Gdy debiutował, żyliśmy w zupełnie innej rzeczywistości, a dziś nadal wychowuje młodych graczy. CD-Action kończy 20 lat!
To będzie zasłużona laurka dla CD-Action, z wielu powodów, także osobistych. Tego ostatniego akurat jestem pewien - gdybym w 1998 roku nie spotkał na swojej drodze Smugglera i jego wesołej paczki, moje życie niemal na pewno potoczyłoby się w innym kierunku.
Może robiłbym najlepszą pizzę w całym Płocku, może zostałbym archeologiem, a może dośrodkowywałbym dziś piłki na głowę Roberta Lewandowskiego w Reprezentacji Polski (ok, myślę, że to akurat możemy z dużą dozą pewności wykluczyć). Na pewno nigdy nie zrobiłbym swoich pierwszych stron internetowych, bo to na płycie CD-Action znalazłem Pajączka. Nigdy nie opanowałbym podstaw obróbki grafiki na komputerze, gdyby nie umożliwił mi tego Paint Shop Pro ukryty na jednym z kompaktów.
Wreszcie, pewnie nigdy nie napisałbym swojego pierwszego artykułu, choć to od beta-testu Deluxe Ski Jump 3 w 2004 roku się zaczęło (ostatecznie niewydrukowanego). Może i tak zostałbym prawnikiem, tego wykluczyć akurat nie mogę, ale jestem niemal pewny, że bez CD-Action nigdy nie spotkałbym się z Wami na łamach Spider's Web (nie przeklinajcie ich za to zbyt mocno, nie dziś). Uzewnętrzniam się tak, bo wierzę, że w całej Polsce takich historii jak moja - nawet jeśli opartych na innych scenariuszach - może być nawet kilkadziesiąt tysięcy.
Od 20 lat w kioskach, to zjawisko może zmieniać ludzkie życia...
Kiedy CD-Action debiutował w 1996 roku, żyliśmy w zupełnie innej rzeczywistości. Prezydentem dopiero zaczynał być Aleksander Kwaśniewski, a swoje pierwsze kroki jako premier stawiał Włodzimierz Cimoszewicz. Byliśmy narodem biednym jak mysz kościelna. Nie było nas w NATO ani Unii Europejskiej. W polskich domach pecety powoli wypierały Amigę i Atari. W radiu niepodzielnie rządziła Makumba, Orła cień i oczywiście Coco Jambo. Polska pasjonowała się zmierzającą powoli ku końcowi karierą Andrzeja Gołoty. Jeśli nadal nie wierzycie, że 1996 rok to kompletnie inna rzeczywistość - dowód ostateczny: polskie kluby występowały w piłkarskiej Lidze Mistrzów. To jest niesamowite, ale pewnie nawet na Spider's Web znajdzie się masa czytelników, których nawet nie było na świecie, kiedy do kiosków trafiał pierwszy numer magazynu!
Nie będę tutaj streszczał rynku ani stanu kondycji prasy o grach komputerowych w 1996 roku. Redakcja CD-Action i tak chełpi się tym przy każdej możliwej okazji. Generalnie dobrze było być wtedy prasą piszącą o technologiach na papierze. Ale jest prawdą, że pomimo dość przychylnego rynku, weszli do gry z pozycji niemal kompletnego outsidera, mając za sobą stosunkowo niewielki Silver Shark z ich PC Formatem. Projekt był ryzykowny. Magazyn z dołączoną na stałe płytą, wcale nie taki znów najtańszy, w czasach, gdy większość Polaków nie miała komputera, a ci, co mieli, często jeszcze ograniczali się tylko do stacji dyskietek.
Ale się udało. Ja na pokład wskoczyłem w sierpniu 1998 roku, to była miłość od pierwszego wejrzenia, już nie puściła. Dla dziesięciolatka, który do tej pory mógł z kolegą co najwyżej podyskutować o drugim Tomb Raiderze, to był kontakt z zupełnie nowym światem. Recenzje, zapowiedzi, wszystko fajnie, ale od samego początku wciągał ten aspekt społecznościowy CDA, rozwinięta publicystyka, no i oczywiście Action Redaction. Papierowy protoplasta for dyskusyjnych i Facebooka z błyskotliwym wówczas jeszcze prowadzącym. Choć - warto podkreślić - miałem przez długi czas zastrzeżenia do korekty czasopisma, która non stop przepuszczała jakieś dwukropki i niezamknięte nawiasy. ;)
Krótko potem, na skutek przejęcia przez Future Network, rozpoczął się w mojej ocenie najlepszy okres w historii CD-Action. Od listopada 1999 roku do czerwca 2001 roku każdy z numerów liczył sobie 200 stron i był jak worek z prezentami dla młodego geeka - gry, publicystyka, trochę sprzętu, świetne przedruki tekstów o oprogramowaniu i wprowadzenie do korzystania z raczkującej wówczas jeszcze sieci. No i aż 4 strony Action Redaction!
Potem, stopniowo, chemia między nami zaczęła wygasać. Po latach diagnozuję to tak. Kiedy zaczynałem przygodę z CD-Action, było ono adresowane do licealistów i studentów. Jako uczeń podstawówki nie wszystko łapałem, ale jeśli już mi się udało, to byłem podwójnie zadowolony - że doskoczyłem. Mnie jednak lat przybywało, zaś kolejny wydawca - Bauer - zaczął pismo odmładzać, ewidentnie starając się objąć swoim zasięgiem także młodsze grupy docelowe. Kiedy w 2006 roku zdałem sobie sprawę, że od 3 lat kupuję CD-Action, a lekturę ograniczam głównie do działu z humorem i listami, a ten ostatni na dodatek przestał mnie bawić będąc tylko popłuczynami po magii realnie istniejącego już w tym czasie Internetu, więzy się rozluźniły.
Zresztą, Internet odbierał mi przyjemność z CD-Action z każdym kolejnym rokiem.
Smuggler wykłócał się na forach internetowych na tematy polityczne, zaś zawartość każdego numeru była znana na tydzień, zanim pojawił się w kioskach. Młodzież nie zrozumie, ale ten specyficzny rodzaj sportu, nazwijmy go cdactionigiem, gdy między 20 a 25 dniem każdego miesiąca ruszało się w tournee po salonach prasowych "bo może już jest", jest jednym z bardziej sympatycznych wspomnień młodości. I ten dreszczyk emocji, gdy pani kioskarka podawała CD-Action, zaś nam odsłaniała się nieznana jeszcze zawartość numeru i dołączonych do niego płyt - mogłoby się wydawać, że ta chwila trwała 15 minut.
Żeby było jasne. Nie wiem czy przez ostatnich 20 lat zagrałem może w 5 pełnych wersji gier z CD-Action. Na pewno zagrywałem się w pierwszych Heroes of Might & Magic, GTA i oba Fallouty. Wbrew popularnemu mitowi CDA wcale nie kupowało się tylko dla płyt, a sam jestem koronnym świadkiem, że dla wielu był to zupełnie zbędny gadżet. Z których najbardziej cieszył mnie dział Bonus 1 i Action Mag. Czyli znów, taka namiastka Internetu w czasach, gdy bezlitośnie biły impulsy - o ile ktoś w ogóle miał modem.
Dwadzieścia lat!
Dwadzieścia lat. I nadal są w niezłej kondycji. Ja już dzisiaj CD-Action nie czytam, jutro - kiedy jubileuszowy numer trafi do kiosków - zrobię oczywiście wyjątek w przerwie od raczenia się fantastycznym Pixelem, który postarzał się razem z graczami. Natomiast nie wiem, czy macie takie wrażenie, że będące fenomenem na polskim rynku CDA nie jest razem z Top Secret, Secret Service, Gamblerem czy Resetem uwzględniane w katalogu tzw. pism kultowych. Być może w tym Panteonie nie da się stanąć za życia. W przededniu upadku prasy drukowanej, zwłaszcza technologicznej, życzymy więc CD-Action i całej jego ekipie, by przez kolejne dekady trzymali się z dala od tej kultowości, wychowując kolejne pokolenia nowych graczy i - cóż - dzieci swoich pierwszych czytelników.