Wiadomości

Skradziono mu jedną część z wnętrza pojazdu. Ubezpieczyciel mówi: szkoda całkowita

Wiadomości 31.01.2024 103 interakcje
Tymon Grabowski
Tymon Grabowski 31.01.2024

Skradziono mu jedną część z wnętrza pojazdu. Ubezpieczyciel mówi: szkoda całkowita

Tymon Grabowski
Tymon Grabowski31.01.2024
103 interakcje Dołącz do dyskusji

Szkoda całkowita po brytyjsku, czyli prawie nowy samochód ma pójść na złom z powodu stłuczonej szyby i braku kierownicy. Jeśli ubezpieczyciel nie czuje żadnej odpowiedzialności środowiskowej, to jak my mamy ją czuć?

Na każdym kroku przypomina się nam, konsumentom, o odpowiedzialności za środowisko. Nie drukuj maili, sortuj śmieci, nie kupuj tego co niepotrzebne, kupuj lokalnie, nie jedz mięsa, nie używaj samochodu, zamiast samolotu wybierz pociąg i tak dalej. Większość osób uznaje, że tak trzeba i jakoś tam stara się tego trzymać, zwłaszcza gdy za nietrzymanie się grożą surowe kary.

Chyba, że jesteś wielką korporacją. Wtedy odpowiedzialność za środowisko możesz zmiąć jak niepotrzebnego śmiecia, możesz rozrzucać folię po wafelkach w lesie, wrzucać plastikowe butelki do morza i wysłać na złom dobry samochód, bo ktoś ukradł z niego jedną część z wnętrza – konkretnie kierownicę.

Taką historię znalazłem na LinkedIn

Opisał ją pan Nick Chubb. W jego BMW złodzieje stłukli szybę kierowcy i ukradli kierownicę z pakietu M. I to wszystko, brak innych szkód. Pan Nick zawezwał więc przedstawiciela firmy ubezpieczeniowej Admiral, który po obejrzeniu strat zaproponował szkodę całkowitą. Jeśli dobrze rozpoznaję modele BMW, to jest to seria 4 F36:

szkoda całkowita

Która z kierownicą na miejscu prezentowałaby się tak:

szkoda całkowita

Stłuczona szyba i skradziona kierownica to szkoda całkowita? Jak to w ogóle obliczono?

Takie BMW jest warte w Wielkiej Brytanii ok. 10 tys. funtów (link do przykładowego ogłoszenia). To daje ok. 51 tys. zł. Sprawdziłem cenę kierownicy: 3965 zł. Nowa szyba kosztuje 600 zł. To mamy już całe 4565 zł plus powiedzmy 4 godziny pracy na zamontowanie wszystkiego. Wychodzi, niech stracę, 6000 zł, przy aucie wartym 51 tys. zł. I to zdaniem ubezpieczyciela jest szkoda całkowita. Podobno to dlatego, że nie ma nowych kierownic z pakietu M i trzeba czekać pół roku na część, a w tym czasie właściciel powinien mieć samochód zastępczy. I ten czas z autem zastępczym dolicza się do wartości szkody, i koniec końców wychodzi „całka”.

Normalnie byłoby tak, że ubezpieczyciel wypłaciłby wartość szkody

Kierowca kupiłby sobie używaną kierownicę (w końcu jego też była używana – co za różnica?), pewnie kradzioną, a mechanik by to wszystko zamontował. Nikt by nie narzekał i wszystko by się kręciło. Jednak zgodnie z procedurą to jest szkoda całkowita, a to że taka klasyfikacja oznacza właściwie złomowanie pojazdu, któremu absolutnie nic nie jest – to nie szkodzi. Zresztą tak samo z powodów ubezpieczeniowych niszczy się ogromne ilości części, często nowych, które mogłyby jeszcze komuś posłużyć. Ale to wy jesteście problemem, bo jeździcie do pracy Micrą K11 z gazem.

Instytucja szkody całkowitej to rak, którego trzeba wypalić chemią

Tą chemią powinno być rozporządzenie, o którym niedawno pisaliśmy, tyle że w mocno zmienionej postaci. To właśnie jest okazja, żeby uregulować, jakie typy szkód można zakwalifikować jako całkowite, a jakie wymagałyby obowiązkowej naprawy, choćby nie wiem ile razy przekraczało to teoretyczną wartość pojazdu. Obecnie mamy bowiem sytuację, gdzie byle incydent, nawet niekoniecznie związany z kolizją, wysyła na złom dobry samochód – i to nie tylko w Wielkiej Brytanii.

Czytaj również:

Musisz przeczytać:

Musisz przeczytać