Ciekawostki

Zmieniłem kombi w sedana. Sprawdziłem, czy będzie taniej

Ciekawostki 26.03.2024 37 interakcji

Zmieniłem kombi w sedana. Sprawdziłem, czy będzie taniej

Piotr Barycki
Piotr Barycki26.03.2024
37 interakcji Dołącz do dyskusji

Po co mieć kombi, skoro można je zmienić w sedana, zyskując dodatkową przestrzeń bagażową i obietnicę potencjalnie niższego spalania? Nie wiem, dlatego zamontowałem na haku dodatkowy bagażnik i ruszyłem w trasę, żeby sprawdzić, czy faktycznie będzie lepiej.

I gdyby ktoś pytał, o co chodzi w tym bezsensownym wstępie, to już tłumaczę, że chodzi o nic innego, jak o Thule Arcos, czyli taki box podróżny, ale taki, którego nie wrzucamy na dach, a montujemy na haku. Wiem, że w tym momencie można zadać pytanie „co i po co?”, które też zadałem sobie przed rozpoczęciem testów, ale po kolei, bo udało mi się znaleźć kilka odpowiedzi i na te pytania.

Thule Arcos – co trzeba wiedzieć na start?

Przede wszystkim to, że w swojej ogólnej idei nieprzesadnie różni się od klasycznych boxów na dach. Jest po prostu sporawą, pustą w środku, sztywna skorupą, do którego wrzucamy rzeczy według własnego uznania (lub goniącego nas czasu), a potem według własnego uznania albo zabezpieczamy je dostarczanymi w zestawie pasami, albo liczymy na to, że nie będą się przesadnie obijać. Ewentualnie wykorzystujemy profesjonalny ręcznik (nie mówcie nic żonie, a mojej w szczególności):

Wymiary? Z zewnątrz – 171 x 78 x 54 cm w testowanym rozmiarze L, przy czym, o ile wnętrze jest raczej foremne – choć nie uniknięto zagłębień i załamań tu i tam – to narty o krasnoludziej długości 158 cm mieściły się tylko i wyłącznie na skos (choć na płasko), a i to z bardzo niewielkim zapasem. Nie jestem więc pewien, czy gdybym jeździł regularnie na narty w więcej niż jedną niewysoką osobę, to byłby mój absolutnie pierwszy wybór – chociaż do tego jeszcze wrócę później.

Jeśli natomiast chodzi o pojemność i ładowność – wciśniemy tutaj do 400 l bagażu o maksymalnej masie 50 kg (choć warto sprawdzić też udźwig naszego haka – sam box to 20 kg). Thule sprzedaje przy tym – choć za dość bolesne 1200 zł – zestawe 4 plecaków, które mają idealnie pasować do tego boxu i każdy ma 75 l pojemności. Nie przybyły do mniej jednak w testowym zestawie, więc mogę tylko stwierdzić, że bez najmniejszych problemów zmieściłbym tutaj co najmniej cztery 28-litrowe Aiony i jeszcze zostałoby trochę miejsca. Pewnie piąty wszedłby pionowo.

Gdyby ktoś przy tym pytał, to tak – te dwa zawiasy jak najbardziej wchodzą w przestrzeń bagażową, natomiast nie zajmują aż tyle miejsca, żeby uznać to za jakiś większy problem, chyba że planujemy wypakować boxem absurdalnie do granic możliwości. Jeździłem już kilka razy z boxem pełnym plecaków i ani razu nie miałem problemów z zamknięciem.

Czyli wiemy już w skrócie, że Thule Arcos jest boxem, wozi rzeczy, w środku wygląda mniej więcej jak zwykły box, wciągnie bez problemy od 4 do 5 solidnych plecaków, narty od biedy też wejdą, o ile nie są zbyt długie. To jednak oczywiście nie koniec tekstu, bo chyba by mi tego w redakcji nie przepuścili.

Zresztą jest jeszcze jedna rzecz, o której koniecznie trzeba wiedzieć.

Czy Thule Arcos to box na hak? Tak. I nie.

Patrząc bowiem na zdjęcia, można uznać, że tak właśnie jest, ale to tylko część prawdy. W rzeczywistości, żeby wozić się z Arcosem, poza samym autem i boxem, trzeba jeszcze dokupić jeden element, czyli platfomę – Thule Arcos Platform. Bardzo sprytnie zapomniałem jej zrobić zdjęcia, ale wygląda tak i to ją mocujemy na początek na haku.

Nie jest to przesadnie trudne, bo platformę łatwo przenosić i waży mniej niż 10 kg, więc dotarganie jej do samochodu nie uzasadnia odpalenia na Garminie treningu siłowego. Potem wystarczy ją tylko założyć na hak, zapiąć dźwigienką, przekręcić kluczyk w zamku i gotowe. Jedyne, do czego mogę się na tym etapie przyczepić, to fakt, że chyba nigdy nie udało mi się tej platformy za pierwszym razem zapiąć idealnie równo w stosunku do tyłu samochodu – brakuje tutaj jakiegoś prostopadłego punktu odniesienia, chociaż teoretycznie oczywiście prostopadła belka jest. Ale i tak regularnie montowałem platformę, zerkałem na nią, „ok, krzywo” i poprawiałem.

Drugim etapem jest montaż samego boxu, co wymaga po prostu wsunięcia go na szyny aż do momentu zablokowania go w odpowiednich zaczepach, a potem… dokręcenia śrubek z podkładkami dostarczonym kluczem imbusowym.

I teraz z dobrych rzeczy – zajmuje to pojedyncze minuty. W jednej z amerykańskich recenzji przeczytałem, że pierwsza instalacja może zająć nawet godzinę, co skłania mnie do podtrzymania mojej opinii o tej nacji. W rzeczywistości, z zegarkiem w ręku, po przeczytaniu instrukcji, można całość zmontować w 5 minut, wliczając w to targanie całego zestawu z domu. Po drugie – dzięki rozdzieleniu zestawu na dwie części, całość jest po prostu lżejsza, niż gdyby trzeba było to targać i montować razem.

Przede wszystkim jednak całość jest wielokrotnie łatwiejsza w instalacji niż samodzielne wrzucanie boxu na dach. Owszem, taki Motion 3 w rozmiarze M (również 400 l) waży 17 kg, ale jest to jednak 17 kg, które musimy wrzucić na dach, co przy obecnej modzie na SUV-y może oznaczać całkiem spory wysiłek, szczególnie dla jednej osoby. Arcosa unosimy na wysokość kolan – a i to w sytuacji, kiedy nie jesteśmy zbyt rośli – i koniec, gotowe, zrobione. Tak, można stwierdzić, że uniesienie 20 kg nad głowę nie powinno być dla nikogo problemem, ale nawet jeśli – skoro można to zrobić wygodniej, to dlaczego nie.

Niestety z platformą Thule wiąże się kilka problemów. Po pierwsze i trudne do pominięcia – jest piekielnie droga, bo kosztuje 1900 zł. Owszem, można i tyle bez problemu zapłacić za zestaw belek bagażnika bazowego, ale problem w tym, że na belki na dachu możemy zamontować cokolwiek. Rower, narty, kajak, namiot i tak dalej. Na bazę Arcosa możemy – przynajmniej na razie – zamontować tylko i wyłącznie Arcosa. Koniec.

Drugim, aczkolwiek dużo mniej poważnym zarzutem, jest sposób montowania boxu na platformie. Część z zaczepami jest jak najbardziej w porządku, natomiast część z dokręcaniem samodzielnie śrub „na oko” (10 Nm według instrukcji) jest już taka… mało Thule. Nie dostajemy nawet jakiegoś fikuśnego klucza klikającego przy uzyskaniu odpowiedniego momentu dokręcenia – ot kawałek imbusa jak z Ikei, radź sobie sam. Do tego nie udało mi się w całej obudowie znaleźć żadnego miejsca, żeby te śrubki z podkładkami po demontażu bagażnika przechowywać, co kończyło się tym, że na początku trzymałem je luzem i regularnie musiałem ich szukać po wnętrzu boxu, a ostatecznie przykleiłem sobie na taśmę woreczek na ściance we wnętrzu. Tak, wiem, przyczepiłem się, ale przy tej cenie chyba nawet należy.

Pewnym platformowym dyskomfortem jest też fakt, że proces instalacji boxu należy – w odwrotnej kolejności – powtórzyć przy demontażu. Nie jest to może przesadnie szokujące, ale jeśli ktoś myślał, że może raz skręcić te śrubki i potem demontować całość, to od razu mówię, że jednoosobowo jest to niesamowicie skomplikowane, o ponownym montażu w takiej skręconej formie nie wspominając. W dwie osoby – może by się dało. W jedną – pewnie szybciej zdrapałbym w ten sposób resztki lakieru z mojego zderzaka.

Co i tak nie zmienia faktu, że więcej niż kilku minut nam ten montaż i demontaż nie zajmie. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że będzie to szybsze, łatwiejsze i wygodniejsze niż montaż belek i boxa na dachu.

A jak się to… nosi?

Nieźle. 9 kg platformy jest właściwie nieodczuwalne, a i jest za co złapać, więc do auta doniesiemy to bez wysiłku. Z samym Arcosem będzie trochę trudniej, bo to już 20 kg i nie zrobiono mu jakiejś super wygodnej rączki do noszenia, ale nie narzekałem, wielokrotnie nosząc go z domu do auta i w drogę powrotną.

Thule Arcos – jak sie z tym jeździ?

Tak, jakby go nie było, co jest gigantycznym plusem w porównaniu do boxów na dach, które właściwie zawsze podnoszą i hałas we wnętrzu, i spalanie. Co ciekawe, według niektórych testów i deklaracji Thule, Arcos jest w stanie poprawić aerodynamikę auta i przyczynić się do niższego zużycia energii (tej w postaci spalanego paliwa również).

Jeśli chodzi o tę pierwszą część, to mogę to jak najbardziej potwierdzić. Różnica przy jeździe z Arcosem i bez Arcosa, jeśli chodzi o hałas we wnętrzu, jest kompletnie niezauważalna, nawet podróżując z maksymalną dopuszczalną prędkością (130 km/h). Kto jeździł w dłuższe trasy z boxem na dachu, ten wie, że dodatkowy bagażnik dachowy potrafi dać się we znaki – tutaj tego problemu kompletnie nie ma.

Z drugiej strony – mam wrażenie, że przez to trochę łatwiej zapomnieć o tym, że mamy ze sobą ten box. I o ile mój samochód z założonym „dachowcem” nadal zmieści się właściwie wszędzie (z SUV-ami już tak nie będzie), tak dołożenie boxa na haku, dość mocno odstającego nawet od tego haka, powoduje, że moje auto wydłuża się o trochę ponad 90 cm i nagle ma grubo ponad 5,5 m. Minus jest taki, że wystaje niemal z każdego miejsca parkingowego, natomiast plus jest taki, że ostateczny argument przeciwko zakupowi Maybacha, czyli „nie zmieszczę się na podjeździe”, ostatecznie upadł. Teraz pomiędzy mną a Maybachem stoi tylko drobna przeszkoda w postaci konieczności posiadania 1,5 mln zł.

Oczywiście trzeba też pamiętać, że z takim boxem nie skorzystamy ani z czujników parkowania, ani z kamery, chyba że wyposażymy się w jakąś formę dodatkowej, zewnętrznej kamerki i zamontujemy ją do boxa.

W kwestii spalania natomiast…

… czyli tego, że kombi-sedanem będzie się jeździć taniej niż kombi – niestety nie udało mi się tego naocznie potwierdzić. Zrobiłem kilkanaście „pętelkowych” kursów po pobliskim odcinku autostrady, starając się utrzymywać zawsze podobną płynność i średnią prędkość, podróżując o różnych porach dnia i w różnych warunkach pogodowych, wliczając w to bezwietrzne i bezdeszczowe dni, oraz mega deszczowe huraganowe wiatry i… raczej nic, a przynajmniej nic wielkiego.

Średnie spalanie z pętli z boxem przeważnie było dokładnie takie same, jak przy wykonywanych po kilku minutach pętlach bez boxa. Czasem można było zobaczyć różnice w okolicach 0,1 l/100 km (przy średnim spalaniu między 5,5 – 6,5 l), ale raz były one na korzyść zestawu z boxem, a raz na korzyść zestawu bez boxa.

Z drugiej strony – to w sumie i tak bardzo dobra informacja, że nawet na niezbyt wysokim kombi taki dodatkowy bagażnik co najmniej nie wpływa na zużycie paliwa. Jak ktoś planuje trasę przez całą Europę, to zrobi to sporą różnicę w zestawieniu z boxem na dach, nawet jeśli ten na dach miałby dorzucić tylko 0,2 l na setkę.

A czy jest się czego bać?

Nie. Wprawdzie całość w trakcie jazdy zauważalnie pracuje, ale to troche jak z Eposem – nic wielkiego z tego nie wynika. Jeździłem z Arcosem po krętych górskich drogach, dając się ponieść tak bardzo, jak pozwala na to rodzinne, przednionapędowe kombi z dieslem, i nic. Jeździłem po mega dziurawych drogach z bagażem o łącznej masie około 40-45 kg i też nic się nie stało. Na końcu też jeździłem w porywach wiatru do 80 km/h z prędkościami autostradowymi i również nic ciekawego się nie wydarzyło.

Zostawiałem też regularnie Arcosa na pastwę ulewnych deszczy i… no tak, nic ciekawego. Rzeczy, które były w środku, pozostały jak najbardziej suche. Jedyne krople wody dostały się do nie dopiero po tym, jak otworzyłem pokrywę i coś z niej kapnęło do środka (z górnej krawędzi, nie z dolnej, więc niestety tak, jak musi być).

Thule Arcos – losowe notatki

W sumie jedna – ten box z platformą w żaden sposób się nie odchyla. Co przeważnie nie stanowi większego problemu, bo klapa większości bagażników otworzy się bez trudu, a i dostęp do bagażnika jest całkiem dobry. Zresztą widać na zdjęciu powyżej, że między zderzakiem a boxem jest sporo miejsca.

Thule Arcos – czy warto?

Na początek klasyczna zmiana pytania na: czy ja bym kupił. Otóż nie, bo nigdy nie czułem potrzeby posiadania boxu w żadnym wydaniu, więc i tutaj niewiele się zmienia.

Z drugiej strony… są dwie drugie strony. Thule Arcos bez wątpienia rozwiązuje masę problemów boxów dachowych. Łatwo się go przenosi, łatwo się go instaluje w jedną osobę, nie trzeba go zbyt wysoko podnosić, nie generuje właściwie żadnego dodatkowego hałasu, a i po prostu dostęp do niego jest łatwiejszy i wygodniejszy. Czyli dostajemy taki box dachowy na sterydach, o ile wystarczy nam 400 l. Nie musimy się też właściwie o nic obawiać – nawet obładowany wytrzymuje bardzo trudne warunki pogodowe i drogowe.

Z drugiej drugiej strony – podejrzewam, że Arcos pozostanie w naszym kraju rozwiazaniem niszowym, przede wszystkim ze względu na cenę. Niezbędna platforma Arcos kosztuje 1900 zł, natomiast sam box w wersji L – 4750 zł. W sumie daje nam to więc 6650 zł, czyli kwotę wyraźnie wyższą, niż trzeba zapłacić za większość klasycznych boxów – i to często nawet w parze z bardziej uniwersalnymi niż platforma belkami bazowymi.

Pozostają więc jak dla mnie trzy główne grupy osób, które powinny Arcosa kupić. Pierwsza to ci, którzy chcą mieć coś fajnego i innego, bo Arcos bez wątpienia taki jest – dawno już tyle osób nie obracało się za moim samochodem (ok, nigdy nikt tego nie robił). Druga to ci, którzy potrzebują boxu, ale nie cierpią tych montowanych na dachu ze względu na wszystkie wady, jakie ten sposób transportu bagażu ze sobą niesie. Trzecią mogą być natomiast ci, którzy… mają już za dużo na głowie albo raczej na dachu. Jak już ktoś wrzuci np. na dach namiot i rower, to w sumie nie ma wielkiego wyboru.

Thule Arcos – zalety:

  • brak wpływu na głośność czy spalanie w trakcie jazdy
  • banalnie prosty montaż, szczególnie w jedną osobę
  • zero dźwigania czegokolwiek nad głowę
  • solidne wykonanie
  • opcja jednego klaucza do wszystkich zamków
  • całkiem spora dodatkowa przestrzeń do zagospodarowania
  • odporne na warunki pogodowe w niemal każdym wydaniu
  • czasem – jedyna opcja na dodatkowe miejsce przewozowe

Thule Arcos – wady:

  • konieczność dokupienia dodatkowej platformy, która służy tylko i wyłącznie do montażu tego bagażnika
  • w sumie cały zestaw wychodzi raczej drogo
  • auto z tym boxem robi się piekielnie długie
  • nie ma gdzie schować śrubek po demontażu
  • twoje auto jest nagle o kilkadziesiąt centymetrów dłuższe i nie masz czujników.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać