Wiadomości

Tesla ma pomysł na współpracę z klientami. To mogłoby być dobre, gdyby nie chciała być marką premium

Wiadomości 23.09.2018 272 interakcje
Piotr Szary
Piotr Szary 23.09.2018

Tesla ma pomysł na współpracę z klientami. To mogłoby być dobre, gdyby nie chciała być marką premium

Piotr Szary
Piotr Szary23.09.2018
272 interakcje Dołącz do dyskusji

Wbudowanie do samochodu konsoli do gier i wyprodukowanie go w namiocie? Nie ma problemu. Naprawa w godzinę? Spoko, da się zrobić. Tesla nie przestaje nas zaskakiwać pomysłami i dba o to, by nikt o niej nie zapomniał. Ze względu na zawalanie prawie wszystkich możliwych terminów, Elon Musk zaprosił właśnie do współpracy dotychczasowych klientów.

Zacznijmy jednak od początku: dlaczego tak właściwie Tesli grożą kolejne obsuwy czasowe? Okazuje się, że firma ta wyprodukowała sporą partię samochodów „na plac”. Nie są to egzemplarze skonfigurowane i zamówione przez klientów, a auta do wzięcia „od ręki”, jeśli tylko zgadzamy się na brak możliwości jakiejkolwiek indywidualizacji. Problem w tym, że mało kto chce kupić taką Teslę, więc setki egzemplarzy stoją sobie i czekają. Jest to zresztą dość intrygujące, bowiem amerykańska marka wcale nie pozwala na jakieś wielkie zmiany – jedyne, co nabywca może wybrać przy konfiguracji nowego samochodu, to rodzaj układu napędowego, kolor nadwozia, rodzaj felg i kolorystykę wnętrza. No i ewentualnie obecność otwieranego dachu panoramicznego w Modelu S. Nie sposób uwierzyć, że wśród tylu wyprodukowanych aut nie ma takich, które są skonfigurowane zgodnie z oczekiwaniami klientów.

Pojawił się pomysł, jak przyspieszyć sprzedaż samochodów z tak zwanego „stocku”.

Choć zapowiadano wycofanie się z programu darmowego ładowania samochodów w szybkich ładowarkach Supercharger, to dla nowych, niesprzedanych dotąd Tesli program wydłużono do końca września. W niektórych przypadkach sprzedawcy mogą też zaoferować klientom jeszcze jeden rok nielimitowanego szybkiego ładowania. Do tego wszystkiego jest jeszcze kilka mniej istotnych pomysłów, ale wszystkie mają na celu jedno: zwiększenie sprzedaży na koniec kwartału. Jeśli te plany się powiodą, to Tesla będzie mieć spory problem z wydaniem wszystkich zamówionych samochodów. I tu właśnie dochodzimy do pomysłu współpracy z klientami.

Grupa najbardziej zaufanych właścicieli tych elektrycznych samochodów ma pomóc producentowi i przeprowadzać wydania dla nowych klientów.

Na pierwszy rzut oka wydaje się to być pomysłem nie tylko ciekawym, ale i… dobrym. Bo o ile wzięcie pierwszego z brzegu właściciela auta i powiedzenie mu „powiedz coś o obsłudze nowemu klientowi” może skutkować tylko przerażeniem u obojga, to Tesla podeszła do sprawy nieco poważniej. Osoby, które miałyby pomóc w wydaniach, to grupa klientów doskonale zorientowana w eksploatacji tych pojazdów. Nawet zakładając, że nie przeprowadzono by żadnego szkolenia z zakresu wydawania samochodów, to nadal byłby całkiem niezły pomysł. Problem jest jeden.

Tesla chce być postrzegana jako marka segmentu premium, a po raz kolejny robi coś, co przy premium nawet nie stało.

Amerykański producent Modelu S czy Modelu 3 stara się cały czas skracać czas potrzebny do wydania samochodu. Obecnie w tym celu stosuje filmiki instruktażowe dla nowych nabywców, żeby pracownicy nielicznych salonów nie tracili zbyt dużo czasu na wydania. No niestety, ale to nie jest postępowanie godne marki premium. Nie twierdzę, że inne są idealne (ba, standardową procedurą po podpisaniu dokumentów w większości salonów, nawet tych „premium”, nadal jest „jedź pan, bo brama otwarta i zimno”), ale nie znaczy to, że Tesla ma równać w dół.

Tesla
By Mariordo (Mario Roberto Durán Ortiz) [CC BY-SA 4.0 ], from Wikimedia Commons

Jednym z sugerowanych przez obserwatorów rozwiązań jest to, aby po 2-3 minutach spędzonych z handlowcem, do dyspozycji nowego klienta pozostawić starszego stażem właściciela auta.

Miałby on odpowiadać na pytania. Gdyby coś takiego doszło do skutku – a jest to całkiem realna opcja – to właśnie tu tkwiłaby słabość całego planu. Tak się składa, że pracowałem w salonie samochodowym i wydałem klientom niejedno auto. Mogę więc jedynie stwierdzić, że w 2-3 minuty to można przekazać kluczyki, podejść do auta, otworzyć drzwi i wsiąść do środka, a nie cokolwiek sensownego opowiedzieć. A pytania?

Tak, z pewnością podekscytowany nowy klient będzie miał listę konkretnych pytań po dwóch minutach słuchania ogólników.

Minimum na opowiadanie o aucie to w praktyce około 15-30 minut, a maksimum… około 2-2,5 godziny. I wierzcie mi, że da się tyle opowiadać i odpowiadać na pytania bez powtarzania się. Tylko trzeba chcieć. I mieć więcej salonów i pracowników. I generalnie zdać sobie sprawę, że o skalowaniu biznesu warto było pomyśleć trochę wcześniej, a nie robić wszystko za każdym razem na ostatnią chwilę wierząc, że znowu się upiecze (choć pewnie i tym razem tak będzie). A tak będziemy mieć spędy wydawnicze, które owszem, są oryginalnym pomysłem, ale może lepiej by wyglądały w takich markach jak nieistniejące już Scion czy Saturn. Teslo – daj poczuć, że jesteś premium.

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać