REKLAMA

Czytnik Vedia eReader K10 - zaskakująco dobry, tańszy konkurent dla Kindle. Recenzja Spider's Web

Uwielbiam ebooki i od początku przygody z elektroniczną książką jestem fanem Kindle, w które wyposażyłem połowę swojej rodziny. Czytniki Amazonu mają niestety kilka wad. Z powodu braku polskiego menu i możliwości odczytu formatu .epub, jeden z członków mojej familii zdecydował się na zakup konkurencyjnego produktu. Jest nim Vedia eReader K10. Postanowiłem sprawdzić, czy inwestycja w ten produkt była dobrą decyzją.

Czytnik Vedia eReader K10 – zaskakująco dobry, tańszy konkurent dla Kindle. Recenzja Spider’s Web
REKLAMA

Z początku byłem bardzo sceptyczny jeśli chodzi o ebooki. Uwielbiam czytać, a połowę szafek w moim pokoju wypełniają papierowe książki. Czytanie z ekranu wydawało mi się herezją, ale jako rasowy geek i miłośnik gadżetów zdecydowałem się sprawdzić Kindle na własnej skórze. I żałuję, ale tylko tego, że zdecydowałem się na ten krok tak późno! Przyznam jednak, że po zrobieniu wywiadu środowiskowego nawet nie zastanawiałem się nawet przez chwilę nad urządzeniem innej firmy, niż Amazon.

REKLAMA

Kindle a konkurencja

Powodów jest kilka. Po pierwsze, Kindle sprzedawane są po prostu bardzo tanio. Amazon woli zarabiać na sprzedawanych treściach, niż na urządzeniach, dlatego produktom innych firm trudno konkurować pod względem stosunku ceny do jakości. Nawet po doliczeniu kosztu samodzielnego sprowadzenia urządzenia do Polski - bądź marży sklepu jak Vobis czy Tesco, ew. sprzedawcy z Allegro - jest on relatywnie tani względem konkurencji.

Ale cena to nie wszystko. W moim przypadku poważnym minusem czytników innych niż Kindle jest brak wsparcia ekosystemu Amazonu. I nie zmienia tego fakt, że Amazon nie jest oficjalnie dostępny w Polsce i jego oferta to wyłącznie tytuły w języku angielskim. Moduł Wi-Fi w urządzeniu ma masę innych zastosowań, niż przesył książek nabytych bezpośrednio od producenta urządzenia.

Na swój czytnik mogę jednym kliknięciem wysłać książkę kupioną w polskiej księgarni, czy też czytany właśnie artykuł na blogu, prosto z przeglądarki. I to bez podłączania urządzenia do komputera, wszystko odbywa się poprzez połączenie internetowe i oficjalne Send to Kindle! Książki i dokumenty zapisywane są na moim koncie, dzięki czemu mam do nich dostęp nawet po ich usunięciu z urządzenia. Co więcej, ostatnia przeczytana strona książki synchronizuje mi się w obie strony z aplikacją Kindle na smartfonie. To naprawdę szalenie wygodne rozwiązanie.

Vedia eReader K10 jako alternatywa

Zagranicznego pochodzenie Kindle’a oraz zamknięcie urządzenia na “jeden słuszny format”i ekosystem producenta ma oczywiście swoje wady. Jedną z nich, z której mało osób sobie zdaje sprawę, jest brak polskiego menu. Inną jest brak możliwości prostego korzystania z popularnych formatów plików, takich jak epub. Coraz więcej książek można co prawda nabyć jako odczytywany przez Kindle format .mobi, ale jeśli ktoś posiada sporą elektroniczną bibliotekę w .epub, to konwersja plików do formatu Amazonu może być bardzo czasochłonna. Więc może jednak warto kupić inny produkt?

Jak wspomniałem na początku, sam skusiłem się na Kindle i obdarowałem nim kilkoro członków rodziny, ale mój tata się wyłamał i postanowił zakupić sobie czytnik innej firmy (po tym jak poleciłem mu iPhone’a 5 już mi nie ufa w sprawie sprzętu elektronicznego...). Dla niego funkcje sieciowe są nieistotne i woli korzystać z przesyłania plików USB, więc argument o ekosystemie i wbudowanym słowniku - gdyż czyta wyłącznie po polsku - nie miał racji bytu. Istotną przyczyną szukania innego produktu była też własnie kompatybilność z innymi formatami plików oraz właśnie polski język w menu. Dostępny na Allegro Vedia K10 rozwiązywał te problemy.

Kształt i wygoda użytkowania

Vedia K10 jest nieco większy od Kindle Classic, ale nadal lekki i poręczny. Chociaż przyciski są gorszej jakości, to nie można zapomnieć, że głównym zadaniem czytnika jest przecież wyświetlanie tekstu, a przycisków używa się względnie rzadko. Po lewej i po prawej stronie czytnika znajdują się klawisze zmiany strony, wstecz i dalej. Pod ekranem znajdują się cztery przyciski funkcyjne, w tym lupa, menu i home, a po środku czterokierunkowy d-pad i przycisk wyboru - układ bardzo zbliżony do Kindle.

Pod spodem czytnika znajduje się natomiast przycisk wybudzania urządzenia, port microUSB do ładowania i przesyłu danych oraz slot na kartę microSD. I chociaż Kindle nie posiada slotu microSD to nie uznaję go za wadę. Kilka gigabajtów wbudowanej pamięci na książki to w sytuacji, gdy jedna pozycja zajmuje kilka megabajtów, moim zdaniem i tak aż nadto miejsca na trzymanie swojej biblioteki. Dlatego możliwość rozbudowy pamięci o dodatkowe gigabajty nie jest argumentem nad wyższością K10 nad innymi czytnikami.

Swoją drogą jeśli chodzi o obudowę czytnika, przypadkiem zauważyłem jeszcze jedną rzecz, na którą wcześniej w życiu bym nie zwrócił uwagi: czytanie przy świetle z np. lampki nocnej. Vedia posiada dość głęboko osadzony ekran. Podczas czytania kilkukrotnie pierwszą linię tekstu przysłonił mi padający z umieszczonej pod skosem lampki cień, co w Kindle nie ma miejsca przy takiej samej pozycji. Jeśli ktoś często czyta przy słabym świetle warto pomyśleć nad dodatkową lampką (całkiem niezły model Energizera można kupić za kilkanaście złotych w salonie InMedio) - ewentualnie zakup Kindle Paperwhite, jeśli budżet na to pozwoli.

Vedia może kusić jeszcze jednym - wraz z czytnikiem dostępne jest etui. Ale jak można było się spodziewać, jest ono po prostu kiepskiej jakości. Zresztą sam preferuję czytanie z “gołego” Kindle’a, a w czasie transportu chowam go do pokrowca, która kupiłem za kilkanaście złotych na Allegro, więc tego - tak jak slotu microSD - nie uznałbym za argument przemawiający za zakupem czytnika Vedia K10.

Jeśli chodzi o urządzenie i jego jakość, to ciężko mi się po tak krótkim czasie wypowiedzieć na temat umieszczonego w nim akumulatora. Ale tak naprawdę przyzwyczajeni już jesteśmy, że smartfony i tablety ładujemy codziennie, więc to, czy czytnik wytrzyma na jednym ładowaniu tydzień, czy też miesiąc, nie stanowi tak naprawdę żadnej różnicy.

Wspierane formaty i obsługa .pdf

Niezaprzeczalną zaletą czytnik Vedia K10 jest większa dowolność w doborze czytanych materiałów. Wśród obsługiwanych formatów znajdują się jednocześnie .epub oraz .mobi. Dlaczego to jest istotne? Kindle obsługuje .mobi ale nie odczytuje plików w formacie .epub, podczas gdy wiele czytników z tej półki cenowej zupełnie na odwrót (wsparcie .epub, brak wsparcia .mobi). Możliwość czytania książek w dowolnym formacie uznaję spory plus urządzenia.

Kolejną dużą zaletą jest obsługa plików .pdf, wraz z możliwością powiększania tekstu i wyświetlania obrazków i grafik. Jeśli tylko plik nie składa się z samych skanów, a zwykłego tekstu z dodatkiem ilustracji, można wielkość liter niemal dowolnie dostosować do potrzeb. I jasne, Kindle też obsłuży .pdf - ale w jego przypadku można powiększać wyłącznie całą stronę, co jest strasznie problematyczne podczas czytania. Trzeba się niepotrzebnie naklikać, w dodatku czytanie w większości ma sens tylko w trybie poziomym.

Stabilność oprogramowania

Jak wspominałem, software w Vedia K10 jest przetłumaczony na język polski. Obsługa samego czytnika jest intuicyjna, a wszystkie opcje są sensownie rozmieszczone i nie ma się do czego przyczepić. Ale równie ważna jest stabilność w działaniu czytnika. Co z tego, że obsłuży on więcej formatów, powiększy .pdf, jeśli w ojczystym języku wyświetli się zamiast książki komunikat o błędzie odczytu?

Co prawda model, z którym miałem do czynienia, nie sprawiał problemów, ale w sieci czytam wiele negatywnych opinii. Użytkownicy forum.eksiazki.org skarżą się, że Vedia K10 potrafi się zawiesić przy odczycie pliku .epub o rozmiarze kilku megabajtów. Później jest problem przy usunięciu pliku z pamięci, ponownym uruchomieniu urządzenia. Nie nastraja to optymistycznie, gdzie w przypadku Kindle nie miałem nigdy żadnych problemów, ani o takowych nie słyszałem.

Występuje też czasem dość spory problem. Po wyłączeniu i włączeniu czytnika, zdarza się, że Vedia K10 zapomni ustawień czcionki. Skutkuje to tym, że w książce pojawia się domyślny font - ten, który ma problem z polskimi znakami (o którym piszę szerzej poniżej). A ponieważ najwidoczniej ten czytnik zapamiętuje pozycję czytania względem przewróconych stron, a nie ilości znaków, to taka automatyczna zmiana literek na mniejsze lub większe przerzuca ostatnio czytaną  stronę o kilka lub nawet kilkanaście pozycji. Trzeba pamiętać, który font i wielkość były ustawione dla każdej z książek i przywracać te ustawienia każdorazowo przy powrocie do lektury. To bardzo uciążliwe.

I swoją drogą w tym momencie przypominam sobie o możliwości połączenia mojego czytnika przez Wi-Fi z chmurą Amazonu. Czytnik resetowałem do ustawień fabrycznych raz, ale po połączeniu przez Wi-Fi wszystkie moje książki (zarówno te kupione przez Amazon, jak i te przesłane przez Send to Kindle) zostały automatycznie pobrane ponownie, razem z informacją o tym, na której stronie skończyłem czytać. Tak samo jest w przypadku zmiany czytnika na nowy model.

Polskie znaki

Obsługa polskich znaków to bardzo ważny element oprogramowania, a z tym w przypadku Vedia K10 bywają niestety problemy. Samo przetłumaczenie menu to połowa sukcesu, ale z bólem stwierdzam, że polskie litery pobierane są z innego fonta, niż czcionka systemowa. Przez to różnią się rozmiarem i wygląda to nieco pokracznie. I niestety problem na menu się nie kończy.

Podobnie wygląda to w przypadku czytania plików .mobi podczas użycia z jednej z dostępnym czcionek; na szczęście da się dobrać font o nazwie serif_bold, przy której problem nie występuje, ale ten krój pisma nie musi z kolei każdemu pasować. Dodam też, że problemu nie mają pliki .epub oraz .pdf, gdzie informacje na temat wyglądu liter pobierane są z samego pliki. Producent otrzymywał już sygnały w tej sprawie, ale do czasu pisania tego tekstu problem nie został usunięty. Istnieje jednak szansa, że pojawi się aktualizacja oprogramowania.

Jakość ekranu

Na koniec pozostawiłem jeszcze jedną istotną, jeśli nie najważniejszą kwestię: jakość ekranu i renderowanych liter. I muszę przyznać, że tutaj spotkało mnie miłe zaskoczenie. Abstrahując od problemu z wyświetlaniem polskich znaków, sam ekran jest całkiem niezły. Tekst jest czytelny, litery są w miarę ostre, można wybrać też kilka wielkości czcionki w zależności od upodobań - zresztą możliwość zmiany wielkości tekstu to spora przewaga czytnika ebooków nad papierową książką, zwłaszcza dla starszych osób.

Jednak nie ma co się oszukiwać. Umieszczenie czytnika Vedia K10 obok Kindle pokazuje, że oba urządzenia pochodzą z innej półki jakościowej (i cenowej). Tekst na Kindle jest znacznie bardziej ostry, litery są dużo wyraźniejsze. Moim zdaniem ma to wyraźny wpływ na komfort czytania i warto zainwestować te 100, a nawet 150zł więcej w Kindle. Ale oczywiście nie każdy będzie przywiązywał tak dużą wagę do jakości wyświetlanego tekstu jak ja, więc przed decyzją o zakupie najlepiej porównać urządzenia samodzielnie.

Cena czyni cuda

Od początku byłem sceptycznie nastawiony do pomysłu zakupu innego czytnika niż Kindle, mimo atrakcyjnej ceny. Na aukcji Allegro oferowany był w cenie około 330zł, podczas gdy średnio Kindle Classic kosztował w tym samym okresie 450. I chociaż z jednej strony nie jest to ogromna kwota, to z drugiej to jednak jedna trzecia ceny. Dla sporej ilości osób to może być ważny argument podczas decyzji o zakupie. Ale nie wiem jak Wy, ale ja już się nauczyłem, że najniższa możliwa cena nie powinna być czynnikiem decydującym o wyborze sprzętu.

Wiele osób może też zwrócić uwagę na to, że czytnik obejmuje dwuletnia gwarancja, w przeciwieństwie do roku oferowanego przez Amazon. Jasne, to dość dobry argument za Vedia K10. Należy jednak pamiętać o tym, że czytniki Kindle często są wymieniane na nowe, nawet jeśli usterka powstała z winy użytkownika, a producent najpierw wysyła na swój koszt, nie zadając zbyt wielu pytań, nowy czytnik - prosząc jedynie o odesłanie uszkodzonego egzemplarza.

I tak na koniec - czy z czystym sumieniem mogę polecić Vedia eReader K10? Krótko mówiąc, nie. Rozumiem, że nie każdemu potrzeba Wi-Fi i słownika, ale jednak czytanie na Kindle to znacznie przyjemniejsze doświadczenie, głównie za sprawą lepszej jakości ekranu. Jeśli użytkownik planuje uruchamiać na nim głównie pliki w formacie .mobi, to Kindle nie ma sobie równych.

REKLAMA

Alternatywę w postaci Vedia K10 rozważyłbym wyłącznie w przypadku konieczności otwierania dużej ilości plików PDF, posiadania sporej biblioteki w .epub. W każdym innym przypadku gorąco polecam dołożenie nieco więcej złotówek i kupno Kindle.

I zaznaczam na koniec, że porównuję wyłącznie dwa urządzenia. Z żadnym innym czytnikiem niż Kindle 4 Classic i Vedia K10 nie miałem na tyle styczności, by się o nich w kontekście innego sprzętu wypowiadać.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA