Toyota Sienna powinna trafić do Europy. Spalanie nie jest żadnym problemem

Zdarza mi się sporo jeździć samochodem. Nie po mieście, po mieście to mogą jeździć kurierzy i taksówki. Porządny człowiek po mieście jeździ wszystkim, tylko nie samochodem. Ale w trasie to jest zupełnie inna bajka, tam chcę się rozsiąść, włączyć aktywny tempomat, zamordować wszystkie osobowy spychające innych światłami z lewego pasa, a potem to już tylko się zrelaksować.

Czasami mógłby nawet wziąć na pokład rodzinę, jak już muszę. Bagaże wsypałbym do środka wiadrem i przykrył kocem w kratę. Każdemu z pasażerów ustawił oddzielną muzykę i temperaturę w jego strefie, a następnie przykazał by się do mnie nie odzywali przez najbliższe 2 000 kilometrów.

Tak to widzę, gdy marzę o tym, by w Europie oferowano minivany dostępne w USA. Oto, tak ze trzy powody, a może i cztery, żeby wprowadzić Toyotę Siennę na europejski rynek i tylko jeden przeciw.

SUV-y wyparły minivany z Europy, ale nie jest tak, że takich samochodów kompletnie nikt nie chce. Trzeba tylko inaczej sobie radzić i samochód sprowadzić za wielkiej wody. Na to rozwiązanie decyduje się wiele osób.

W ostatnim roku import samochodów z USA do Polski wzrósł i to o 9 proc. To o tyle ciekawe, że ze wszystkich innych krajów, wiadomo dlaczego - hasztag covid, liczba sprowadzonych samochodów spadła i to mocno. Import z USA do krajów europejskich wzrósł od 2015 roku prawie trzykrotnie. Kogoś tu chyba nie do końca zadowala europejska oferta.

W tej fali popularności aut z USA, w czołówce rankingu, przez wiele lat mieściła się Toyota Sienna. Ostatnio przegrywała z innym minivanem, w roku 2019 na piątym miejscu najchętniej importowanych samochodów z USA znalazł się Chrysler Voyager. Polacy wciąż próbują jeździć rodzinnymi samochodami. W ostanim roku w pierwszej 20. najchętniej sprowadzanych modeli do Polski znalazły się Opel Meriva i Renault Scenic, a crossovery reprezentował tylko Nissan Qashqai, SUV-ów zabrakło.

Jeśli to nie jest tęsknota za minivanami, lub chociaż ich namiastką, to cofam moje noworoczne postanowienie, będę płakał i przerzucę się na niejedzenie słodyczy. Lecz wolałbym tego nie robić, bo lubię słodycze. Popularność samochodów z USA to dowód na to, że jest zapotrzebowanie na minivany.

Nowa wersja Toyoty Sienny jest dostępna wyłącznie z napędem hybrydowym, co czyni ją idealnym kandydatem do uzupełnienie europejskiej gamy. Ma 245 KM mocy generowane z 4-cylindrowego silnika benzynowego, wspieranego przez 2 lub 3 silniki elektryczne. Jej przednionapędowa wersja potrafi osiągnąć zużycie paliwa na poziomie 6,5 litra na sto kilometrów. Wprawdzie to dane katalogowe, ale wprowadzony do Europy Highlander ma zużywać najmniej 6,6 litra.

Nie ma więc przeszkód by zagościła w ofercie, Toyota Sienna nie zawyżyłaby średniej emisji dwutlenku węgla w gamie tego producenta, bardziej niż robi to ten wielki SUV. Największa przeszkoda jest pokonana już na starcie.

Może nie każdy, kto kupuje wielkiego SUV-a, pragnie zdominować innych na drodze i w tym celu jest gotów wozić ze sobą masę blachy i powietrza, zamiast bagaży i pasażerów. Może niektórzy posiadacze SUV-ów wielkości trzydrzwiowej szafy jednak potrzebują tak dużej przestrzeni i to właśnie dlatego kupują samochód tych rozmiarów, wbrew obiegowym opiniom o pogoni za domniemanym szacunkiem wynikającym z wielkości pojazdu. Minivan z USA dla tych osób jest samochodem idealnym, to nie musi być Sienna.

Ten tekst jest o Toyocie Siennie, a nie Hondzie Odyssey (tego minivana również mam na moim plakacie marzeń), bo Honda nie planuje wprowadzać żadnego monstrum do europejskiej oferty. To Toyota jest marką, która może sobie pozwolić na wprowadzenie do swojej gamy wielkiego samochodu, nie bojąc się kar związanych z emisją dwutlenku węgla.  Decyduje się jednak na kolejnego SUV-a, dostajemy Highlandera zamiast rodzinnego minivana.

Szkoda, bo Toyota Sienna, tak jak każdy amerykański minivan, to jest coś za czym tęsknią europejscy klienci. Nie chodzi nawet o rozmiary, ale inne podejście do podróżowania samochodem.

Jeśli podobają wam się rozwiązania Skody zwane Simply Clever, to przeciętny amerykański minivan może rozmiękczyć wasze serce. Skrobaczka chowana w klapce wlewu paliwa, parasol, albo szczotka do odśnieżania, wsuwana w drzwi, to wszystko namiastka wygody korzystania z minivana.

W Toyota Siennie nie musimy nic zamiatać, możemy skorzystać z wbudowanego odkurzacza, którym ogarniemy wszystkie okruchy. Może i siedzenia z trzeciego rzędu nie są wyjmowalne, ale za to te z drugiego rzędu rozkładają się, mają wysuwany podnóżek i można je przesunąć do tyłu aż o 63,5 centymetra.

Zmęczeni odkurzaniem możemy sięgnąć po orzeźwiające napoje do lodówki i położyć się wygodnie na jednym z 7 lub 8 foteli. Puszkę odstawimy do jednego z 18 uchwytów na kubki, a jak wybrany przez nas będzie za daleko, to powiemy przez mikrofon połączony z głośnikami, żeby pasażerowie zrobili to za nas.

Może i wygląd zewnętrzny Sienny miał być inspirowany pociągiem Shinkansen rozpędzającym się do 320 km/h, ale to wnętrze jest najważniejsze. Stanowczo odmawiam uznawania Skody Fabii kombi za rodzinny samochód, po obejrzeniu zdjęć wnętrza Toyoty Sienny.

Najwyraźniej Toyota umie je zarabiać, o czym świadczą wyniki sprzedaży. Widocznie coś z tyłu głowy ostrzegawczo im pipczy, gdy ktoś mówi spróbujmy z rodzinnym minivanem w Europie, skoro to też hybryda, a zielone światło zapala się na dźwięk wyrazów kolejny SUV to doskonały pomysł.

Dlatego nie zobaczymy Sienny w Europie. Może to dobrze, bo po przekroczeniu oceanu stałaby się pewnie dobrem luksusowym i popłynęłoby jeszcze więcej łez. Cena Toyoty Sienny w USA startuje od 34 460 dolarów, nawet nie będę przeliczał tego na złotówki, żebyście się nie denerwowali kwotą odpowiadającą wartości samochodu kompaktowego w w Europie. Highlander w Polsce swój cennik rozpoczyna od 251 900 zł, tyle wam powiem.

Pierwsze noworoczne postanowienie raczej mi nie wyjdzie. To wszystko wiadomo było już w 2020 roku, ale obejrzałem zbyt wiele zdjęć z amerykańskich testów Toyoty Sienny, żeby się nie rozpłakać.