REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Przegląd rynku

Okazja życia czy strata czasu? Sprawdzamy ceny elektrycznych aut demo

Samochody demonstracyjne są często dobrym sposobem na to, że kupić prawie nowe auto za cenę wyraźnie niższą niż cennikowa - pytanie tylko, czy warto ich szukać w przypadku aut elektrycznych?

09.10.2023
7:00
tuv 2024 tesla
REKLAMA
REKLAMA

Elektryczne auto demonstracyjne - czy warto się w ogóle zainteresować?

Argumenty są przede wszystkim dwa. Po pierwsze - może być taniej, ale to zaraz zweryfikujemy. Po drugie - może być od ręki i to akurat nie podlega dyskusji. Z drugiej strony - niektórzy producenci mają naprawdę bogate stocki samochodów elektrycznych, więc jeśli nie zależy nam aż tak bardzo na możliwości konfiguracji, to ten argument niekoniecznie się utrzymuje.

Jednocześnie elektryczne "demówki" są raczej wolne od problemów, które mogła wywołać demonstracyjna przeszłość aut spalinowych. Nie ma się tutaj co obawiać, że ktoś dawał mu na zimnym, że auto jeździł tylko na krótkich odcinkach i tym podobne. Samochód elektryczny trudno jest nieprawidłowo eksploatować - nawet jeśli służy za pokazówkę dla klientów.

Wciąż jednak musimy pamiętać o co najmniej dwóch potencjalnych problemach. Po pierwsze - auto zarejestrowane na dealera będzie miało gwarancję uruchomioną w momencie rejestracji i dla dużej części aut z tego zestawienia jest to 2021 r. Można oczywiście tę gwarancję tu i tam przedłużyć, ale to kolejny koszt - a miało być jak najtaniej.

Drugim problemem jest fakt, że wiele z tych samochodów z racji przebiegu nie nadaje się do zgłoszenia do programu dofinansowania, czyli ucieka nam kilkanaście albo kilkadziesiąt tysięcy złotych. Żeby więc oferta demówki była atrakcyjna, musielibyśmy mieć do czynienia z obniżeniem ceny sprzedaży o równowartość dofinansowania i jeszcze coś ekstra.

Czy faktycznie tak jest? Zobaczmy, skupiając się głównie na opcji "chcę kupić ten model jak najtaniej".

Tesla Model 3

Egzemplarzy oznaczonych jako podemonstracyjne nie znajdziemy wprawdzie na portalach ogłoszeniowych, ale są jak najbardziej prezentowane na stronie producenta - i to z dość potężnym rabatem.

Najtańszy egzemplarz Modelu 3 - w wersji podstawowej i przedliftingowej - kosztuje 175 310 zamiast katalogowych 211 490 zł. "Oszczędzamy" więc ponad 36 000 zł na tym, że ktoś wyjeździł "mniej niż 9380 km" i że nie możemy sobie wybrać koloru lakieru czy tapicerki.

Czy w ten sposób znaleźliśmy najtańszy sposób na zakup Tesli Model 3 bezpośrednio od Tesli? Trochę tak, ale...

Obecny, dużo ładniejszy Model 3 kosztuje jako nowy 205 990 zł i właściwie można uznać, że to dobra, gotowa konfiguracja - klikamy "zamów". Od tej kwoty, jeśli spełniamy odpowiednie warunki, możemy "odliczyć" sobie nawet 27 000 zł dofinansowania - czyli wyjdzie nam 178 990 zł. Mniej niż 4000 zł różnicy to chyba niezbyt wysoka kwota, a auto będzie nowe, chociaż z czarną tapicerką, która w egzemplarzu demonstracyjnym przyczyniła się do podniesienia ceny startowej.

O Tesli Model 3 przeczytasz też tutaj:

Oczywiście nie wszyscy mają możliwość skorzystania z tej zniżki albo nie chcą tego robić. Wtedy takie demo zdecydowanie wydaje się kuszące (gdyby nie ten paskudny przód).

Mazda MX-30

Prawdopodobnie nie istnieje uniwersum, w którym Mazda MX-30 jest rozsądnym zakupem samochodowym, natomiast nawet w naszym jej zakup może uzasadniać jej... fajność. Tak, ludzie kupują też auta, bo im się podobają, a nie dlatego, że do środka zmieści się 12 lodówek i 1000 galonów wody butelkowanej. Problemem jest tylko cena takiej zachcianki, a MX-30 do tanich nigdy nie należała.

Według obecnego konfiguratora. najtańsza odmiana, tj. MX-30 Prime-Line, kosztuje 161 100 zł. Jeśli odejmiemy od tego dotację w najwyższej możliwej wysokości, ostatecznie wyjdzie nam 134 100 zł.

Ceny egzemplarzy demonstracyjnych zaczynają się natomiast od równych 115 000 zł i to nawet pomimo symbolicznego przebiegu. Niestety liczba takich ofert jest bardzo mocno ograniczona i błyskawicznie przeskakujemy w okolice 150 000 zł - wprawdzie wersja wyposażenia jest dużo wyższa, ale tytułu "najtańszego sposobu na zakup MX-30" nie da się w tym przypadku przyznać.

Fiat 500

Zupełnie inne auto, ale ten sam model zakupowy - kupujesz, bo ci się podoba i koniecznie chcesz. Niestety w tym przypadku trzeba naprawdę bardzo, bardzo chcieć. Od razu można też zaznaczyć - tanio nie będzie, bo ofert jest niewiele i obejmują tylko model 3+1.

Co mówi nam cennik? Że najtańszy wariant 3+1 z silnikiem 95 KM kosztuje minimum 149 400 zł. Za wersję 118 KM trzeba już zapłacić co najmniej 169 400 zł i jestem naprawdę zaciekawiony tym, ile osób zdecydowało się na taki zakup.

Egzemplarze demonstracyjne mają wprawdzie niewielkie przebiegi i jednocześnie urywają sporo z ceny (do ok. 30 000 zł), ale nawet taka obniżona kwota i tak urywa również głowę. Przy okazji jest też - przynajmniej dla "bazowych" wersji - porównywalna z tym, co można uzyskać, sięgając po dotację w jej najwyższym wydaniu.

Ford Mustang Mach-E

Tutaj pojawia się trochę problem, bo owszem, najtańsze egzemplarze demo kosztują wyraźnie mniej niż najtańszy nowy Mustang Mach-E (269 550 zł) i dodatkowo są mocniejsze albo zdecydowanie mocniejsze od wersji bazowej (269 KM), ale mają też całkiem uczciwe przebiegi. Ponad 30 000 km ze zrzutu ekranu powyżej całkiem dobrze świadczy o elektrycznym Mustangu, ale pewnie wielu osobom nie będzie się sklejać z hasłem "demówka".

Można oczywiście znaleźć egzemplarze z przebiegiem w okolicach np. 1000 km, gdzie cena za odmianę AWD 351 KM w wersji First Edition oscyluje w okolicach 290 000 zł - i to już wygląda na całkiem kuszącą ofertę, bo katalogowo za 315 KM trzeba obecnie zapłacić ponad 345 000 zł. Takiej ceny nie uzyskamy więc nawet w sytuacji, kiedy skorzystamy z dotacji.

Aczkolwiek wygląda na to, że jak ktoś chce Mustanga jak najtaniej, to zostaje mu po prostu wybór bazowej wersji z katalogu.

Peugeot e-208

Niestety tutaj cudów nie będzie, przynajmniej jeśli szukamy najtańszego e-208. Według cennika za bazową odmianę Active trzeba zapłacić 156 600 zł, czyli po odjęciu dotacji w najwyższym wydaniu wyjdzie nam 129 600 zł - o 300 zł mniej niż najtańsze demo na Otomoto.

Sytuację zmienia mikroskopijnie fakt, że egzemplarze demonstracyjne są przeważnie lepiej wyposażone. I tak odmiana Allure Pack (GT pomińmy, bo to oferta najmu) kosztuje standardowo 166 900 zł, a tutaj - 154 900 zł. Chociaż jeśli odjąć od ceny standardowej dofinansowanie... to nie, dalej niespecjalnie się to kalkuluje.

Audi Q4

Znowu miejscami pojawia się ten sam problem, co przy Mustangu - dość spory przebieg. Na szczęście są i oferty z niskimi przebiegami i ceny i tak startują w okolicach 190 000 zł.

Zaglądamy do konfiguratora Audi, a tam - minimum 244 600 zł za podstawowy model. Po odjęciu dofinansowania schodzimy poniżej poziomu 220 000 zł, czyli teoretycznie oferty demówek są faktycznie atrakcyjne. Sprawę komplikuje jednak fakt, że na stronie Audi możemy znaleźć m.in. gotowe do odbioru egzemplarze Q4, których ceny zaczyna się od 194 236 zł, a Sportbacka można kupić nawet za 192 738 zł i... jeszcze odliczyć od tego dotację, o ile możemy ją dostać.

Oczywiście będą to wersje bazowe, ale taniej już się chyba nie da.

Nissan Leaf

I znowu - ktoś tymi autami jeździł, jak śmiał. Jeśli szukamy egzemplarzy, które kuszą symbolicznym przebiegiem, to najtańszy będzie nas kosztował 131 900 zł i jest to wariant N-Connecta 40 kWh.

Co na to cennik? Jeśli chodzi o wariant bazowy, to minimalna cena wynosi 155 900 zł - czyli z pełnowartościową dotacją kupimy nówkę taniej (128 900 zł) od dema, o ile nie interesuje nas wersja wyposażenia. N-Connecta kosztuje natomiast co najmniej 165 900 zł, więc w tym przypadku możemy oszczędzić kilka ładnych tysięcy złotych. Ale raczej okazja życia to to nie jest.

Demonstracyjne samochody elektryczne - czy warto?

Biorąc pod uwagę tych kilka wybranych przykładów - miejscami zdarzają się sytuacje, kiedy warto. Przede wszystkim wtedy, kiedy nie możemy z jakiegoś powodu albo skorzystać z dofinansowania w ogóle, albo możemy skorzystać z jego "mniejszych" wersji. Albo po prostu nie chcemy się bawić w papierologię.

REKLAMA

Jeśli jednak spełniamy wymagania dotyczące najwyższego poziomu dotacji, to przypadków, gdzie demo będzie nam się opłacać, jest raczej niewiele, a i różnice w cenach - o ile występują - mogą nie być aż tak kuszące, żeby zrezygnować dla nich z nowego-nowego samochodu.

Osobną sprawą może być ewentualnie kwestia dostępności - może już nie czeka się na nowe auta aż tak długo, jak jeszcze niedawno, ale duża część demówek jest dostępna od ręki. A to zawsze coś.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA