że sztukę dla sztuki uprawia Sony, LG albo Google, to znak, że nigdy dotąd nie był jeszcze na Kickstarterze.
To dopiero zbieranina szalonych wynalazców i naukowców rodem z hitów Hollywoodu. Ale nawet jeśli kompletnie nie przekonuje mnie do siebie 99% kickstarterowych inicjatyw, to przynajmniej... uważam, że to jest właśnie idealne miejsce dla "innowacyjności" w technologiach. Zupełnie niegroźne.
Tymczasem producenci znanych marek eksperymentują na nas, starając się wmówić, że to, co zrobili choćby ostatniemu flagowcowi LG czy ostatnim konsolom Nintendo, jest dobre.
Pomimo negacji kierunku, w którym zmierza świat współczesnej technologii użytkowej, nie mam wątpliwości, że tego typu eksperymentowanie i nieudane pomysły są potrzebne. Jak nie w tym czy następnym roku, to w perspektywie nawet 20 lat.
Przecież VR to nie jest zupełnie nowy pomysł, pamiętam redaktorów Secret Service obklejonych w 1995 zabawnymi hełmofonami. I kto wie, może za kolejne dwie dekady ktoś w końcu zrobi taki VR, który odmieni losy całego świata. Rzecz w tym, że trudno jest mi winić siebie, nieciekawego świata konformistę, że swoje wybory kieruję w stronę firm, które cały czas nudzą mnie swoimi smartfonami, konsolami, komputerami, tylko po prostu starają się je robić coraz lepiej.
Ewolucja. Ewolucja doprowadziła nas tu, gdzie są dzisiejsze komputery, którym zresztą powoli zaczyna brakować już przestrzeni do rozwoju. Dzisiejszy smartfon to wyewoluowana formuła innowacji z 2007 roku. Najpopularniejsze konsole stacjonarne rozwijają blisko dwudziestoletnie koncepcje. A innowacje?
Innowacje zostawmy do opisywania blogerom technologicznym.
*Fot. wykorzystana w art. pochodzi ze zbiorów Beijing Institute of Fashion Technology and Taiwan Shih Chien University, autor nieznany.
[youtube]